-06- Epilog

1.5K 135 53
                                    

Poprawiłem marynarkę, przeglądając się w jednym z luster w łazience. Czułem się niezwykle podekscytowany, a zarazem mocno zestresowany. Zaraz miało odbyć się otwarcie mojej własnej wystawy. Nie potrafię ciągle w to uwierzyć. To był najlepszy prezent na jaki mogłem liczyć. Szykowałem się do tego dnia przez ponad miesiąc. Stworzyłem niezliczoną ilość projektów, by koniec końców wybrać tylko nieliczne, najlepsze z najlepszych. A teraz i tak czułem niepokój i ścisk w brzuchu na możliwość negatywnych opini.

Nie odbyło się bez lekkiej krytyki Philia. Przecież kim by on był, gdyby nie skomentował jakiegoś mojego obrazu. 'Dlaczego tutaj są fioletowe kwiatki...? Pasowały by srebrne jak moje oczy!", "Czemu nie chcesz mnie namalować? Kall ja chcę podziwiać swoje piękno w galerii!". A przez ostatnie dni, gdy stresowałem się nadchodzącym wydarzeniem zrobił się jeszcze bardziej wkurzający i marudny, "Czemu wybrałeś ten obraz? Przecież jest gorszy niż mój portret!". Wielki znawca sztuki się znalazł.

Nie wiedział jeszcze o tym, że wybrałem jeden szczególny obraz, który naszkicowałem chwile po naszym powrocie. Mógłby zacząć protestować, że to zbyt intymne, by pokazywać to innym, ale w końcu na szkicu nie było naszych twarzy tylko ciała. Zarumieniłem się na tą myśl, czując suchość w ustach.

W sumie Philio od czasu naszego powrotu do obozu był humorzasty jak dziecko i niezwykle irytujący. Isaac tłumaczył to tym, że Ares kazał mu zostać do końca roku w obozie. Więc mogliśmy się spotykać tylko tam, co ograniczało nasze spotkania, choć starałem się spędzać tam dużo czasu, czasami zostając na noc i szkicując z leniwym herosem leżącym na moim łóżku.

Czułem się lekko zawiedziony, że po tym wszystkim nie będzie go tutaj. Westchnąłem, opuszczając łazienkę i przywołując na twarz delikatny uśmiech. Pierwsi goście już przyszli i spokojnie przechadzali się po galerii, przyglądając obrazom. W sali, w której znajdowały się moje obrazy stała właścicielka galerii. Posłała mi uśmiech i wróciła do przyglądania się jednemu z obrazów. Znajdowały się na nim drzewa oraz polana, na której znaleźliśmy się w czasie wyprawy do Grecji. Jedynie dodałem od siebie gwiazdy, których tam niezwykle mi brakowało. Gdzieś na drugim planie, pośród drzew iskrzyło się ognisko.

Rozejrzałem się za mamą, która miała wpaść chociaż na moment, ale wciąż jej nie było. Przygryzłem wargę i zacząłem przechadzać się z ludźmi pomiędzy wydzielonymi ścianami z pracami podzielonymi wedle trzech odrębnych tematów. Wszystko poprzeplatane ze sobą w przemyślany sposób.

- Kall! - obok mnie pojawił się radosny rudzielec w koszuli w słoneczniki.

- Isaac - uśmiechnąłem się radośnie. Chłopak rozjaśniał pomieszczenie swoim szerokim uśmiechem, no i kolorem koszuli.

- Mam dla ciebie niespodziankę - wyszczerzył się, nie umiejąc ustać w miejscu na nogach.

- Jaką? - spytałem, rozglądając się.

- Musisz zamknąć oczy - powiedział. Pokręciłem głową rozbawiony, jednak zamknąłem na chwilę oczy. Gdy rudowłosy dotknął mnie w ramię otworzyłem je. W rękach trzymał dużego słonecznika. - Jesteś takim słoneczkiem naszym więc... Miało być to zabawne... Słoneczko, słonecznik...

Parsknąłem, biorąc kwiat i obracając go w dłoniach. To był naprawdę uroczy gest.

- Dziękuje, Is.

- Nie ma sprawy. Zaraz otwarcie? - spytał, rozglądając się.

- Ogólnie wystawa jest już otwarta, ale tak. Oficjalne powitanie będzie za moment. - potaknąłem.

- Myślisz, że dużo przyjdzie osób? Może przyjdzie jakaś ładna dziewczyna...

Uniosłem rozbawiony brew.

Synowie | boyxboyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz