Rozdział 13: Oczekując na zmianę

243 27 7
                                    

Obudziłem się we własnym łóżku absolutnie bez pojęcia, czy sam się tutaj przyprowadziłem, czy mnie przenieśli. Od momentu powrotu do pustego salonu miałem kompletną pustkę w pamięci. Lukę tak gęstą, że nic nie mogłem z niej wydobyć.

Otworzyłem oczy. Sufit pokryty rzeźbieniami wirował. Nie było dobrze. Zakląłem, gdy nagle mnie pociągnęło, a ja wylądowałem na skraju materaca, rzygając niczym kot. Nie zjadłem za wiele poprzedniego wieczora. Wolno, ostrożnie usiadłem, omijając stopami przetrawioną, marną kolację oraz ogrom płynów. Roztarłem zmiętą snem twarz. Rozprostowałem skrzydła i napotkałem opór. Co jest? Spróbowałem jeszcze raz, jednak się nie udało, a wręcz przeszło przez moje ciało bolesne porażenie. Wtedy wróciły wspomnienia. Morrigan. Ferris. Walka. I Torian nastawiający moje skrzydło.

Zerwałem się; zbyt szybko. Po raz drugi tego ranka zgiąłem się wpół.

Musiałem ją zobaczyć. Dowiedzieć się, jak się czuje. Najpierw jednak... Moje ręce dalej pokrywała zaschnięta krew. Spałem w ubraniu. Kurwa, po raz kolejny – nie było dobrze.

Jakoś dowlokłem się do komnaty łaziebnej, po drodze luzując pas i rozbierając jedyną część garderoby, którą wczoraj miałem na sobie. Spodnie zostawiłem na podłodzę. Odkręciłem kurek, a do ogromnej wanny zaczęła napływać woda. Dobrze, że magia pozwalała nam na wygodę, gdyż nie wykazałbym sie cierpliwością, gdybym musiał czekać, aż mi tę wannę napełnią. Raz. Drugi.

Za pierwszym razem spłukałem z siebie krew. Rozpływała się w wodzie, nadając jej pomarańczową barwę. Później, po kolejnym napełnieniu wanny, umyłem się dokładniej. Torian zreperował nie tylko moje skrzydło, ale również opatrzył zadrapania na policzku i czole oraz załatał drobne ranki rozsiane po całym ciele. Po kąpieli nie miałem na sobie ani jednego z opatrunków, którymi mnie obwiązał, a ten na skrzydle porządnie przesiąkł, nadając się tylko do zmiany.

Po wszystkim czułem się lepiej. Bardziej świeżo, jakbym zmył z siebie cały koszmar poprzedniego dnia. Kąpiel zawsze orzeźwia, a po nocy wypełnionej kolejnymi drinkami – niemal otrzeźwia.

Już pewniejszym krokiem udałem się na pierwsze piętro wschodniego skrzydła, po drodze mijając uwijającą się przy pracy służbę. Wchodząc na główny korytarz przed salonem, widziałem jak chmara serafinów sprząta. Niektóre meble z materiałowymi obiciami zostały przeniesione pod drzwi razem z dywanem. Miały zostać wyrzucone; w tym mój ulubiony fotel. Przeszedłem obok obojętnie. Ślady prowadzące korytarzem zostały starte.

Zakładałem, że znajdę ją w którejś sypialni dla gości i wcale się nie myliłem. Błądząc, wchodząc do złych pokoi, wreszcie odnalazłem ten właściwy.

Stanąłem w progu, nie zapukawszy nawet wcześniej. Nie czułem takiego obowiązku. To mój zamek.

Leżała na wznak na ogromnym, małżeńskim łożu. Spod kołdry wystawała jej tylko głowa, ułożona na miękkich poduszkach. Szyję miała przewiązaną opatrunkiem. Była czysta. Musieli ją wyszorować. Spała, albo wciąż nie odzyskała przytomności. Na toaletce porozkładano medykamenty – toniki, eliksiry, środki dezynfekujące, słoiki z suszem – a Torian mieszał właśnie świeżo zerwane zioła, utarte na bagnisto-zieloną papkę. Podniósł na mnie spojrzenie znad ceramicznej miseczki. Przywitał się ze mną standardowym pozdrowieniem, po czym wrócił do przerwanej czynności. Ja podeszłem bliżej, stając przy jej łóżku.

Była taka bezbronna. Pachniała alkoholem, ziołami i krwią, a jej własny zapach wydawał się tylko tłem dla tych dominujących. Sięgnąłem do niej. Była lodowata. Jak zwykle lodowata. Jej twarzy nie osłaniała maska, więc w całej okazałości mogłem podziwiać swoje dzieło. Gdy ściągnęła maskę na balu, nie uderzyło mnie to tak, jak teraz. Zrobiłem jej krzywdę.

Pani z lodu [+18][Romans][Fantasy][Trylogia "Czerń i biel"]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz