Zatruta strzała |✓2|

149 8 0
                                    

Światło szybko dopadło do mnie, ale zamiast śmierci nastąpił ból. Na początku lekki, lecz z czasem zwiększał swoją moc, a temperatura energii rosła. Jedyne co widziałam to blask, tak mocny , że od razu dostałam ogromnego bólu głowy i oczu.

Wyciągnęłam przed siebie ręce żeby pozbyć się światła. Czyli miłosierny ,, władca,, chce mojej powolnej bolesnej śmierci. Magiczna siła poddała się władzy moich rąk więc próbowałam ją utrzymać, uformować, kontrolować zrobić z nią cokolwiek, wtedy ból jeszcze bardziej sparaliżował moje ciało, było mi zbyt gorąco, chciałam końca wszystkiego. Nie miałam siły na utrzymywanie się na nogach i upadłam bezsilnie na bruk. Wtedy moje ciało pochłonęło ją całą. Czułam jak wchodzi w moje ciało i napiera na organy, kości, skórę. Resztką siły spojrzałam na najbliższą szybę samochodową i zobaczyłam swoje odbicie. Moje oczy świeciły się tym samym odcieniem co dziwne światło niczym lampki choinkowe. Popatrzyłam na ręce, a wszystkie żyły były koloru granatowego. Nagle cały ból ustał jak na zawołanie, a moje ciało wróciło do porządku. Zastygłam w dziwnej pozie na wpół leżącej bojąc się każdego ruchu, który dołożyłby mi więcej bólu.

- Co mi zrobiłeś dupku?- wysyczałam patrząc mu prosto w zgniło zielone oczy, które groźnie pociemniały jeszcze bardziej. Podszedł jeszcze bliżej i popatrzył z góry jak na robaka, którego chętnie by zgniótł.
- Jak się wyrażasz midgardko do Boga? Kim ty jesteś nędzna istoto żeby tak do mnie mówić?
- Wielki mi bóg. Lepiej na siebie uważaj dziwaku.
- Kogóż mam się lękać, ciebie?- mówiąc to podniósł berło i uśmiechnął się.
- Marzę żebyś zrobił to jeszcze raz
- Berło jest też dobre jako broń biała- to mówiąc zamachnął się nim, a ja odruchowo wyciągnęłam ręce osłaniając się. Jednak jego ostrze zablokowała tarcza Kapitana Ameryki, który wylądował między nami.

Kiedy odparł atak bożka zamachnął się swoją tarczą i odesłał go parę metrów dalej. Od razu do mężczyzny podleciał Iron Man żeby się nim zająć.
Avengersów kojarzyłam z telewizji, którą nałogowo oglądałam. Więc znałam ich imiona, nazwiska, nazwy i trochę kim byli. Nie żebym pałała do nich miłością czy nienawiścią. Byli mi raczej obojętni.

Steve odwrócił się do mnie z troską wymalowaną na twarzy.
- Wszystko w porządku? - wyciągnął do mnie rękę. Nie no zajebiście się bawię, wcale prawie nie zginęłam. Dwa razy w przeciągu 5 minut. Gdzie się podziewaliście ,,bohaterowie,, ?
- Pomogę Ci - dodał gdy nie uzyskał odpowiedzi na wcześniejsze pytanie.
- Nie dotykaj mnie. Dziękuję. - zdenerwowana podniosłam się, ale chwilę później zachwiałam się i upadłabym gdyby nie silne ręce Capa na mojej talii.
Nie wiem co nie jasnego było w moich słowach, że ich nie posłuchał. Ostrzegałam.

Mężczyzna, gdy tylko nasze ciała się zetknęły, został porażony tym co wcześniej pochłonęłam i odrzuciło go parę metrów dalej. Zdumiona patrzyłam na jego nieruchome ciało. Czułam, że nie wszystkim w niego strzeliłam więc miałam nadzieję na spotkanie go żywym następnym razem. Spojrzałam jeszcze raz na niego i odwróciłam się jak najszybiciej chcąc wydostać się z placu. Ludzie zdążyli wstać z klęczek i znów panikować. Musiałam się tylko dobrze wymieszać w tłum i szybko wrócić do kamienicy.

Jeżeli zabiłam Kapitana Amerykę mam więcej niż przerąbane. Jeżeli zabiłam kogokolwiek to mam więcej niż przerąbane, a co dopiero jego. Nie chciałam tego robić i nawet przez myśl mi to nie przeszło, ale z drugiej strony ostrzegałam go. Tylko kto mi uwierzy?
Dalej przepychałam się między ludźmi i całkiem nieźle mi szło. Rozpuściłam włosy i założyłam kaptur.
To chyba właśnie będzie czyniło Cię podejrzaną.
Po wysłuchaniu mojego wewnętrznego głosu zdjęłam go jednak.
Nie ma za co
Spadaj

Wydostałam się z placu i wreszcie spokojniejsza odetchnęłam. Z każdej strony słyszałam syreny policji i pogotowia. Policja szukała przebierańca i mnie. Ratownicy uspokajali biednych ludzi. Musiałam szybciej wrócić do mieszkania. Przyspieszyłam kroku i po paru minutach skręciłam w ostatnią uliczkę.

Przekraczałam próg kiedy nagły ból prawego ramienia przeszył wszystkie moje zmysły. Próbowałam spojrzeć na rękę, ale coś znowu mnie trafiło boleśnie wbijając mi się w ciało. Tym razem w lewą łydkę. Spojrzałam wreszcie na ciało. Z obydwu miejsc wystawały strzały. Hawkeye.

Mieszkałam na pierwszym piętrze więcej miałam nikłą nadzieję na dostanie się tam. Rzuciłam się do schodów. Nie zastanawiając się nad konsekwencjami wyrwałam jedną ze strzał, tą z ramienia. Byłam na parterze. Ból w ramieniu minął. Dotarłam do drzwi swojego mieszkania. Wyrwałam druga, strzałę z łydki. Na moich oczach rana zaczęła się zamykać, a ja przestawałam czuć ten ból. Zadowolona zaczęłam szukać odpowiedniego kluczyka w kieszeniach spodni. Łatwo poszło i jakoś nie zainteresowało Cię co stało się z ranami.

Cóż to pewnie efekt uboczny tego czegoś co aktualnie gnieździło się pod moją skórą.
Wyjęłam to czego szukałam i przystawiłam do zamka. Zakręciło mi się w głowie więc oparłam się o framugę. Nogi odmówiły mi posłuszeństwa przez co upadłam boleśnie na podłogę. Usłyszałam kroki gdy moje powieki powoli opadały. Spowolnione efekty wyszarpania strzał? Poczułam tylko coś co przyszpilało mnie do podłogi. Czyjąś nogę. Nabrałam oddechu. Zbyt łatwo.

- Wywiniesz się od śmierci trzeci raz w ciągu jednego dnia? - zapytał cicho mężczyzna szepcząc mi do ucha. Wpadłam jak śliwka w gówno.
- Wątpię- wyszeptałam.
- Ja również- głową opadła bezwiednie. Straciłam czucie w całym ciele. Straciłam świadomość. Zapadła ciemność.
°
°
°


Pytania, problemy, pochwały, narzekania zostawcie w komentarzach.
No haters zone✌️
Takie litery budujące słowo czynią je ważnym bądź są to jej myśli lub głos wewnętrzny.
Zapraszam do dalszego czytania i dziękuję, że przeczytaliście ten 🎆

Ergo | •Loki• |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz