Ciężar lekcji ciążył mi niczym kamień uwiązany u szyi. Ilekroć wpadałam na Ferrisa czy to na korytarzu, czy na zewnątrz. Przypominała sobie, dlaczego zostawiłam go przy życiu. Dlaczego pozwoliłam mu zamieszkać na dworze.
Tydzień na uspokojenie nerwów – tyle sobie podarowałam. Tydzień z trzech miesięcy, jakie zostały mi na uwiedzenie tego mężczyzny. Zapewne Valdrian zasugerowałby mi, że nie powinnam marnować żadnego z pozostałych dni, jednak ja potrzebowałam ich na ustabilizowanie wiążącej mnie z Ferrisem nienawiści. Na ugłaskanie piętrzących się fal.
To zakrawało na obsesję. Starałam się o nim nie myśleć. Powstrzymać zgubne, makabryczne pragnienia. Chęć wydłubania tych podejrzliwych oczu. Oszpecenia wiecznie nadętej twarzy. Odcięcia leniwych kończyn.
Obserwowałam go z daleka. Słuchałam od innych służących i pracowników opinii o nim. Jedno było pewne – nie przykładał się do roboty. Dąsał się niczym dziewczę, które nie otrzymało wymarzonego prezentu.
Wytrzymałam tydzień. Później za namową zrzędliwych, donoszących głosów wezwałam go do swojego gabinetu. Musiałam działać – zacząć uwodzić, ale także zaserwować mu srogi opierdol.
***
Siedziałam za biurkiem. Oficjalnie i sztywno. Krzesło obite miękką tkaniną przyjemnie podtrzymywało moje lędźwie. Za odcinkiem piersiowym zostawiono dziurę, w której normalnie ułożyłabym moje majestatyczne skrzydła. Czasem fantomowe mięśnie dawały o sobie znać. Ciągnęły. Układały ściśle przy plecach coś, co nie istniało prawie od wieku.
Hector chciał wynieść wszystkie krzesła dla serafinów, kiedy Valdrian zabrał mi skrzydła. Odmówiłam. Wtedy wierzyłam, że szybko odzyskam i je, i moją urodę. Po kolejnych latach już głupio było mi prosić o wymienienie mebli. Wstydziłam się i może wciąż dawałam się łudzić nadziei.
Kominek płonął. Za murami panowała ulewa. Lodowaty deszcz lał się kaskadą z nieba, drążąc nowe koryta dla strumyczków. Taka pogoda służyła późniejszym zbiorom. Wszystko w naturze miało sens i działało wedle zasady równowagi. Gabinet usytuowany został na poddaszu, więc żadna z kropel nie mogła zostać niezauważona. Jakbym siedziała we wnętrzu jaskini za wodospadem.
Ociągał się; przybył pięć minut po wyznaczonym czasie. Zmarszczyłam nos. Nie zdążył lub nie chciał się umyć. Zdaje się, że tego dnia przerzucał gnój. Wysokie buty zostawił gdzieś po drodze, bo wparował z gołymi stopami. Zmierzyłam go wzrokiem wilka, nie mogąc się powstrzymać od krytycznej oceny stanu, w jakim postanowił się u mnie pojawić. Brak szacunku.
– Księżno – przywitał się zdawkowo.
Powstrzymałam potok niewybrednych słów mających charakteryzować jego brud. Przetoczyłam wzrokiem od czystego fotela stojącego przed biurkiem do umorusanego od stóp do głów Ferrisa.
– Mogę postać – wspomniał, wiedząc, o czym myślę.
Pokręciłam głową, zaciskając zęby.
– Usiądź.
Pokonał odległość dzielącą go od wejścia do miejsca spoczynku. W jego chodzie mogłam dostrzec sporo bólu i zmęczenia. Praca fizyczna dała mu w kość w tym pierwszym tygodniu. Usiadł ostrożnie, starając się nie dotykać łokciami podłokietników.
– Inni pracownicy na ciebie narzekają – od razu zaznaczyłam problem.
Śmierdział. Paskudnie i ostro. Zwierzętami, ich wydzielinami, a także swoim potem. Odór łaskotał podniebienie. Poczułam mdłości. Pragnęłam szybko zakończyć tę rozmowę, mimo iż wiedziałam, że miała ona nam pozwolić przełamać lody.
CZYTASZ
Pani z lodu [+18][Romans][Fantasy][Trylogia "Czerń i biel"]
FantasyPraca bierze udział w konkursie literackim "Strange birds" organizowanym przez @people-. Przed stu laty za karę otrzymała do wypełnienia lekcję od swojego opiekuna - zakochać się ze wzajemnością w kimś, kto ją zranił. Nieśmiertelna serafina straciła...