.12.

2.3K 73 3
                                    

-Opowiedz mi trochę jak wygląda studenckie życie. - Poprosiłam cicho przerywając ciszę jaka zapanowała pomiędzy nami. Nawet brzdące były cichutko i tylko obserwowały ruchy swoich rodziców. 
-Opowiem, jeśli ty opowiesz mi, jak ci minęły te dwa tygodnie. - Powiedział a ja czułam jego wzrok na sobie kiedy postawiłam kubek obok niego, na stole. 
-Ty pierwszy. - Odparłam i usiadłam na pufie stojącej przy stole, nie przestając tulić do siebie chłopca. 
-Więc... Chodzisz na zajęcia, masz zaliczenia. - Mruknął tak oklepaną odpowiedzieć jakiej totalnie się nie spodziewałam. Uniosłam brwi głaszcząc kciukiem plecki Oliviera. Po chwili sama postanowiłam podać mu taką samą, szczątkową odpowiedź. 
-A u nas to wiesz, karmisz, przewijasz, bawisz się. - Wzruszyłam niedbale ramionami i podeszłam do blatu skąd zabrałam leżącą tam łyżeczkę. 
-Mała łyżeczka, jak będziesz starszy będziesz jadł nią zupę, tak? - Pokazałam maluchowi który zacisnął paluszki na jej wierzchołku. Zaśmiałam się lekko i pocałowałam go w czubek głowy, zabrałam po chwili małą łyżeczkę i podałam mu większą. 
-A ta jest duża, nią też będziesz mógł jeść, ale jak już będziesz tak duży jak Luke. - Powiedziałam a chłopczyk zwrócił swój wzrok w stronę chłopaka który obserwował nas. Eli już dawno zasnęła w jego ramionach i broń Boże jej teraz ruszać. 
-Gdzie się zatrzymałeś? - Spytałam przytulając maleństwo do siebie i spojrzałam na Luke'a. 
-W hotelu... - Urwał w pewnym momencie i widziałam wyraźnie że nad czymś się waha. Uniosłam nieco brwi w pewnym oczekiwaniu, lecz nie doczekałam się odpowiedzi. 

-Spotykasz się z kimś? - Spytałam, opierając się tyłem o blat i stając na przeciw niego. Od jakiegoś czasu postanowiłam postawić wszystko na jedną kartę. Odkąd urodziłam dzieci, przestałam za nim latać jak samica z rują. Przestało mi zależeć, teraz myślałam tylko o moich skarbach. 
Podrapał się nerwowo po karku i westchnął ciężko. 
-Nie, nie spotykam. - Przyznał, unosząc na mnie spojrzenie swych niebieskich oczu. 
-Zadziwiające, myślałam że wszystkie dziewczyny na uczelni będą twoje. - Prychnęłam rozbawiona, powstrzymał się by mi nie przygadać, choć widziałam że gorączkuje się od środka. 
-Wyjeżdżam. - Powiedziałam spokojnie po dość długiej chwili ciszy, jaka pomiędzy nami nastała. -Kiedy maluchy nieco podrosną, mam odłożone pieniądze, wyjeżdżam za granicę, chcę tam sobie ułożyć z nimi życie. Nie informuję cię po to, żebyś mnie zatrzymywał, bo podjęłam już decyzję i nic jej nie zmieni. Pragnę byś po prostu wiedział. Nigdy nie będziemy razem a nie potrzebuję sztucznej szopki dla dzieci, są na tyle inteligentne że wszystko im wyjaśnię. Jeśli będą miały takie pragnienie by się z tobą widywać, umożliwię im to. - Odparłam głosem nie znoszącym sprzeciwu. Luke wpatrywał się we mnie jakbym powiedziała właśnie coś po chińsku. 

-Nie zgadzam się. - Mruknął stanowczo i podniósł się, stając przede mną. Zadarłam nieco głowę, wpatrując się w niego z nutą drwiny w oczach. 
-Ty się nie zgadzasz? A co ci do tego? Ty masz swoje życie, układasz je po swojemu, ja mam swoje. - Przechyliłam lekko głowę. 
-Nie zabierzesz mi moich dzieci. - Warknął cicho, by nie obudzić Eli a w jego oczach pojawił się niebezpieczny błysk. 
-Twoich dzieci? Ty je tylko spłodziłeś! Tak naprawdę do niczego więcej nie jesteś potrzebny, znajdziesz sobie swoją idealną panią i z nią będziesz mógł mieć dzieci którymi będziesz rządził. Ale ode mnie i moich dzieci, wara! - Zawarczałam i zabrałam mu dziewczynkę, pies podniósł się ze swojego miejsca gotowy nas bronić, jednak wystarczyła jedna moja komenda by usiadł w oczekiwaniu. 
-I co, wyjedziesz sama z dwójką dzieci do obcego kraju?! - Zbulwersował się gotowy mnie zatrzymać. -Kto ci pomoże? Masz jakiegoś fagasa? - Wydawał się rozjuszonym dzikim kotem który rozszarpie każdego kto choć spróbuje tknąć jego własność. Ale my nią nie jesteśmy a ja sama potrafię się bronić. 
-Po pierwsze, nie krzycz, obudziłeś Eli. - Spojrzałam mu w oczy tuląc dziewczynkę, którą on po chwili mi zabrał i przytulił do siebie. 
-Nie pozwolę ci ich mi zabrać. - 
-Luke... - Odwróciłam głowę, zaciskając lekko szczękę. 
-Dlaczego masz do mnie taki żal? - Spytał wprost, ale ja nie miałam zamiaru mu na to odpowiadać. -W takim razie zostaję na noc. - Wyparował a ja spojrzałam na niego niemało zaskoczona. 
-Nie możesz. - Zaprzeczyłam od razu. 
-Jestem ich ojcem, mam prawo nocować w domu mojej księżniczki i księcia. - Pogłaskał Oliviera po policzku a chłopczyk wpatrywał się w niego szeroko otwartymi oczami, wtulając się w moją klatkę piersiową. 
-Mam to ustalić sądownie czy ci się oświadczyć? - Spytał wpatrując się w moje oczy. Prychnęłam na jego słowa.
-Jakiż ty romantyczny. - Przewróciłam oczami. -Dobrze, możesz zostać. - Mruknęłam niezadowolona z faktu że będzie tak blisko. 
-Odpowiesz na moje pytania? - Złapał mnie za ramię kiedy chciałam wyjść z kuchni, by zanieść chłopczyka do pokoju. Zwróciłam wzrok ku niemu i zadarłam kącik ust. 
-Zapamiętaj sobie, że ja, nie potrzebuję mężczyzny. - Rzuciłam w jego stronę po czym wyszłam. 

O dziwo nic mi nie odpowiedział. Odłożyłam chłopca do łóżeczka i pocałowałam go w czółko. 
-Nie przejmuj się niczym skarbie, później sobie poczytamy razem z Eli. - Ucałowałam jego brzuszek na co się roześmiał. Zabawne, miał łaskotki w tym samym miejscu co ja. Wróciłam po dziewczynkę którą Luke tulił do siebie, będąc pod czujnym okiem mojego psa. 
-Daj ją, położę ją do łóżeczka. - Powiedziałam, wyciągając ręce w stronę maleństwa. Chłopak jednak odwrócił się do mnie plecami obrażony i sam poszedł do pokoju by ją położyć. On był coraz bardziej nieznośny. Piorun pobiegł za nim, podskakując po drodze by upewnić się czy Eli nic złego się nie dzieje. Udałam się w krok za nimi, krzyżując ręce na piersi. 

Ułożył ją delikatnie obok chłopca i przykrył kocykiem. Wyglądali tak uroczo, że w kąciku oka zakręciła mi się łza. Ale ten szczęśliwy sen nie może trwać długo. Nie wierzę w takie rzeczy a teraz coraz bardziej mu nie ufam. Nie obchodzą mnie jego starania, niech zajmie się sobą i swoim życiem. My do tej części życia nie należymy, nawet jeśli bardzo bym tego chciała. 

Podniósł na mnie wzrok, swoich bacznych, niebieskich oczu, dopiero po chwili. Zagryzłam niepewnie wargę, opierając się o framugę i mając ręce skrzyżowane na piersi. Po chwili odwróciłam wzrok, dając mu jasno do zrozumienia, że nie mam ochoty z nim rozmawiać. Lecz ten podszedł do mnie i uniósł mój podbródek, by następnie musnąć moje usta swoimi wargami. Mruknęłam niezadowolona i odsunęłam się wychodząc na korytarz. 

Na skraju raju 🗝Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz