-02-

2.2K 127 43
                                    

Philio

Ziewnąłem skubiąc winogron z małej miski, którą zabrałem Isaacowi. Potrafiłem ciągle tryskać energią, jednak poranki nawet dla mnie były ciężkie. Musiałem wcześniej wstać przez zajęcia z szermierki, a także parę obowiązków. Chciałem załatwić najważniejsze sprawy przed wyjazdem. Wydałem z siebie głębokie westchnienie i wsunąłem do ust kolejny słodki owoc.

Poranna cisza wcale nie pomagała mi w utrzymaniu otwartych oczu. Pawilon jednak był prawie pusty o tej porze, jeśli nie licząc osób, które miały poranne ćwiczenia. Albo zaburzenia psychiczne. No, bo kto normalny wstaje o takiej porze bez powodu. Jęknąłem, opadając na drewniany blat stołu.

- Atak! - zerwałem się na krzyk znanego mi głosu, a w miejsce, na którym przed chwilą siedziałem opad szatyn. Zmrużyłem na niego oczy, uderzając go w ramie.

- Mówiłem byś mi tak nie robił - powiedziałem poważnie, patrząc na młodszego ode mnie chłopaka. Był to kolejny syn Aresa. Pewnie był z niego dumny. Cholerny dzieciak rzucał się na każdego niczym chihuahua.

- Stała czujność! – oznajmił dumnie i sięgnął po herbatę. Popatrzyłem na niego z irytacją był za głośny i za bardzo wkurzający jak na tak wczesną godzinę.

- Oh przymknij się już – westchnąłem, biorąc winogron w rękę i kierując się na arenę treningową.

- Gdzie idziesz? – spytał, patrząc na mnie, dużymi zielonymi oczami.

- Na zajęcia.

Nie było dla mnie zaskoczeniem, że byłem pierwszy. Mogłem za to spokojnie dokończyć jedzenie winogronu i położyć się na parę minut w niczym nienaruszonej ciszy. Chyba dziś komuś skopie dupę – pomyślałem, widząc wchodzących powoli herosów na arenę. Czemu mają taki wyśmienity humor z rana? Wypuściłem powoli powietrze widząc jednego z najstarszych obozowiczów.

- To co, najpierw rozgrzewka? – spytał, gdy wszyscy się zebrali. Pora wstawać. Podniosłem się z piasku i otrzepałem ciemne spodnie.

Zaczęliśmy od paru okrążeń wokół sali, a potem dobraliśmy się w pary i bez szaleństw rozpoczynając trening. Nigdy jednak nie należałem do osób, które powoli rozkręcały się podczas ćwiczeń. Albo walczyłem ze wszystkich sił, albo nie brałem udziału w walce, bo po co? Blondyn, z którym walczyłem szybko odpadł zmęczony. Cholera, chyba miałem zły humor, skoro tak szybko wymęczyłem swojego partnera do ćwiczeń.

- Philio, powalczymy razem? - spytał mężczyzna prowadzący zajęcia.

Posłałem mu uśmiech poprawiając miecz w dłoni. Zaczęliśmy wokół siebie krążyć i szukać słabych stron przeciwnika. W końcu zdecydowałem się zaatakować, ale mój cios został odparty i musiałem się cofnąć pod serią ostrych i precyzyjnych uderzeń. To nie była już walka z kimś kogo mogłem od tak pokonać. Teo był świetny w walce na miecze i nawet ja z naturalnym talentem do walki, szybkością i zwinnością musiałem się napracować. Opadłem na piasek i szybko przeturlałem się i uniosłem. Teo miał niezwykle szybkie i precyzyjne cięcia. Zastanawiałem się, czy gdybyśmy waliczyli na śmierć i życie to zdołałbym go pokonać. Przy treningu często wycofywał się, aby pokazać jakiś błąd i poprawić go.

Odsunąłem się poza jego zasięg z przyśpieszonym oddechem. Musiałem chwilę odetchnąć. Nie potrafiłem powstrzymać pełnego satysfakcji uśmiechu. To była walka, na którą zawsze liczyłem. Wyzwanie i przeciwnik, który jest nieprzewidywalny. Sapnąłem na nieoczekiwany cios rękojeścią miecza.

- Rozleniwiłeś się? – spytał, spoglądając na mnie z góry. Przed oczami nadal latały mi małe gwiazdki. Dobrego cela miał. Miałem wrażenie, że na moment gwiazdy zmieniły się w rydwan mojego ojca. Skrzywiłem się, potrząsając głową i siadając na ziemi.

Synowie | boyxboyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz