00111001

42 1 0
                                    

Krople krwi pokrywające klawiaturę zmieniły się w siatkę poligonów która rozpadła się i zniknęła, potrzebowała kilka sekund na dojście do siebie wyraźnie zapomniała, że w tym świecie ból nie jest jedynie wartością a realnym odczuciem. Włączyła podgląd na wzrok Lancelota; jego klatka piersiowa była przebita przez kolejną osmoloną strzałę. Wyjął ją energicznym ruchem tracąc może jakieś dwa punkty. Rozejrzał się po okolicy. Jakieś czterdzieści metrów dalej stała dwójka jego adwersarzy. To co jednak najbardziej zwróciło uwagę to to, iż ze studzienki wyszła  dwójka ludzi. Jeden z nich był to postawny, mężczyzna ze sterczącymi blond włosami z fioletowym paskiem po środku. Ubrany był w czarne spodnie i ciemnofioletową koszulę ubrudzoną gdzie nie gdzie węglem rysowniczym i farbami chyba akwarelą. Pomagał on wyjść swojej żonie Aelicie. Emilia widząc wściekła się tak bardzo, że ślina gotowała jej się na języku; problem był o tyle większy że w ich stronę leciała salwa strzał.

- Ratuj ich!

Krzyknęła z taką siłą, że jej imitacja ludzkiej mowy na chwilę przestała działać dając efekt niby androida.

- Yes your Majesty.

Usłyszała w odpowiedzi. Podleciał do obojga a jego niby skrzydła uformowały tarczę która zatrzymała wszystkie pociski. 

- Odejdźcie.

Powiedział tym samym bezdusznym głosem. Odd szybko zaprotestował.

- Skidbladnir ma nowego Frejra*.

Odpowiedział równie bezdusznie. Odd ponownie próbował protestować ale jego żona szybko go powstrzymała uśmiechem.

- Kochanie czy nie jesteśmy na to za staży; tata był i pamiętasz jak skończył.

Ten doskonale zrozumiał i przyznał jej rację.

- Skidbladnir ma nowego Frejra. Zapamiętajcie to zdanie. -Gdy to powiedział jego oczy zaświeciły się białym światłem.- A teraz idźcie.

Siłą woli podniósł właz i wrzuci tam małżonków, gdy usłyszał ich pluśnięcie o taflę wody zasunął właz i usunął osłonę.

Emilia westchnęła z ulgą. -To powinno ich powstrzymać na tydzień może dwa- Powiedziała do siebie w duchu.

- Wszystko w porządku?!

Cała czwórka spytała przerażona; usłyszeli jakieś szepty i skomlenia widocznie coś ją zezłościło po około minucie uspokoiła ich władczo mówiąc -Powróciłam- i mocnymi uderzeniami zaczęła stukać w klawisze jakby chciała kogoś zagłuszyć. 

- Mogli byście rozpoczynać to co macie zacząć?

Spytała z irytacją w głosie.

- Tak tak robi się.

Markus rozejrzał się do o koła i wskazał na jedną z bocznych uliczek która wydawała się być mniej zaludniona od pozostałych.

- Chodźmy tędy.

Wskazał na uliczkę, wyraz twarzy Antey choć nie był widoczny przez przyłbice to jednak przybrał grymas niezadowolenia.

- A skąd mamy wie... -Zmilkła się gdy usłyszała -Znaleźć ich- tak wyraźnie, że wiedziała, iż te chodzące wieżyczki są gdzieś niedaleko.- Tym razem cię posłucham.

Pobiegli we wskazaną stronę. Zagrożenie ich minęło.

- Co robimy tam jest pełno tego żelast...

Markus wyjął rewolwer i strzelił dziewczynie koło głowy.

- Powaliło cię?! Mogłeś mnie...

Wszyscy usłyszeli przewracającego się robota tego samego którego zobaczyli gdy po rzaz pierwszy trafili do Lyoko. Szybko zmienił się w siatkę poligonów która to rozpadła się i poleciała ku górze.

- Jak ty to...

- Może byście do kurwy jasnej zabrali się do roboty! - Wydarła się Emilia.- Moc taką posiadł i zagadka rozwiązana a teraz ruszcie te swoje odbytnice i spróbujcie uratować choćby szkołę.

To widocznie był wystarczający powód do roboty bo wszyscy zaczęli się głowić na nad najszybszą i najbezpieczniejszą drogę do wieży; wiedzieli, że po utracie punktów wrócą do skanerów i wrócić będą mogli dopiero za dwanaście godzin porostu to czuli. Po minute namysłu postanowili pobiec uliczką do której uciekli. Jako, że Markus miał moc wyczuwania otoczenia postanowili oczywiście po jego protestach aby on był ich przewodnikiem. Uliczka ta była wąska ale prosta i wystarczająco zacieniona aby mogli przemierzać ją w spokoju. Problem stanowiła wieża; na mapie wyraźnie widać było, iż znajduje się ona na otwartym placu. Po kilku minutach znaleźli się oni w miarę niedaleko ich celu. Przez wąską szczelinę pomiędzy budynkami zobaczyli to dziwne "coś" z portretu które stało otoczone przez sześć takich ludzkich wieżyczek i cztery potwory wyglądające jak krokodyle ubrane w typowe zbroje z science fiction z tym że na końcach dłoni miały długie na może pół metra ostrza a same miały może z trzy metry. Na plecach zamontowano im coś co przypominało armaty.

- I my mamy zabić to czerwone coś? -Spytał cicho Emili a ta prostym dźwiękiem przytaknęła.-Można się jeszcze wycofać?- Spytał cicho wtedy Markus czule go przytulił. 

- Wszystko będzie dobrze; za chwilkę będzie po wszystkim -Pocałował go tam gdzie maska zasłaniała czoło- I jak?

Pod wycięciami na oczy pojawiły u niego się rumieńce.

- To jaki jest plan?

Pytał zarumieniony.

- Jeśli mogę przerwać tą jakże romantyczną scenę -Wtrącił się Yuki- Jako że nie znamy swoich wszystkich umiejętności lepiej postawić na to co mamy ale tak dla pewności Emilia czy ty tam nie masz przypadkiem rozpiski?

- Niestety ale umiejętności pojawiają się dopiero wtedy gdy są potrzebne ale nie zawsze na przykład skrzydła jakie posiada Yuki to nie jego umiejętność a cecha osobna rzadko spotykana wartość, tylko te dostaje się od razu.

Chłopak burknął coś z niezadowolenia.

- To chociaż zobaczmy jak z uzbrojeniem, tego jesteśmy pewni.

Wszyscy się z nim zgodzili i pokazali uzbrojenie. Markus miał bogato zdobiony rewolwer, Yuki dobył jednej ze swoich mini kos ale ta szybko zmieniła się w kosę normalnych rozmiarów. Antena zdjęła że swoich pleców miecz i pokazała go reszcie, był bogato zdobiony ale to co było w nim najdziwniejsze to to, że przy rękojeści miał spust jak w pistolecie. Jednak to nie jej broń najbardziej zdziwiła resztę; w rękach Lucasa znajdowało się opakowanie kart z nazwą marki "Mutantur in figura"

- O co może chodzić z tymi kartami i po co mi ten spust?

- Nie wiem ale wim kto może wiedzieć; Emilio kochana wyjaśnisz?

- A czemuś, rzem miałabym wam nie pomóc każde z was ma cechę a miano...

- Tam są!

Usłyszeli od jednego z krokodyli wskazywał na nich jedną ze swoich łap i celował tą przerośniętą armatom.

- Mam takie wrażenie, iż każde z was powinno ucieka...

Nawet nie musiała kończyć bo lecąca w ich stronę kula płynnego metalu raczej nie pozostawała innych możliwości.

- No to tyle z planowania.

Powiedział wdychając Yuki a z jego pleców wyrosły skrzydła.


*Frejr w mitologii nordyckiej był kapitanem statku Skidbladnir.

Code Lyoko Nowe pokolenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz