[HashiTobi]No regrets and yet every regret.

153 6 7
                                    


    Tobirama nie potrafił pogodzić się z pustką, jaka panowała w rezydencji, którą dzielił ze swoim starszym bratem. Czasem dalej odnosił wrażenie, jakby miał nagle wpaść do salonu i z całą swoją pasją zacząć opowiadać mu o czymś błahym. Tak już się nie działo. Jego brat, jak zwykle beztrosko i bezmyślnie zrobił coś głupiego. Nie był w stanie pojąć tej decyzji. Gdyby dał mu czas, mogliby znaleźć jakieś inne wyjście. Był pewien, że dałby radę coś wymyślić, aby nie musiał płacić takiej ceny. Głowił się naprawdę długo, jak mógłby zagrać śmierci na nosie. Przekopał się zdecydowanie przez niezliczone stosy zwojów, które miały dać mu odpowiedź lub naprowadzić na dobrą drogę. W końcu nie był pierwszym, który głowił się nad tym tematem. W przeszłości wielu chciało zatrzeć granicę między życiem, a śmiercią. Łączyła ich chęć odzyskania tego, co bliskie, ukochane i rozpaczliwe poczucie niesprawiedliwości.

Postanowił wyjść do sklepu, lawirując zwinnie między materiałami, z których korzystał. Opuścił chwilę później swoje mieszkanie. Idąc ulicą mijał ludzi, z którymi standardowo się witał. Słyszał jednak szepty za plecami dwóch staruszek, które łypały na nie dość nieprzyjaźnie, stojąc przy straganie z pomidorami.

- Sąsiadka mówiła, że chłopak chyba postradał zmysły – zaczęła z przejęciem – W jego klanie krążą plotki, że ma szalone ambicje, aby wskrzesić swego brata – dodała zaraz.

- Broń mu Boże zakłócać spokój zmarłym! - odparła druga kobieta istnie oburzona. - Zresztą od zawsze był jakiś inny. Aż dziwne, że tak pozytywny człowiek, jakim był Hashirama jest z nim spokrewniony – stwierdziła, a wtedy za nimi rozległo się chrząknięcie.

Obie odwróciły się, niczym na komendę i wyraźnie spięły, widząc obiekt swojej rozmowy.

- Przepraszam, mogłyby mnie panie przepuścić? - spytał uprzejmie, zdając się nie zauważać ich nerwowej reakcji. Kobiety rozsunęły się, jak na rozkaz, spoglądając na niego kontrolnie, zanim podjęły decyzje o wycofanie się po wymianie spojrzeń między sobą.

- Nie powinnyście wierzyć we wszystko co usłyszycie i roznosić to dalej – rzucił, gdy zdołały już postąpić kilka kroków w przód, a po tych słowach zamarły w bezruchu.

Jedna z nich już odwracała głowę w jego kierunku, aby odpowiedzieć. Napotkała dość mało przyjemne spojrzenie szkarłatnych tęczówek, tracąc na moment cała wolę walki.

Jej towarzyszka wykorzystała sprytnie tą chwilę, żeby ją pociągnąć za sobą i oddalić.

Odprowadził je wzrokiem, aby później, jakby nigdy nic wrócić do planu kupienia pomidorów. Później odwiedził jeszcze kilka sklepów, aż ruszył w drogę powrotną.

Obserwował mijane osoby, które w większość odzywały się do niego życzliwie.

Zastanawiało go, ilu z nich jest szczerych w swoich intencjach czy robią to z nawyku.

A w jak wielu oczach uchodzi, jak w przypadku tych staruszek za niepoczytalnego?   

  To było naprawdę zabawne, bo nie uważał się za szalonego. Chociaż doskonale zdawał sobie sprawę, z wątpliwej moralności tego co chciał zrobić. Oni nie mogli jednak go zrozumieć. Sam początkowo walczył ze sobą. Z pokusą, aby spróbować zakłócić odwieczne prawo. Miotał się między moralnością, a niesprawiedliwym wyrokiem losu. Właśnie z tego powodu porzucił etyczną stronę. Życie nie było sprawiedliwe.

Odebrało mu wszystko, co najbliższe. Dwójkę braci, gdy był młodszy i teraz Hashiramę, który był ostatnią ważną dla niego osobą na tym świecie. Bez niego nic nie było takie samo. Zresztą pomimo tej optymistycznej otoczki, rozumiał go jak nikt inny. Nie potrzebowali słów, aby się komunikować. On po prostu wiedział, a nawet sam Tobirama czasem nie miał pojęcia skąd. Odpowiadało mu to jednak, bo były rzeczy, które przez swój charakter nie mógł ubrać w słowa, a nawet ich wypowiedzieć. On po prostu je wiedział.

Naruto One shotsWhere stories live. Discover now