3

5.6K 234 72
                                    

Wczorajszy dzień był męczarnią. Kuro nie odzywał się do mnie cały dzień. Tylko łaził z konta w kąt po domu i buczał pod nosem. Na dodatek zrobił chlew w kuchni. Powyjmował nasze ostatnie jedzenie z szafek, wszystko otworzył, a jak mu nie smakowało to wyrzucał do śmieci. Działa mi na nerwy.

Dzisiaj mamy iść na zakupy, ale nie wiem jak to zniosę.

- Wypłowiały kocie rusz się! - wszedłem do salonu gdzie leżał Kuro. Wylegiwał się na kanapie i oglądał telewizję.

- Cicho bądź! Lecą śmieszne wypadki ludzi. Serio jesteście głupim gatunkiem hahaha.

- To są wiadomości, a teraz choć, musimy kupić ci ciuchy, a ty i tak musisz się przebrać.

- A co jeszcze. To nie wystarczy? - pokazał na dresy które nosił.

- Jest zimno, a musimy zakryć twoje uszy i ogon, poza tym nie będziesz latał po dworze z gołą klatą. Choć! - posłałem mu groźne spojrzenie. Moja cierpliwość powoli się kończyła.

Mimo, że posłusznie wstał wyglądał jak by chciał rozszarpać mi gardło.

- No to co mi przygotowałeś?

- W łazience na pralce leżą ciuchy. Ubierz je, a ja poszukam jakiejś czapki - odwróciłem się i poszedłem szukać jej po szafkach.

Usłyszałem już tylko trzask drzwi od łazienki i parę przekleństw na mój temat.

Czapkę znalazłem na samym dnie szafy. Była pomiędzy zimowymi kurtami, a pudełkami z butami. Zwykła, czarna, trochę już przeszła.

Akurat Kuro wyszedł z łazienki.

- Ciasne to - skrzywił się poprawiając koszulę.

- Bo założyłeś ją tył na przód - stwierdziłem gdy zauważyłem metkę przy jego szyi.

- Ahh, same z tym kłopoty - denerwował się wyjmując ręce z długich rękawów.

- Raczej z tobą... Masz znalazłem to, załóż. Weź też z szafy moje trampki i idziemy.

Założył czapkę chowając uszy. Gdy zapytałem o ogon powiedział, że owinął go na nodze więc mam się nie przejmować.

Wyszliśmy, a ja zamknąłem drzwi. Wychodząc na dwór uśmiechnąłem się pod nosem. Przynajmniej pogoda mi sprzyja. Słońce wyszło zza chmur i nie było wiatru.

Pociągnąłem Kuro w prawo i przechodząc przez parę alejek znaleźliśmy się na odpowiedniej ulicy.

Mieściło się ty wielkie centrum handlowe więc na pewno znajdziemy tu to czego trzeba.

Gdy spojrzałem na czarnowłosego widziałem jak jego zielone oczy się świecą. Wpatrywał się w neony sklepów jak w gwiazdy.

Złapałem go za rękę i zaprowadziłem do środka. Zabrałem go do centrum chińskiego, bo jest tanio i duży wybór. To na pewno sprzyja mojej sytuacji finansowej.

Chłopak wyrwał się z mojego uścisku i niczym małe dziecko szperał po całym sklepie. Wszystko go interesowało i ekscytowało. Jakimś cudem przeciągnąłem go na dział z ubraniami i po dwóch godzinach kłócenia się co kupić, a czego nie wyszliśmy ze sklepu z pełnymi torbami.

- Musimy jeszcze kupić coś do jedzenia, bo wyrzuciłeś wszytko inne - powiedziałem.

- Tu wydają się mieć dobre - wskazał na mięsny.

- Mięso to nie wszytko - przewróciłem oczami - choć do supermarketu. Szczoteczka do zębów też ci się przyda.

Otworzyliśmy drzwi do środka, a ja pierwsze co zobaczyłem to ulotkę, że potrzebują kogoś do pracy na stanowisko kasjera. Pomyślałem, że nie mam co wybrzydzać. Zrobiłem zdjęcie ulotki, aby nie zapomnieć i kontynuowałem zakupy. Jutro tu przyjdę i zapytam czy mnie przyjmą.

- Kouhei tu jest to co ty wkładasz do buzi! - Kuro wydarł się z drugiego końca sklepu. Chyba większego upokorzenia nie mogłem czuć.

Zbeształem go później za to, a on o dziwo mnie przeprosił. Może nie jest aż taki zły jak myślałem.

Zapłaciliśmy za porcję kurczaka z mrożonymi warzywami oraz karton mleka i wróciliśmy do domu.

Mały Sekret (Yaoi) [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz