Ile dźgnięć przeżyjesz?

566 54 16
                                    

Tom siedział w swoim gabinecie i czytał akta pacjenta. Cóż, każde morderstwo dokonane nożem, plus wydłubanie oka. Ciekawie. Westchnął głęboko i zamknął oczy. Mężczyzna nie potrafił wyrzucić ze swojej głowy wczorajszej wizji. Fakt faktem, że podobało mu się i chciał więcej, ale w końcu Tord był chory psychicznie, tak? Zabił wiele osób. Był mordercą. Otarł czoło z potu i przeczesał włosy. Wrócił do czytania. Musiał mu pomóc, nie ważne jaką cenę miał zapłacić...

***

Tord tymczasem siedział w swojej izolatce, jego ręce były w kaftanie bezpieczeństwa, a on sam skulony przesiadywał w kącie. Bujał na boki swoim ciałem i myślał nad wszystkim co zrobił.

- Raaz, dwaa... Już Cię mam! - zaśmiał się przeraźliwie. - Trzyy, czteryy... Zaraz w drzwi uderzę! Pięęć, szeeść... Krzyż ze sobą nieś! Siedeem, osieem... Myśl o swoim losie... - zaczął rechotać, a jego źrenice się pomniejszyły. Wstał i się zachwiał. Popatrzył w kamerę i puścił oczko do osoby, która go obserwowała, po czym padł na kolana, nie przestając się śmiać. Bawiło go to miejsce. Bawili go Ci ludzie. Bawił go cały świat, nawet on sam go bawił. Ale było coś, co go nie bawiło. Mianowicie to, co czuł, gdy widział swojego lekarza - Pana Thompsona.

***

"Drogi Tordzie,

Może mnie już nie pamiętasz, a może wymazałeś mnie ze wspomnień - nie wiem. Ale wiem, że wiele osób o Ciebie pyta. Ciągle chcą wiedzieć, gdzie jest ich "stary, poczciwy Tord". Nie wiem jak im odpowiadać. Nie mogę powiedzieć, że jesteś w szpitalu psychiatrycznym. Staram się unikać tych tematów, ale nadal trudno mi to idzie. Jane o Ciebie wypytuje. Martwi się. Wiem, że jest Twoją przyjaciółką, ale ona też nie wie. I się nie dowie. Nikt się nie dowie.

Kocham Cię,
~Anastasia"

***

-Uciekaj! Uważaj, jest za Tobą!
-N-nie mogę! M-moja noga! Utknęła!
-Boże, jesteś taki słaby! Pomogę Ci.
-Dzięki, jesteś najlepszym przyjacielem... Uciekaj!
-Chodź! Uważaj! Schyl się! On Cię zaraz złapie!
-Aaaa!

***

Tord stał nad swoją ofiarą, a krew spływała po jego policzkach. Czy tego chciał? Zabić 8 letniego chłopca? I jego brata?

***

Kolejne spotkanie z Thompsonem. Tym razem upewnił się, że rogacz jest odpowiednio przykuty do krzesła. Zbliżył się do szarookiego i oparł na stole.

-Ładny krawat, lubię szachownicę doktorku. - Tord uśmiechnął się figlarnie i oblizał usta.

-Ah tak? Ciekawe... - czarnooki wykrzywił usta w górę i spojrzał mu w oczy.

-Te oczka też niczego sobie haha. - pokoik przepełnił się śmiechem chorego, który przyprawiał o dreszcze. Szatyn złapał go za podbródek wbijając wzrok w oczy karmelka, które wręcz biły szaleństwem.

-A ty jesteś ciekawym pacjentem. - szepnął Tom i usiadł powoli na kolanach Norwega, który zaczął całować jego szyję. Lekarz zaczął momentalnie mruczeć, do czasu gdy tamten nie oderwał się i nie zaczął całować namiętnie. Wepchnął sprawnie język do ust szatyna i zaczął badać jego podniebienie. Podobało im się takie coś, ale wiedzieli, że nie uda im się w ciągu tak krótkiego czasu spotkania. Szarooki próbował wyszarpnąć ręce z kajdan, ale tym razem mu to nie wyszło. Warknął niezadowolony do ust Toma, który zaczął chichotać. Oderwali się od siebie.

-A Ciebie co tak bawi? - mruknął rogacz.

-Twoja bezsilność. - odparł Tom i cmoknął go w nos.

*********

Wybaczcie, rozdział krótki, tylko 511 słów, ale jest późno, a ja się chyba przeziębiłam qwq

Psychopata (TomTord)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz