Wszyscy dzielnie czekali na mnie. Ubrani w robocze ciuchy, stali w zwartym szeregu bez emocji na twarzach. Chórem powiedzieli „dzień dobry Panie Ericu” i czekali na polecenia. Na samym końcu szeregu, zauważyłem jego. Mark stał wpatrzony we mnie, tak samo, jak ja w niego. Odpowiedziałem krótkim „dzień dobry załogo” i kazałem im odpuścić szereg oraz podejść bliżej. Po krótce przedstawiłem się oraz powiedziałem że dzisiaj zajmiemy się odnowieniem fontanny. Chłopcy cierpliwie słuchali i nie wchodzili mi w zdanie, tak jak to często bywa w podobnym grupach.
Gdy skończyłem omawiać problem, przeszliśmy do praktyki. Przyszła pora się przejść i spojrzeć na nasz cel. Rzeczona fontanna, była pokryta mchem, obsypana kamieniami i ubrudzona przez ptaki. Jednogłośnie uznaliśmy że potrzeba najpierw wydobyć wszystko z dna, pozbyć się wody, a na koniec umyć myjką ciśnieniową. Kazałem panom pójść po sprzęt i zacząłem wyciągać kamienie. Gdy wrócili, na ich twarzach widniał szok. Spytałem więc w czym problem.
-Yyyy no bo Pan... No Pan pracuje? To chyba my mamy pracować...
Było to już dla mnie oczywiste, mianowicie, nikt nigdy z nimi nie pracował, tylko wydawał polecenia i koordynował. Speszony odszedłem od wody i dałem im w spokoju zająć się sprawą. Raz na jakiś czas wydawałem opinie i pozwolenia, a także zakazy. Nie minęły trzy godziny, a praca była skończona. Co prawda, układ nie działał jeszcze, ale to już robota elektryków i hydraulików, którzy pomogą nam kiedy indziej. Skoro mieliśmy jeszcze sporo czasu do obiadu, a od obiadu do kolacji jeszcze więcej, postanowiłem się z nimi zaznajomić. Odezwałem się do szefa, że wychodzimy i zabrałem chłopców do lasu. Okolica była cicha, spokojna i zadbana, co pozwoliło nam na wolny spacer i rozmowę. Byli oni tak zafascynowani, że w ogóle chcę z nimi rozmawiać, że tracili wszystkie bariery i tajemnicze, z każdego z nich mogłem wyciągnąć taką informację, jaką tylko zapragnę. Wykorzystałem to aby dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy o działaniu „rodziny”, ogólnym porządku, hierarchii a także opowiedzieli mi o karach, nagrodach i innych wychowawcach. Czułem się jak ich kolega, a nie kat/strażnik, który wydaje polecenia i kara za nieposłuszeństwo.
Czas minął niepostrzeżenie szybko i zanim zauważyłem, wróciliśmy do pałacu. Nie zauważyłem także, kiedy chłopcy zaczęli się do mnie przytulać i prosić o głaskanie. Zupełnie jak małe dzieci... Odwołałem dalsze zajęcia aż do godziny 17 i skierowałem się do swojego pokoju.
Byłem dumny sam z siebie i swoich umiejętności międzyludzkich. Może szef miał trochę racji, może było tam coś poza manipulacją... Zapewne dowiem się w swoim czasie.
CZYTASZ
Na Smyczy
AdventureMłody chłopak, dobrze rokujący pływak, trafia w łapy podejrzanej organizacji i dostaje wymagające zadanie.