Matt powoli wszedł do izolatki Norwega. Rozejrzał się. Była pusta.
- H-huh...? Jak to...? - mężczyzna zaczął się oglądać spanikowany. Nic. Ani śladu po jednookim. Po chwili można było słychać trzask zamykających się zamków. Rudowłosy zamarł.
- Matt, Matt, Matt. Jak dawno my się nie widzieliśmy.~ - głos Torda odbijał się w pokoju echem. Niebieskooki czuł, jak jego nogi się pod nim uginają, a głowa przybiera niewyobrażalnego ciężaru. Pobladł, gdy poczuł czyjś oddech na karku. Odwrócił się, ale - o dziwo - nikt za nim nie stał, co jeszcze bardziej wprowadziło go w stan przerażenia.
- T-Tord, przestań się z-zabawiać w te Twoje chore gierki! - rudowłosy umierał ze strachu, dobrze wiedział do czego zdolny jest rogacz. W odpowiedzi uzyskał śmiech istnego szatana.
- My-myślisz, że Ci wybaczę? Nie dotrzymałeś obietnicy skarbie.~ - po raz kolejny salwa śmiechu rozniosła się po izolatce. Matt czuł się bezradny. Szarooki jedynie się śmiał psychopatycznie.
- Czego chce-esz...? - wydusił cichutko niebieskoooki i zaczął szukać karmelka wzrokiem po pokoju, ale nigdzie go nie było.
- D-dobrze wiesz czego.~ - zachichotał Norweg. - Twojej śmierci skarbie.~~
Matt wiedział, że mógł się już jedynie modlić, bo nikt nie zdoła mu pomóc.
***
- Z drogi! - czarnooki biegł korytarzami psychiatryka, co chwilę spychając ludzi ze swojej drogi. Przyspieszał za każdym zakrętem, bo miał mało czasu. Tuż za wysokim biegła grupka ochroniarzy. - Cholerny cwaniak! - zaczął wbiegać po schodach, by trafić na skrzydło, w którym znajdował się szarooki.
Odepchnął dwie pielęgniarki na boki i przebiegł między nimi. One jedynie popatrzyły za nim w zaskoczeniu.
- LARSSEN!
***
Rudowłosy wpatrywał się w nóż pustym wzrokiem. Ręce mu się trzęsły jak galareta, w głowie myśl goniła inną, a ciało odmawiało posłuszeństwa. Wiedział, że i tak nic mu nie pomoże. Dostał wybór. Teraz musi jedynie dobrze wybrać.
***
Thompson wbiegł do izolatki.
- Matt?! - patrzył spanikowany dookoła. Ciemno. Nic nie widać. Wszedł głębiej, a za nim dwójka ochroniarzy. - M-Matt, odezwij się! - czarnooki czuł, że powoli zaczyna panikować.
Krótki trzask, całą trójką się odwrócili w stronę hałasu. W drzwiach stała postać, ale nie mogili dostrzec kto to, ponieważ światło odbijało się a plecami sylwetki o znajomym wyglądzie.
- T-Tom...? - szatyn odetchnął.
- Jezu, Matt! Chodź tutaj! - podbiegł do rudowłosego, który rzucił mu się w ramiona i przytulił mocno. Tomowi się to nie spodobało. Nie byli ze sobą aż tak blisko, by się tulić.
- T-tak bardzo mi przykro T-Tom... - wyszeptał niebieskooki do ucha Thomasa.
- Nie rozumiem...? - Brytyjczyk zmarszczył brwi. Matt jedynie uniósł dłoń w górę. W niej błyszczało ostrze noża. Zamachnął się, a chwilę później ciszę rozdarł głośny krzyk bólu. A Tord? Siedział i przypatrywał się temu wszystkiemu z ukrycia. Kochał takie gry, przynajmniej wtedy wiedział, że ktoś jednak ucierpi. Jaka szkoda, że szpital właśnie utracił kolejnego pracownika.
Nieprawdaż...?

CZYTASZ
Psychopata (TomTord)
RomanceTord Larssen to jeden z "pacjentów" chorych psychicznie. Thomas zaś ma być jego lekarzem. Czy czarnooki choć w jakimkolwiek stopniu pomoże choremu? Co z tego wyniknie?