3

145 9 3
                                    

Razem z Rafaelką oporządziłyśmy Winterblooda. Po kolei tłumaczyła mi, jaki przyrząd do czego służy. Cierpliwie odpowiadała na wszystkie moje pytania, nawet te najbardziej głupie, jak na przykład: ,,Czym róźni się szczotka do sierści od tej do grzywy?''. Za to Justin nauczył mnie, jak osiodłać konia i bezpiecznie go przywiązać. Nadal trochę nie ogarniałam ogłowia, ale samodzielnie udało mi się założyć czaprak i siodło. To już był mój mały sukces.

- Nie martw się, nawet ja miałem problem, żeby się tego nauczyć. - Chłopak posłał mi uspokajający uśmiech.

- Tak... Ile miałeś wtedy lat? Siedem? - zapytałam z sarkazmem. Nie oczekiwałam odpowiedzi.

- Pięć.  - Oboje roześmialiśmy się.

Zaprowadziliśmy Wintera na mały plac. Tam na niego wsiadłam. Justin ustawił mi palce na widzach i objaśnił prawidłowy dosiad.

- To coś nie idzie. - Spojrzałam na Justina bezradne. - Wio, koniku!

Winter, jakby rozumiejąc moje słowa, parsknął urażony i dobitnie uderzył kopytem w ziemię.

- Lekko wciśnij pięty w jego boki i wypchnij go swoimi czterema literami.

Spróbowałam i... Nic się nie stało. Koń nie ruszył się ani o milimetr, a ja stawałam się coraz bardziej zirytowana. Brunet kazał mi spróbować jeszcze raz. Tym razem Winterblood od niechcenia podniósł kopyto i leniwie ruszył do przodu. Chwilę potrenowaliśmy skręcanie, ale w tym tempie szybko mi się znudziło.

- Już motorynka szybciej się rusza - mruknęłam.

- Żebyś ty go widziała na torze... Stęp to dopiero pierwszy bieg tej motorynki.

Przyznam, z kłusem poszło już trochę trudniej. Na początku musiałam jeździć na lonży, żeby spokojnie poćwiczyć anglezowanie. Strasznie trzęsło, a Justin jeszcze kazał mi podskakiwać na tej bestii. Jak? Przecież to z góry było skazane na porażkę. Ale chłopak był tak dobrym nauczycielem, że nawet ja zrozumiałam, jak złapać rytm. Na koniec lekcji mogłam spróbować kłusa bez lonży. Później spojrzałam na stary, drewniany zegar w stajni. Okazało się, że byłam w siodle ponad trzy godziny.

Poszłam do mojego pokoju i walnęłam się na łóżko. Byłam sama. Rafaelka i blondynka gdzieś się ulotniły. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Było niewielkie, ale ładnie urządzone. Ściany miały jasny, beżowy kolor, a meble były drewniane, brązowe. Obok drzwi znajdowało się moje i Rafaelli łóżko piętrowe, a naprzeciwko, pod dużym oknem, stał pojedynczy tapczan. Firanki były w babcinym stylu; zrobione prawdopodobnie ręcznie, białe, koronkowe. To wszystko ładnie komponowało się z jasnofioletowymi zasłonami. Naprawdę mi się tu podobało, ale... To jednak nie to samo, co dom.

Nagle poczułam nieodpartą chęć usłyszenia kogokolwiek z rodziny. Już za nimi tęskniłam, a minęło dopiero kilka godzin. Jak przetrwam kolejne tygodnie? Z walizki wygrzebałam telefon i wybrałam numer Jessy'ego. Już po pierwszym sygnale odebrał. Kochany braciszek.

- I jak tam, mała? Jeździłaś już konno? - Usłyszałam w słuchawce jego ciepły głos. Aż mnie oczy zapiekły. Nie, żeby chciało mi się płakać...

- Tak. I wiesz co? To całkiem fajna zabawa. Koń, na którym jeżdżę, ma na imię Winterblood.

Opowiedziałam bratu o dzisiejszym dniu. Trochę pogadaliśmy, później dał telefon rodzicom. Na koniec oczywiście wepchnął się Nicky.

- Mam nadzieję, że nikt cię tam nie podrywa, kiciu. - Niemal mogłam zobaczyć ten łobuzierski błysk w jego oczach.

- Ja ci zaraz dam kicię, misiaczku!

- Ej, Jess, słyszałeś?! Siv nazwała mnie misiaczkiem! - krzyknął blondyn odsuwając od siebie słuchawkę.

Ech, tak... Nawet za tym jego głupim poczuciem humoru tęskniłam. Usłyszałam jakieś szmery, jakby ktoś szeptał koło telefonu.

- Siv, twój tata powiedział, że jak tylko wrócisz z obozu, bierzemy ślub! A jak się nie zgodzisz, to mogę cię porwać, jak cygan!

- Że co?! - krzyknęłam tak, że pewnie bębenki mu pękły.

- Auć, nie tak głośno - jęknął Nick. - Chciałabyś mieć głuchego męża?

- W ogóle nie chciałabym mieć męża... - mruknęłam.

Jeszcze chwilę podroczyliśmy się i zakończyłam połączenie. Wyciągnęłam z futerału moją gitarę. Miała kolor czarny, z którym ładnie kontrastował nadruk jaskrawoniebieskich płomieni. Sprawnie ją nastroiłam i zagrałam jedną z ostatnich piosenek Black Playera - naszego zespołu. Bardzo chcieliśmy w końcu wydać własną płytę.

                                ***
Tylko 620 słów, ale i tak ich napisanie przyszło mi z trudem. Dzisiaj urodziny mojego ś.p. Przyjaciela. W dodatku to już trzeci dzień, jak moja Babcia nie żyje i... No powiem szczerze: w takiej atmosferze nie da się pisać, chociaż bardzo się staram.

Jak zostałam Jeźdźcem Duszy? Star Stable OnlineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz