-01-

4.8K 175 93
                                    

Opowiadanie pisane z perspektywy dwóch głównych bohaterów ;)

Kalliope

Nie, nie, nie! Nie zdążyłem nawet głośno zaprotestować, gdy wszystko co widziałem w jednej chwili rozmyło się wokół mnie. Nie czułem już miękkiego dywanu pod stopami, ani nie czułem delikatnego aromatu kawy, który unosił się w salonie. Przez przerażające sekundy miałem wrażenie, że spadam z wysoka z zabójczą szybkością. Niemal słyszałem świst wiatru wokół siebie. Wtedy dotarł jednak do mnie dziwny dźwięk... szczęk metalu? Nie miałem nawet czasu o tym pomyśleć czy zastanowić się nad tym, ponieważ nagle z krótkim okrzykiem wpadłem na coś. A raczej kogoś, bo przedmioty martwe nie wydają z siebie pełnego zaskoczenia sapnięcia.

Jęknąłem, czując się obolały po tej nagłej podróży. Nie wątpliwie nie byłem już w swoim domu i ta myśl mnie niepokoiła. Tylko tam czułem się naprawdę bezpieczny.

- Witaj, loczku - mruknął chłopak, na którym najwidoczniej wylądowałem. - Aż taki cudny jestem, że lecisz na mnie?

Spojrzałem na niego zmieszany, unosząc się na dłoniach, które oparłem na jego piersi. Cóż za upokorzenie, pomyślałem, zbierając się niezdarnie. Przełknąłem ślinę, czując wpływający mi na policzki rumieniec i nie potrafiąc spojrzeć mu w oczy.

- Nie wyglądasz na kogoś z obozu... - zauważył.

- Philio! Nic ci nie jest? - obok nas pojawił się wysoki, rudowłosy chłopak.

Niezdarnie wstałem z chłopaka i otrzepałem się z piasku. Krytycznie spojrzałem na swoje ubranie, założenie białych spodni było błędem, ale kto by pomyślał, że będę się tarzał po ziemi. Skrzywiłem się delikatnie, próbując jakoś uratować swój wygląd.

- Czyścioszek z ciebie? - parsknął Philio, wstając z pomocą rudowłosego.

Zlustrowałem go urażonym spojrzeniem. Ciemno brązowe, rozwichrzone włosy i pełne rozbawienia, jasno szare oczy, chłopak był spocony, a po jego ubraniu mogłem stwierdzić, że nie wylądował na ziemi pierwszy raz. Złapałem się na tym, że przyglądam mu się o moment za długo.

- Em... - pierwszy raz od bardzo dawna zabrakło mi słów.

- Philio Ramsey - wyciągnął w moją stronę dłoń, posyłając mi uśmiech. - Nie obrażaj się. Żartowałem. Witam w Obozie Półkrwi.

- Co? Nie... - jęknąłem, obracając się dookoła własnej osi i patrząc na obcy krajobraz. Gdyby nie okoliczności mógłbym nawet uznać to miejsce za ładne i z chęcią namalowałbym skrzącą się w słońcu tafle jeziora. Spojrzałem w stronę nieba, czując ciepłe promienie słońca na twarzy. – Zemszczę się... - wymruczałem pod nosem.

- Philiuś chyba zostałeś zignorowany - powiedział udawanym szeptem rudowłosy chłopak.

- Zauważyłem.

- Przepraszam – westchnąłem, podchodząc, by potrząsnąć lekko jego ciepłą dłonią. – Miło mi cię poznać Philio. - przywitałem się z małym uśmiechem

- Przybyłeś tu by dołączyć? - uśmiechnął się chłopak stojący za Philio.

- Co? Nie... - zmarszczyłem brwi. - Mam najwidoczniej głupią misje...

- Powinieneś się cieszyć! – uniosłem brew, nie rozumiejąc jego entuzjazmu. – Taka okazja...

- Ah, zagrożenie życia i śmiertelne rany... Legendarne potwory próbujące wyrwać ci ostatnie tchnienie aż żal odpuścić sobie taką okazję – powiedziałem z ironią.

- Sądzę, że powinniśmy iść do twojego ojca - mruknął brązowowłosy.

- Co? Nie, błagam. Wstyd mi tylko przyniesie. Chodźmy do Chejrona, on też da radę - powiedział rudowłosy i pchnął Philio i mnie w stronę lasku. Zachichotałem rozbawiony słowami chłopaka.

Synowie | boyxboyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz