Pukam do drzwi gabinetu Reyesa i przestępuję z nogi na nogę, nagle podenerwowana. Jeszcze dwie minuty temu wmaszerowałam do siedziby Inmortales z żądaniem widzenia się z ich szefem. Nie przyjmowałam sprzeciwów, nie zatrzymałam się nawet gdy dostałam informację o ważnym spotkaniu, na którym znajduje się Reyes. Teraz zastanawiam się, czy to był dobry pomysł, czy może jednak powinnam wrócić do jego domu i tam na niego poczekać.
Chociaż z drugiej strony słyszałam w słuchawce, jak nalega, żebym przyszła do jego gabinetu...
Nie otwiera, więc raczej mnie nie słyszy. Decyduję się nie zwlekać i już chcę zapukać raz jeszcze, jednak powstrzymuje mnie jego ostry ton.
- Przestaniesz kombinować? Jak na razie to ja rozdaję karty, nie ty.
Opuszczam dłoń i przykładam ucho do drzwi, zaciekawiona tym, o czym mówi mój ukochany.
- Tak, mam ją. Jest ze mną, w Meksyku. Naprawdę sądzisz, że dam ci ją na tacy? Nim ci ją przekażę chcę miec pewność, że sowicie mi wynagrodzisz znoszenie jej cholernego charakteru. - Parsknięcie. - Jakie korzyści wyniosłem z jej pobytu tutaj to moja sprawa. Nie boję się jej obrońców. Jak na razie to ja jestem panem życia i śmierci tej młodej. - Chwila milczenia. - Tak, przyznaję. Parę lat temu była w Meksyku. Spędziłem z nią parę tygodni. Niezła z niej dupa. Tak jak wiele innych przed i po niej. Owszem, trochę szkoda ją zwracać, bo niezła z niej wariatka. Chociaż, jeśli zaproponujesz dobrą cenę... - Szyderczy śmiech. - Dobrze wiem, że bardzo ci zależy, by skopać jej truchło. Tu nie mowa o tysiącach, a o milionach, Dariusz. Oddam ci Zarę za 2 miliony euro. Niżej nie zejdę. Albo zorganizujesz kasę do końca tygodnia, albo jedyne, co zobaczysz, to jej zwłoki w wiadomościach.
Odsuwam się od drzwi i drżącą dłonią zasłaniam usta. Nie. Nie, to niemożliwe. Reyes wcale nie chce mnie sprzedać. Serce boli mnie straszliwie, gdy odtwarzam raz jeszcze słowa Reyesa w głowie. Wszystko zaczyna nabierać sensu. To, że tak bardzo naciskał na moj lot do Meksyku. Niechęć, bym wychodziła sama. Kategoryczne zabranianie mi powrotu do domu. Boże, jaka ja jestem naiwna. Jak mogłam pomyśleć, że on faktycznie nadal mnie kocha?
Słyszę, jak Meksykanin pyta kogoś o mnie przez telefon. Dowiaduje się, że jakieś trzy minuty temu ruszyłam do jego gabinetu i że już powinnam być. W tym czasie ja nadal przetwarzam wszystko, co usłyszałam. Mój telefon odzywa się, a ja szybko sięgam do kieszeni, by go wyciszyć, nim Reyes zorientuje się, że już jestem. Niestety, szuranie krzesła uświadamia mi, że posiadanie innego, oryginalnego dzwonka nie jest takie fajne w chwili, gdy chcę ukryć swoją obecność. Odwracam się i biegnę tak szybko, jak tylko potrafię.
- Zara? Zara?! Zara, stój!
Zbiegam na dół. Przy wyjściu widzę Diego, który występuje w moją stronę, próbując mnie zatrzymać. Po moim trupie.
Nie jestem wybitnie szybka, ale jakimś cudem ta garstka osób nie dała rady mnie unieruchomić. Nawet zdążyłam przejechać przez bramę zanim się zamknęła. Łzy zamazują mi widok, mimo to jadę szybko. Mój telefon dzwoni raz po raz. Wiem, kto to. Nie mam ochoty odbierać.
- Kurwa! - wrzeszczę, uderzając pięścią w kierownicą i wracam do jazdy. - Głupia. Tak pieprzenie głupia!
Jednak nadal nie mogę do końca w to uwierzyć. Te wszystkie słowa, jego zachowanie... przecież to niemożliwe, by to wszystko udawał! A może jednak? Moje spojrzenie pada na lusterko wsteczne, a w nim widzę jadący za mną samochód. Nie muszę wytężać wzroku by wiedzieć, że za kierownicą pojazdu siedzi Reyes, nieustannie próbujący się do mnie dodzwonić. Niech dzwoni.
Wjeżdżam głębiej w miasto i powinnam zwolnić, jednak jeżeli zwolnię on mnie dogoni. Meksykanin wcale nie zmniejszył prędkości jazdy.
- Szlag by to trafił - klnę, gdy zapala mi się kontrolka od paliwa. Muszę zjechać, inaczej w pewnym momencie stanę na drodze.
Biorę głęboki oddech i gwałtownie skręcam w jedną z uliczek, a następnie w kolejną. W duchu przepraszam wszystkich ludzi, których prawie potrąciłam, a którzy cudem odskoczyli. Niestety, walczę o swoje życie. Zerkam w lusterko. Nie widzę drugiego auta. Gaszę więc silnik i wysiadam, a następnie biegnię ku następnemu zakrętowi. Trzymam się blisko budynku. Zaledwie pół minuty po porzuceniu samochodu słyszę pisk opon i trzask drzwi.
- Zara?! Zara, proszę cię, wróć! Gdzie jesteś?!
Trafiam na drzwi. Bracia uczyli mnie, jak rozpracowywać zamki, więc szybko sobie z nim radzę, bowiem nie ma on dodatkowych zabezpieczeń. A powinien, myślę, schodząc w dół i odkrywając, że jest to winnica. Poruszam się powoli przed siebie. Rozpoznaję to miejsce. To tutaj niegdyś bawiłam się wraz z moim ukochanym. O Boże, to winnica należąca do jego rodziny.
Słyszę jego kroki, które niosą się echem po winnicy. Rozbrzmiewa jego śmiech, podczas gdy ja chowam się za jednym z regałów.
- Pamiętam, jak chowałaś sie tutaj pięć lat temu - opowiada. - Mówiłaś, że jeśli cię znajdę, otrzymam pocałunek.
Ja także to pamiętam. To była moja ulubiona zabawa. Nawet teraz na samo to wspomnienie ogarnia mnie radosne oczekiwanie, od którego mam ochotę podskakiwać w miejscu.
Tyle że ja nie chce, by mnie znalazł. Przecież rozmawiał z mężczyzną, który szuka wszelkich sposobów, by mnie zabić - mało tego: on chce mnie przehandlować! I on chce, żebym mu się pokazała? Czuję się przez niego zdradzona, znowu.
- Nie zamykaj się przede mną - prosi. - Chodź tutaj, abyśmy mogli porozmawiać normalnie.
To jest kuszące. Chcę wykrzyczeć mu w twarz, że jest łgarzem. Chcę zapytać, jak mógł znowu mnie zranić. Chcę go okładać pięściami tak długo i mocno, aż ujdzie ze mnie całe napięcie.
- To idiotyczne. - Reyes traci cierpliwość. - Wyjdź, natychmiast. Możemy rozwiązać to na spokojnie, ale równie dobrze mogę odebrać swoja nagrodę siłą. I nie zadowolę się krótkim zbliżeniem.
Jego słowa przyprawiają mnie o dreszcz podniecenia, jednak nie wykonuję jego polecenia. Zamiast tego przyciskam plecy do wielkiego, starego regału na butelki z winem. Okazuje się, że to był mój błąd: drewno skrzypi pod moim naporem. Odrywam się szybko od ścianki, klnąc na własną głupotę. Przez chwilę nic nie słyszę. Głosu, szelestu. Tylko szaleńcze bicie mojego serca. Zbieram się na odwagę i wyglądam zza rogu regału. Nie widzę go ani nie słyszę. Niepokoi mnie to. Nim jednak zdążę zareagować, jest już za późno.
- Znalazłem cię, kochanie - szepcze mi Reyes do ucha, kładąc dłoń na moim biodrze. - I chcę mojej nagrody.
CZYTASZ
Znalazłem cię, kochanie ✓
Teen FictionOn- mężczyzna z traumatyczną przeszłością, która nie chce go opuścić; Ona- kobieta z wyrokiem śmierci, zmuszona do ukrywania się. Zniszczyli siebie nawzajem lata temu. Czy zrobią to również dzisiaj? A może to okazja, by zmienić bieg historii i ochro...