Angelika (POV)
Jestem w szkole. Dzień jak co dzień. Gadam z dziewczynami o modzie i chłopakach. Ktoś nagle puka do klasy. Wszyscy ze strachu przed nauczycielem siadają w ławkach. Do klasy wchodzi... Jack?! Powoli podchodzi do mojej ławki, a jego maska spada. Wszyscy patrzą na niego ze strachem. Ja jedynie podchodzę do niego i go przytulam. Nie obchodzą mnie inni. Jack nagle lekko mnie odpycha i mówi To twoja wina. Słyszę strzał z broni. Z jego brzucha leci krew. On się... rozpada w pył. W mojej dłoni jest pistolet. To ja pociągnęłam za spust. Ale to nie ja...! To nie mogę być ja...! Nie zostawiaj mnie! AAAAAAAAAAAAAAAA!!!!
Dosłownie zerwałam się z łóżka i spadłam z niego. Lądowanie nie było przyjemne. Z oczu płynęły mi łzy, a sama byłam zalana zimnym potem.
Obwiniałam się. To moje wina. I zawsze będzie moje... Płakałam, a łzy leciały na drewnianą podłogę. Skuliłam się i tak zastygłam. Przez myśl przeleciał mi Jack. Potrzebowałam go zobaczyć. Wstałam i po cichu wyszłam z pokoju. Na paluszkach przeszłam korytarze i zeszłam po skrzypiących schodach. Kierowałam się spokojnie, aby nikogo nie obudzić.
Weszłam do jego pokoju. Nie mogłam po prostu się przyglądać. Od razu wskoczyłam na wolne miejsce na pościeli. Wtuliłam się w jego ramię i zasnęłam. Tym razem spokojnie.
Jack (POV)
Poczułem lekkie drganie przy mojej ręce. Ktoś się do mnie przytulał. Moja kochana Angelika. Też chce ją objąć, ale jestem jeszcze zbyt zmęczony. Muszę... spać.
Angelika (POV)
Obudził mnie łomot dochodzący z korytarza.
- No rusz się!
- Ben wstawaj, śniadanie.
- Zamawiam jajecznicę z cebulką.
- Spadaj gdzie się pchasz!
Już czas na śniadanie.
- Mmmm... głodny...
- Tak ja też... - chwila... Spojrzałam na Jacka. Miał grymas na twarzy, a oczy otwarte.
- JACK ! - podniosłam się. Z oczu zaczęły lecieć mi łzy szczęścia.
- Cześć Mała - ledwo wypowiadał słowa.
- Tak się cieszę... - mimo powodzi z moich oczu widziałam go. Był przytomny. Już myślałam że będzie taki na zawsze.
- Słyszałem cię... Mówiłaś do mnie... Tak bardzo chciałem cię zobaczyć...
- Już jest dobrze - gładziłam jego twarz - Już jesteśmy razem.
- Tak - jego dłoń lekko się podniosła i skierowała się w stronę mojego policzka. Trząsł się. Opuszkami palców dotykałam wierzch jego skóry.
- Muszę powiedzieć reszcie...
- Idź poczekam. I tak jestem zbyt zmęczony, aby wstać - uśmiechnął się. Nawet w takiej sytuacji ma siłę na żarty.
- Dobrze - zerwałam się i pobiegłam do jadalnie. Wpadłam tam niczym grom z jasnego nieba.
- JACK SIĘ OBUDZIŁ!!!
To było tak niespodziewane że niektórym wypadły szklanki z dłoni, a sam Jeff wypluł jedzenie. Zaczęli wstawać i z uśmiechem kierowali się do jego sypialni. Wyprzedziłam ich i od razu usiadłam przy Jacku.
- Jak się czujesz stary? - Jeff zapytał w rogu drzwi.
- Bywało lepiej.
- Już myślałem że nam wykitujesz.
- Nie mógłbym cię zostawić - zażartował.
- Już dobrze. Dajmy mu odpocząć. Teraz ważne aby nabrał sił - Slenderman teleportnął się przy łóżku.
- W sumie jestem głodny.
- Zaraz ci przyniosę nerki. Chcesz je jakoś? - zapytałam.
- Nie, chce surowe - popatrzył na mnie z wdzięcznością.
Wszyscy zaczęli wychodzić, a ja popędziłam do kuchni. Zgarnęłam nerki z lodówki i przerzuciłam je na talerz. Pokroiłam je też na mniejsze części i wróciłam do pacjenta.
- Proszę - podłożyłam mu je pod nos.
Próbował się podnieść, aby usiąść. Pomogłam mu. Sądziłam że skoro to łóżka szpitalne to da się podnieść oparcie. Było ciężko, ale się udało. Zjadł posiłek i znowu się położył. Rozmawialiśmy o pierdołach. Po prostu cieszyliśmy się sobą na wzajem. Byłam zadowolona że znowu mam go przy sobie.
Tak mijały nam kolejne dni. Jack odzyskiwał siły. Ja razem z innymi przynosiłam mu nerki. Ostatnia porcja była od miłej dziewczynki imieniem Moly. Przynajmniej tak było napisane na jej misiu "Własność Moly". A miła dlatego że nie robiła hałasu. Choć nie wiem czy to się liczy skoro wycięłam jej język i przecięłam struny głosowe. Stawałam się w tym coraz lepsza. Jeff i Laughing Jack od czasu do czasu mnie trenowali. Dni mijały.
*PUF* ( wystrzał konfetti)
Jack w końcu odzyskał siły i całkowicie wyzdrowiał. Z tego powodu zrobiliśmy małą imprezę. Splendorman i Laughing Jack skołowali balony i dekoracje. Sally i Ben pomagali je rozwieszać. Trenderman z Evil zrobili tort. Proxy skołowali składniki, a Jeff i Offenderman zdobyli piwo. Szkoda że tak mało... Cała skrzynka była we krwi i niektóre butelki były potłuczone ale jakoś daliśmy radę.
W połowie imprezy razem z Jackiem urwaliśmy się na spacer.
- Przepraszam że tyle mnie ominęło - zaczął - starałem cię chronić, a zostawiłem cię i zamartwiałem. Przepraszam że prze zemnie byłaś smutna.
Odwróciłam się i złożyłam pocałunek na jego wargach. Objął mnie w pasie i odwzajemnił gest.
- To już nie ważne. Liczy się tu i teraz - znowu go pocałowałam.
Usiedliśmy na trawię i patrzyliśmy na chmury. Do głowy wpadła mi pewna myśl.
- Jack, chce stać się taka jak ty...
CZYTASZ
Eyeless Jack (Love Story) [Zakończone]
TerrorJack idzie na kolejne polowanie ale to będzie dla niego inne. Co się zmieni? Przeczytaj a się dowiesz :) W tej książce Jack widzi. Możecie uznać że ma jakiś radar czy coś w głowie ale żeby nie było informuje :)