# lV.

393 29 2
                                    

Za oknem było już jasno, kiedy Liam obudził się i siadając na skraju łóżka, przetarł twarz dłońmi, ziewając po raz kolejny. Nie wiedział dokładnie, ile czasu udało mu się przespać, kiedy ostatecznie usnął. Mimo iż Freya odpłynęła szybciej, mężczyzna nadal zastanawiał się nad tym, co się wczoraj stało. A raczej, co się stało w przeciągu dwóch ostatnich dni. Najbardziej jednak próbował dojść do tego, co skłoniło go do podjęcia takiej, a nie innej decyzji. Przygryzł wargę, odwracając lekko głowę. No tak, ona. Spała otulona pościelą niczym dziecko, które nie rozstaje się ze swoim ulubionym kocykiem. Liam uśmiechnął się nieco do siebie. Nie mógł już nic zrobić, sam podsunął ten szalony pomysł i rezygnacja z niego byłaby tylko pretekstem dla Frei do wyśmiania go. Widział przed oczami już jak stoi z założonymi rękoma, mówiąc że przecież o to cały czas mu chodziło. Żeby się bawić. Korzystać z życia. Bez żadnym zobowiązań. Bez zawracania sobie głowy niepotrzebnymi ceregielami. Takiego go właśnie widziała, bo tak sam siebie wykreował. Jako wiecznego chłopca.

Przeczesując dłonią nieco przydługie włosy wstał i spokojnym krokiem udał się do kuchni. Wprawdzie nie znalazł za wiele w lodówce, jednak udało mu się zrobić jakieś śniadanie, które nadawałoby się do spożycia. Wracając do pokoju odłożył talerz oraz dwa kubki z kawą na stolik i z zadowoleniem zauważył, że kobieta jeszcze śpi; aż szkoda mu było jej budzić. Nachylił się jednak nad nią i delikatnie przesuwając palcem po jej policzku, musnął jej wargi. Nie musiał długo czekać na jej reakcję; powoli otworzyła oczy i zadowoleniem oddała pocałunek.

– Czyż nie miało być bez uczuć i tego zbędnego romantyzmu? – mruknęła, podnosząc się do pozycji siedzącej, kiedy podał jej talerz. Szatyn spojrzał jednak na nią i kręcąc głową, usiadł obok niej.

– Nie. Miało być bez zaangażowania. – Wziął jedną kanapkę z jej talerza i wskazał na nią. – A to nie jest zaangażowanie. To jest kanapka.

– Przespałam się z geniuszem. – Odgarnęła włosy z czoła, kątem oka widząc jak Liam wywraca oczami.

– Daj mi dokończyć, to jest kanapka rewanżowa. Ty zrobiłaś śniadanie wczoraj, ja zrobiłem dziś. Zaangażowaniem by było gdybyś to ty znowu zrobiła coś do jedzenia.

– Wtedy to byłoby jawne wykorzystywanie mnie. I to tanie. – Ugryzła chleb, zerkając na stolik, na którym stały dwa kubki kawy. – Ale ja nie robiłam wczoraj nic do picia.

– Powiedzmy, że to taki bonus. Ale musisz sobie wstać po nią, bo mi się już za bardzo nie chce. – Oparł się o oparcie łóżka przy ścianie. Uniósł kąciki ust, kiedy ona się uśmiechnęła rozbawiona całą sytuacją. Bo nie był to normalny poranek każdego z nich. Było w nim coś innego, ale obojgu się podobało.

– Robisz się taki leniwy jak ja.

– Niestety, ciebie już chyba nikt nie pobije – mruknął rozbawiony, kiedy ona zmarszczyła nos i prychając wstała po kubek z kawą. – A dla mnie?

– Widzisz, jestem aż tak leniwa, że starczy mi siły tylko na jeden kubek. – Wystawiła język w jego stronę. – Tylko mi nic nie rób, bo mam gorącą kawę i nie zawaham się jej wylać.

– Grozisz mi? – Nachylił się bliżej niej; już miała coś mu powiedzieć, kiedy dotknął jej dłoni na kubku i delikatnie zabrał jej naczynie, sam upijając z niego gorący napój. – No to teraz jednak musisz wstać po drugą.

Otworzyła lekko buzię, nieco rozśmieszona sytuacją. Wypełniało ją szczęście, którego nawet nie rozumiała. Przecież nie raz budziła się w podobnej sytuacji. Nie raz dostawała śniadanie do łóżka. I czasem było nawet lepsze, a mężczyzna, które je robił miał być jej jedynym. Mężem, przyjacielem, ojcem jej dzieci. Tylko właśnie, to było takie dorosłe, poważne, wszystko perfekcyjnie dopięte na ostatni guzik. A z Liamem nadal czuła się jakby była nastolatką. Byli w dziwnym układzie, bardziej przyjacielskim, jednak oboje doskonale się znali i wiedzieli, czego pragnie ta druga osoba. Była między nimi chemia, magiczna atmosfera, która opierając się na spokoju, harmonii, a jednocześnie i chaosie, przepełnionym śmiechem, nutką romantyzmu, ale i dystansem.

– Nie za dobrze ci?

– Co masz na myśli? – Spojrzał na nią z ukosa, zamyślonym wzrokiem. Opierała się głową o jego ramię, po tym jak odłożyła pusty kubek obok łóżka.

– No wiesz, ja mam urlop, który wcześniej zaplanowałam, dlatego tu jestem, ale ty chyba powinieneś być w pracy.– oznajmiła, spoglądając na zegarek na ścianie, który wskazywał dziewiątą. – Chyba że już cię wyrzucili.

– O to się nie martw, od razu od ciebie wskoczę na moment do firmy. Moja szefowa już się przyzwyczaiła.

– Jak szefowa to się nie dziwię – mruknęła rozbawiona, po chwili obrywając za ową uwagę z łokcia w bok. – Mówię z własnego doświadczenia. W sensie nie z szefową, ale z tobą. Nie patrz tak na mnie. Wiesz doskonale, o co mi chodziło!

– Winny się tłumaczy.

– Nienawidzę cię.

– Z wzajemnością. – Złapał jej dłoń i splatając ze swoją, próbował uniknąć porażki w walce na palce.

Kilkadziesiąt minut później Freya zamknęła drzwi za Liamem, który z niemrawą miną udał się w drogę po dostaniu wiadomości od znajomego, że jego szefowa nie jest w najlepszym humorze. Szatynka wzruszyła ramionami z uśmiechem i pożegnała go, zapewniając, że nie wyjedzie aż tak szybko. Śmiejąc się jeszcze chwilę po jego wyjściu zabrała się za uprzątnięcie mieszkania, któremu nawet nie zdołała się przyjrzeć wcześniej. Było idealne na niedoszły poślubny wyjazd. Może nie wyglądało jak pokój w pięciogwiazdkowym hotelu Spa, ale przecież nie o to chodziło. Miało nawiązywać do niej i jej niedoszłego męża, kiedy utknęli w jakiejś dziurze i byli zmuszeni do przenocowania w podobnych warunkach. Chociaż w tym wypadku było o wiele lepiej, bo działało światło i była ciepła woda. Ale klimatycznie mieszkanko było proste i skromne, o co chodziło Frei. Tyle że teraz i tak było jej już wszystko jedno.

Ostatnie dni minęły jej bardzo szybko, co nie dziwiło jej aż tak jak fakt, że nie przeżyła aż tak rozstania z narzeczonym. Przez ostatnie dwadzieścia cztery godziny nawet o nim tak nie myślała. Śmiała się, żartowała, spędzała czas w łóżku z kimś innym. I to ją zastanawiało. Skoro aż tak bardzo jej to nie bolało to czy aby na pewno była tak zakochana jak myślała? Może to wszystko tylko pomogło jej i dzięki temu nie zmarnowała sobie życia? Sama już do końca nie wiedziała. Porównując to jednak z momentem, kiedy niegdyś zostawił ją Liam, teraz czuła się wspaniale. Tylko właśnie, może to była tylko zasługa Payne’a. I cały ten układ, na który nalegała, miał być jej egoistycznym lekiem na to, zapomnieniem. Wpakowała się w coś, dzięki czemu miała ruszyć do przodu, poniekąd jednak cofając się. Prawdą było, że dalej coś czuła do niego, miała słabość. Nie była to miłość, na pewno nie aż taka jaka kilka lat temu; teraz byli prawie że przyjaciółmi, „z bonusem”, jak to ujął Liam. Mimo wszystko Freya zdawała sobie sprawę, że granica jest ledwo widoczna i nie może jej przekroczyć, nie może się zaangażować. Kolejna porażka nie wchodziła w grę. A zasady gry byłego chłopaka zaczynały jej się podobać. 

Distance // Liam Payne ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz