Wszystko działo się jak w jakimś alternatywnym świecie. Czas płynął szybko, jednakże każda chwila zapadała obojgu w pamięci aż zbyt głęboko. Zwiedzali miasto, błądzili po starych kamieniczkach; robili zdjęcia telefonem w najzwyklejszych miejscach, przybierając śmieszne miny, bądź łapiąc drugą osobę w kadr, kiedy ta pojawiła się w całkiem korzystnej, bądź i nie, scenerii. W pewnych momentach zachowywali się wręcz jak dzieci, śmiejąc się, wskazując na jakiś budynek z ciekawością czy nawet, jak Freya, chodząc po krawężniku, próbując złapać równowagę. To był ich czas, spokojny, radosny, beztroski. Nawet wypad pewnego popołudnia do wesołego miasteczka, które pojawiło się w mieście, okazał być się najzwyczajniejszą, prostą sprawą. Z początku szatynka bała się takiego wyjścia, mając na uwadze romantyzm, jaki towarzyszył głownie bohaterom filmowym w takich chwilach. No tak, karuzele, przesłodzone loterie i zdobywanie pluszaka dla uradowanej kobiety; Freya już miała zaprotestować, jednak poddała się, kiedy Liam zabrał jej klucze od mieszkania. I tym sposobem skończyła na deptaku pośród rozszalałych dzieci, zakochanych par i innych ludzi, którzy postanowili się wybrać w to miejsce. O dziwo, nic z jej scenariusza nie miało miejsca; po przerażająco nudnym domu strachów i dziwnej wystawie luster, aż po kolejkę, po której prawie by zwymiotowała, skończyła na ławce, protestując przed jakimikolwiek dalszymi atrakcjami. Udając irytację, w dobrym humorze wracali umazani, a raczej poklejeni od waty cukrowej, którą według Liama musieli kupić ze względu na jej dziwny niebieski kolor.
To był zdecydowanie najlepszy czas dla Frei, która leżąc któregoś wieczora w łóżku, nie mogła zasnąć. Był to jeden z tych momentów, kiedy Liam z tym swoim aroganckim uśmiechem pocałował ją w policzek i wrócił do siebie, jak każdy normalny przyjaciel. Oglądając się wprawdzie za siebie, dał jej do zrozumienia, że miałby ochotę na coś więcej. Ona natomiast z uśmiechem na ustach wróciła do mieszkania i z kubkiem herbaty usiadła na łóżku, po raz pierwszy od przyjazdu włączając laptopa. I mimo że było całkiem sporo spraw do przejrzenia, po kilku minutach wyłączyła urządzenie, opadając na poduszki. W jej głowie było za dużo myśli; w szczególności tych dotyczących Liama. Ich relacje w ciągu tych kilku dni były zdecydowanie zbyt skomplikowane jak dla Frei. Nie była to przyjaźń sama w sobie, bo jednak często między nimi iskrzyło; oboje jednak flirtowali ze sobą, pozwalali sobie na gesty, których żadne z nich nie użyłoby wobec innego przyjaciela. Dochodziło też tych kilka nocy, które ze sobą spędzili. A mimo wszystko nadal wierzyli, że wraz z odjazdem Cassilly wszystko wróci do normy. Chociaż raczej chcieli w to wierzyć, bo ani jedno, ani drugie nie było pewne tego, co przyniosą kolejne dni.
A one były całkiem podobne do pozostałych. Następny z nich, sobota, o tyle się różnił, że tym razem, kiedy Freya wyszła rano do znajomego już sklepiku za rogiem, Liam akurat wchodził do budynku. I kiedy zielonooka wróciła, wchodząc po schodach na piętro, zauważyła znajomego mężczyznę, siedzącego na stopniach prowadzących na górę.
– Co cię sprowadza? – przywitała go z uśmiechem. Szatyn od razu się podniósł, obejmując od razu smukłą sylwetkę Cassilly.
– Myślałem, że uda mi się wpaść na śniadanie – wyszeptał jej do ucha, dłonią sunąc w górę i w dół jej ramienia. – A tu pustka.
– Stęskniłeś się aż tak? – Uśmiechnęła się, kiedy pocałował ją delikatnie i powoli. W takich chwilach, gdzieś w głowie zapalała się lampka ostrzegawcza, aby się oddaliła; u niego wyglądało to podobnie. I chociaż były chwile, kiedy się powstrzymywał, wracał, tak jak tamtego dnia. – A na co masz ochotę?
– To chyba jasne – wymruczał uwodzicielsko; Freya zaś najpierw zachichotała i przygryzła wargę, a zaraz później spojrzała na niego karcąco. – A chodziło ci o śniadanie? Chyba straciłem apetyt przez to czekanie.
CZYTASZ
Distance // Liam Payne ✓
FanfictionFreya i Liam. Ich uczucie podobno już dawno zostało skreślone, jednak ku zaskoczeniu obojga wystarczy mała iskra, aby podpalić słabe serca na nowo. Kiedy ponownie spotykają się po latach coś ich przyciąga, coś oddala. Ostatecznie i tak cieszą się sw...