[HashiTobi] Jak powstało Edo Tensei.

185 9 1
                                    

Dedykacja za  zmotywowanie mnie, abym nie odstawiła pisania tego na bliżej nieokreślone potem.


   Zegar tykał, jakby w nerwowym oczekiwaniu, gdy stali w małym opuszczonym drewnianym domku. Hashirama nie wiedział od czego powinien zacząć, gdy spoglądał w poważne, szkarłatne oczy młodszego brata. Podjął jednak decyzję i uważał, że młodszy Senju miał prawo wiedzieć. Czułby się źle, gdyby w tej sytuacji wywinąłby mu ostatni psikus, a ten nawet nie miałby takiej świadomości. Postąpiłby wybitnie okrutnie, a na to zdecydowanie nie zasługiwał. Słowa jak na niego patrzył same grzęzły gardle, rzeczy jakie miał do przekazania i chwilę temu były poukładane i sensowne – rozpełzły się na wszystkie strony, niczym przerażone mrówki. Musiał to zrobić, mając nadzieję, że mu to kiedyś wybaczy.

- O co chodzi, Anija? - postanowił spytał młodszy, gdy cisza z każdą chwilą się przedłużała. Stawała się coraz mniej znośna, jakby jej spiętrzenie zagęszczało ciężką atmosferę. Panowała ona już od dłuższego czasu, a on nie rozumiał co się święci. Brat nigdy w ten sposób się nie zachowywał. Pierwszy raz czuł naprawdę silną obawę.

- Bo widzisz, Tobirama – zaczął z nieco głupawym uśmiechem.

Robił tak zawsze jak się stresował. Ewentualnie zrobił coś wybitnie nieodpowiedzialnego i wymyślał jakąś totalnie kosmiczną wymówkę. Zmarszczył brwi, coś tu zdecydowanie nie grało. Im więcej trudu w próbie podjęcia tematu widział, zaczynał mieć gorsze przeczucia.

- Tą misję wypełnię sam. Nie chcę, abyś się narażał. Oddaje ci tytuł Hokage i przepraszam – oznajmił i nim ten zdołał chociażby wykrzyczeć, jakie to nieodpowiedzialne i niebezpieczne korzenie przebiły się przez podłogę i spętały go, aby nie próbował go powstrzymać. Patrzenie na niego w tych okolicznościach niesamowicie go bolało. Nie mógł jednak się wycofać z podjętej decyzji. Nie chciał go stracić. Nie mógł pozwolić na to, żeby znowu ponieść porażkę. Wolał się poświęcić, bo on miał zasługiwał, aby dalej żyć. Nie zniósłby kolejnej okropnej tragedii i trzymania w ramionach martwego ciała ostatniego młodszego brata. Jego obowiązkiem było go chronić za wszelką cenę.

- Przestań tak mówić! To głupota, Anija! - wrzasnął, szarpiąc się i próbując oswobodzić.

Podszedł do niego i dotknął delikatnie bladego policzka, czując jak Tobirama zastyga w bezruchu. Przyłożył swoje czoło do jego i spoglądał w te przerażone prawdą, jaką mu przekazał oczy. To było jeszcze bardziej dobijające, lecz nie miał zamiaru zmieniać nic.

- Przepraszam. To już ostatni raz – odparł, składając tą obietnicę, która wcześniej zawsze brzmiała; to się już nigdy nie powtórzy. Niestety tamte obietnice miały to do siebie, że się powtarzały. Gdy obiecywał już więcej nie przepuszczać pieniędzy na hazard lub się upijać.

Ta była inna. Miał zamiar dopełnić ją do końca, mimo goryczy jaką odczuwał. Jego bezpieczeństwo było dla niego najważniejsze. Był wyżej niż wioska, lecz ją mu powierzał.

Był też świadomy, że go nie zrozumie. Dlatego nie mógł pozwolić, aby udał się za nim. Odsunął się i odwrócił, zaciskając przez moment powieki, bo łzy zdradziecko cisnęły mu się do oczu. Nie chciał okazać mu tego cierpienia. Wolał, aby miał iluzję silnej decyzji. Chociaż nigdy nie był w tego typu rzeczach dobry. Ruszył do wyjścia, żeby samotnie zmierzyć się z wrogiem w akompaniamencie zrozpaczonych krzyków brata, który chciał go przed tym powstrzymać. W odpowiedzi jedynie wzmocnił się uścisk jego więzów.

Naruto One shotsWhere stories live. Discover now