-03-

2.5K 125 72
                                    

Kall

Obudziłem się, gdy było już ciemno. Przetarłem dłońmi oczy, odczuwając lekki ból w przedramieniu. Ziewnąłem i rozejrzałem się lekko nieprzytomnie po miejscu w jakim się znajdowałem. Nie przypominało to już tunelu, którym szliśmy ani dziwnej jaskini pokrytej mchem i kolumnami oplecionymi bluszczem. Cichy i spokojny las tworzył wokół niezwykle sielankowy nastrój. Uniosłem z nadzieją głowę, ale nie dojrzałem nieba przez co odczułem delikatny zawód. Wciąż byliśmy w tunelach Hermesa?

Skupiłem się na swoich towarzyszach i uniosłem brew widząc śpiącego na plecach Philio. Brunet miał błogi wyraz twarzy z lekko rozchylonymi różowymi wargami i ciemnymi rzęsami rzucającymi cień na jego policzki. Isaac spał kawałek dalej, oparty o swój i mój plecak.

Było tu przyjemnie ciepło i co jakiś czas mogłem poczuć na skórze delikatny podmuch wiaterku. Przeciągnąłem się lekko, nim podrapałem się po głowie i nagle otrzeźwiałem przez ból jaki przeszył mnie ze zranionej ręki. Już wolałem to dziwne uczucie odrętwienia, pomyślałem, krzywiąc się. Moje ramie było obandażowane, a więc rana musiała być gorsza niż podejrzewałem. Poruszyłem palcami ręki i przysunąłem się bliżej Philio, zastanawiając się czy powinienem go budzić. Skoro zasnął musiał być padnięty, ale z drugiej strony co to za nieodpowiedzialne zachowanie?!

W końcu jednak podjąłem się decyzji obudzenia go choćby na chwilę. Przysunąłem się jeszcze bliżej bruneta przygryzając wargę, gdy ten przez sen odwrócił się w moją stronę. Z wielką chęcią wziąłbym teraz do rąk szkicownik i narysował go. Przez moment rozważałem tę myśl, ale w końcu westchnąłem i położyłem dłoń na jego ramieniu lekko nim potrząsając.

- Philio... - powiedziałem cicho, odczuwając, że mam lekką chrypę. Chrząknąłem i popatrzyłem wyczekująco na bruneta, ale ten wciąż słodko pochrapywał i nie reagował na moją próbę delikatnego obudzenia go. Pstryknąłem go w nos, na co go słodko zmarszczył, ale otworzył w końcu swoje srebrne oczy.

- Obudziłeś się – zamrugał, unosząc się na rękach tak, że nasze nosy prawie się dotknęły. - Jak się czujesz?

- Hm... lekko odrętwiały i boli mnie ręka. – odparłem i cofnąłem się, zerkając przez ramię na Isaac'a.

- Mogę zobaczyć? – spytał, łapiąc moją dłoń. Jeszcze się nie obudził czy jak? Był dziwnie spokojny i troskliwy. Ściągnął opatrunek i popatrzył na ranę składającą się z trzech lekko trójkątnych śladów po kłach.

- Zostanie mi po tym blizna? – zastanowiłem się, mrużąc oczy i wyobrażając sobie brzydkie, szpecące moją skórę ślady.

- Nie wiadomo. Nie znam właściwości jadu tego co nas zaatakowało – powiedział, sięgając po plecak Isaac'a. - Jednak skoro przemyliśmy ranę i powtórzymy to, to wątpię.

Przyglądałem się jak wyjmuje wodę i jakiś środek, zapewne odkażający.

- Może trochę boleć – mruknął, polewając ranę szczypiącym płynem.

- Trochę? – syknąłem z bólem wykrzywiającym mi twarz.

Siedziałem na miejscu tylko z powodu stabilnego chwytu mężczyzny, który nie pozwolił mi ruszyć się o milimetr. Zamrugałem, czując napływające mi do oczu łzy. Uh, odwróciłem wzrok zażenowany. Brunet spokojnie opatrzył mi na nowo ranę i posłał mi delikatny uśmiech. Zmarszczyłem brwi, nie rozumiejąc tego jego miłego nastawienia. Przyzwyczaiłem się do kpiących uwag, irytującego zachowania i zarozumiałych uśmieszków. Ta zmiana wprawiała mnie w zakłopotanie i nie wiedziałem jak się zachować. Sięgnąłem po wodę upijając parę łapczywych łyków i odkrywając jak bardzo tego potrzebowałem.

Synowie | boyxboyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz