.15.

2.2K 79 2
                                    

Zerknęłam na Luke'a, jednak nic nie odpowiedziałam. W jednej chwili ogarnęła mnie panika, że mogę ich stracić. Otuliłam ramionami chłopczyka, który położył główkę na mojej piersi i wpatrywał się w kobietę, zaciskając malutkie rączki na materiale mojej bluzki. Wpatrywał się w nią bystrymi oczkami i pewnie gdyby umiał już mówić, zaraz by jej coś powiedział. Eli odwrotnie, leżała wtulona w chłopaka i miała zamknięte oczka, tuląc się do niego wyraźnie wystraszona sytuacją. 

Kobieta lustrowała wzrokiem maluchy, po czym bez słowa pożegnania czy wyjaśnienia skierowała się do drzwi. 
-Kto panią nasłał? - Spytałam wprost, starając się ukryć wyraźne zdenerwowanie. Wystąpiłam krok naprzód, stając przed Lukiem. 

-Nie wolno mi udzielać takich informacji - powiedziała, a ja powstrzymałam się przed komentarzem, że czyjeś majtki mogła sprawdzać. 
Zamknęłam za nią drzwi i wypuściłam psa, cała roztrzęsiona. Tuliłam do siebie synka, bliska wybuchu płaczu. 

-Uspokój się - mruknął chłopak, ale ja go nie słuchałam. Krążyłam po mieszkaniu, tuląc do siebie bąbla, póki ten mi go nie zabrał z dłoni. Spojrzałam na niego z pewnym wyrzutem, ale ten odniósł go do łóżeczka i wrócił do mnie. Otulił mnie ciasno ramionami, tak bym nie mogła mu uciec, bo faktycznie szarpałam się przez moment w jego objęciach. W końcu jednak wybuchłam niekontrolowanym płaczem i wczepiłam się palcami w jego ramiona. 

-Nie mogę ich stracić - wydusiłam z siebie, cała drżąc i kuląc się w jego objęciach. 
-Nie stracisz, obiecuję ci to - wyszeptał, głaszcząc mnie po plecach. Tylko, że ja nie byłam już pewna niczego. 

Uspokoiłam się po chwili nieco i wciąż go trzymając, oparłam głowę o jego tors, łapiąc powietrze. Głaskał mnie po plecach, jeszcze długo. Ostatecznie pociągnął mnie na kanapę, na której usiadł. Mruknęłam cicho, nie bardzo zadowolona z takiego obiegu sprawy i usiadłam mu okrakiem na kolanach. Wtuliłam się mocno w jego ciało i przymknęłam na moment oczy. 

Jego dotyk był teraz tak kojący. Jego dłoń wślizgnęła się pod moją koszulkę i delikatnie sunęła po mojej skórze, nie wychodząc poza żadne granice. Nie wiem nawet kiedy zasnęłam, ale nim tak się stało, poczułam muśnięcie jego ust na swoich. 

Obudziło mnie marudzenie dzieci, na które zerwałam się tak nagle, że zakręciło mi się w głowie. Złapałam się za nią nieprzytomna i spojrzałam na niego nieobecnym wzrokiem. Chyba też musiał przysnąć i próbować delikatnie mnie z siebie ściągnąć, gdy dzieci zaczęły płakać. Zerwałam się na równe nogi i ruszyłam do pokoju, zaraz przy nich stając. 
-Już, jestem... Przepraszam - wyszeptałam, czując narastające poczucie winy. 

-Nie możesz tak się obwiniać, jesteś naprawdę cudowną matką - zwrócił się do mnie Luke, który siedział przy stole i jadł tosty, które przygotowałam na śniadanie. Dzieciaki spały smacznie w swoich łóżeczkach, a ja chodziłam jak nakręcony bączek. Wreszcie chłopak nie wytrzymał i gdy przechodziłam, złapał mnie w pasie, po czym usadowił sobie na kolanach. Objął ciasno jedną ręką i wrócił bez słowa do jedzenia. 
-Będę wpadał tak często jak będę mógł. - Zwrócił się do mnie, jednak wydawał się dość zamyślony. Próbowałam odgadnąć o co chodzi, ale kuratorka wystarczająco zamąciła mój tok myślenia. 
-Nie zarywaj studiów - spojrzałam mu w oczy, nim się z nami pożegnał. -Zrób to, jeśli nie dla siebie, to dla nich. - Poprosiłam go, trzymając na rękach dziewczynkę, bo była dość nerwowa z powodu powrotu swego ukochanego taty do codziennych obowiązków. 
Przyglądał się nam przez moment, po czym złączył swoje usta z moimi. Mruknęłam cicho, niepewna czy oddawać tę czułość, lecz w tej samej chwili oderwał się od nich i cmoknął malutką w czoło. Z Oliverem pożegnał się wcześniej, kiedy chłopczyk jeszcze nie spał.

Kiedy wyszedł poczułam dziwną pustkę i strach. Tuliłam do siebie dziewczynkę, wciąż myśląc o tej dziwnej wizycie. Zastanawiałam się skąd ta kobieta się tu wzięła. Dzieci nie płakały po nocach, nigdy nie pito tu alkoholu, a raz czy dwa zdarzyło mi się, iż podczas włączania telewizora zagrał zbyt głośno nim go wyciszyłam. 

Zaczęłam nad tym wszystkim myśleć i analizować. Siedziałam przed telewizorem, nie mogąc się za nic konkretnego zabrać, a maluchy spały obok w specjalnym bujaku. W jednej chwili w mojej głowie zajaśniało i wykręciłam numer do chłopaka. 

-Ona o nas wie, prawda? - Spytałam bez parady, kiedy tylko usłyszałam jego głos po drugiej stronie. Przez chwilę milczał, ale ostatecznie jego odpowiedź mnie nie zadowoliła. 
-O kim ty mówisz? - Miałam wrażenie, że właśnie teraz marszczy brwi. 
-O Nathalie - wydusiłam z siebie i zamknęłam oczy. 
-Nie wiem, co to ma to do rzeczy? - Nie byłam pewna, czy serio nie wie o co mi chodzi, czy udaje głąba. 
-Nie... nic, nieważne, naprawdę. Już nie przeszkadzam. - Rzuciłam, choć ten, jeszcze przez chwilę starał się drążyć temat. 

Nie dawało mi to spokoju, z niepokojem oczekiwałam kiedy znów ta kobieta może się zjawić. Nie pozwalało mi to spać w nocy, apetyt również straciłam, jadłam jedynie po to, aby mieć pokarm dla dzieci. 
Kiedy Luke mnie zobaczył, ujrzałam troskę w jego oczach. Wpuściłam go bez słowa do środka i powiedziałam mu tylko, gdzie śpią maluchy. 

-Nie możesz się tak zaniedbywać - zauważył, tuląc do piersi malutką, ale nic mu nie odpowiedziałam. Wpatrywałam się w śpiącego Olivera i tylko to przynosiło mi jakieś ukojenie. 
-Dobrze, nie chcesz słuchać mnie to może posłuchasz jak zabiorą nam dzieci. - Rzucił ostro, a ja w jednej chwili pękłam. Dosłownie. Ukryłam twarz w dłoniach i załkałam cicho, kuląc się w sobie. 

-Przepraszam, nie chciałem cię zdenerwować. - Jego głos nie przyniósł mi ukojenia, może gdyby się nie zjawił, nie doszłoby do tego wszystkiego. Dlaczego nie mógł po prostu ułożyć sobie życia z Nathalie? 
Szarpnęłam się, kiedy poczułam jego ramiona oplatające moje ciało. On jednak, mnie nie puścił. Dopóki się nie uspokoiłam. Wreszcie nie miałam już sił i po prostu się w niego wtuliłam. 

-Skoro jesteś już ich ojcem i chcesz o nich zadbać, zrób coś żebyśmy ich nie stracili. - Uniosłam na niego spojrzenie pełne łez. Skinął głową i otarł moje łzy, zgarniając kosmyki włosów z twarzy. 
-Ożeń się ze mną. - Powiedział tak po prostu, a ja zmarszczyłam brwi. 
-Postradałeś rozum, nie wyjdę za ciebie! - Odpowiedziałam mu od razu. 
-Jeśli nie dla mnie, nie dla siebie, to dla dzieci. - Pogłaskał mnie po policzku, a ja wsparłam na jego dłoni głowę. To był jakiś absurd. 
-To najdziwniejsze zaręczyny jakie mogłabym sobie wymyślić. - Bąknęłam i zamknęłam oczy wsłuchując się w jego śmiech. 
-I tak wiem, że ty tego też chcesz. - Poczułam jego usta na swoich i trzepnęłam go w ramię, ale zaraz potem oddałam tęsknie tę pieszczotę. 

-Idioto, nie przy dzieciach. - Szepnęłam zarumieniona, zwieszając głowę. 
-Ej, to ja je stworzyłem, mogę rozpieszczać ich matkę. - Zaoponował i zaczął masować mnie po pośladku. Zabrałam jego dłoń i usiadłam z powrotem na kanapie. Zerkałam na niego podejrzliwie, ale na mojej twarzy, pierwszy raz od dłuższego czasu, zabłąkał się uśmiech. 
-Wiesz co ci powiem? - Usiadł obok mnie i zaczął bujać bujak w którym spała Eli. Pochylił się nieco nade mną i szepnął mi do ucha. -Nie mogę się doczekać nocy poślubnej. - Złapał w zęby płatek mojego ucha, a ja w jednej chwili oblałam się rumieńcem. Pamiętałam naszą noc, była płomienna, dosłownie. A ja wciąż żywiłam do niego te same uczucia. 

Na skraju raju 🗝Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz