- No ale Klaus innego sposobu nie wymyślimy- odpowiedziałam oburzona
- Nie ma mowy Rosa nie wyślesz się sama do przodków a jeśli pójdzie coś nie tak hm? Co wtedy zrobimy? Dopiero co cię poznaliśmy chcemy troche spędzić z Tobą czas. Nie chcę cie stracić- odpowiedział a no mojej twarzy zawitał banan hehe jestem taka szczęśliwa,że mam ich są moja rodziną.
- Klaus wiem że się o mnie martwicie, ale wiedz ,że wam ufam i wiem bardzo dobrze że Freya sprowadzi mnie spowrotem zaufaj mi proszę
- No nie wiem może inni coś powiedzą
Pokiwałam głowa na tak że się zgadzam, poszliśmy do salonu gdzie byli pozostali mianowicie Hayley Elijah Robekah Kol Marcel Freya i Mała Hope stanęłam na środku salonu
I przemówiłam
- zebraliśmy się tutaj żeby dojść do porozumienia Ja chcialabym wybrać się na drugą strone do przodków i odnaleźć to jak zniszczyć Lucasa i moje pytanie brzmi czy pozwalacie mi na to żeby wybrać się do przodków? Bo tu oto ten dżentelmen mówię o Klausie mi nie pozwala.
Nastała niezreczna cisza każdy patrzyła na siebie pierwszy z nich wszystkich przemówił Elijah
- wiesz siostro ufam ci na tyle żeby się zgodzic ale obiecaj mi że wrócisz do nas
- Obiecuje Bracie
- ja sie nie zgadzam na to- teraz przemówiła Rebekah- ufam ci ale nie zgadam sie w końcu mam kolejną siostrę i nie chce jej stracić
- rozumiem- odpowiedziałam- Hayley a ty?
- ja też mam brać w tym głos myślałam że tylko rodzina
- ale przecież ty jesteś moja rodziną Hayley i zawsze bedziesz wkoncu jesteś matką mojej bratanicy- odpowiedziałam całując mała Hope w policzek i uśmiechając się do Hayley
- więc moja odpowiedz brzmi tak ponieważ jesteś silna i wiem że dasz radę
- Dziękuję
- a ja dalej sie nie zgadam i nie zgodzę się na to- odpowiedział Klaus opierając sie o ścianę
- Klaus proszę cię nic mi nie bedzie pozatym został jeszcze Kol i Marcel jeśli oni sie zgodzą wiesz że bedziesz przegrany- powiedziałam te słowa kierujac do Klausa teraz spogladam na dwójkę znanych mi osób Kola i Marcela- Marcel?
- Ja.. Się zgadam
- Dziekuje Marcelusie. Kol?
- Dlaczego chcesz tam iść?
- Już mówiłam żeby dowiedzieć sie jak zniszczyć Lucasa
- Zgodzę sie pod warunkiem że idę z tobą
- nie ma mowy Kol nie idziesz- odpowiedziałam zła
- wiec sie nie zgadam- powiedział z tym swoim uśmieszkiem na twarzy jak ja go nienawidzę ( mówię o uśmiechu)
- KOL jezu dobra zgadzam się- odpowiedziałam zrezygnowana
- No i bombowa kiedy przechodzimy na drugą strone?- powiedział to z takim podekscytowaniem że chciało mi się śmiać
- poczekaj poczekaj nie tak szybko- ta odpowiedz kieruj w strone Kola- Klaus proszę póść mnie tam będę razem z Kolem - podeszłam do Klausa z nadzieją w oczach
- Rosa... Ehh dobra jestem teraz spokojniejszy bo idzie z Tobą Kol ufam wam ale macie mi obiecać że wrócicie
- obiecuje Braciszku- odpowiedzialam i spoglądam na Kola- Kol?
- no tak tak obiecuję- odpowiedział obojetnie w strone KlausaKilka godzin później
- Freya mam nadzieje że to zadziała- popatrzyłam na miksture trzymaną w dłoni był to bardzo grozny lek dla ludzi a że ja i Kol nimi nie byliśmy to nam tak nie groziła ale umre od tego na chwilę, jeśli pójdzie coś nie tak to nie będę chciała widziec jak Klaus się wkurzy
- Zadziała nie bój się
Nic już nie odpowiedziałam tylko lekko się uśmiechnełam i poszliśmy na sam środek naszej posiadłości był tam okręg mieliśmy się tam położyć razem z Kolem, ja tylko wypije miksture sporządzona przez Freye a Kol musiał być ugryziony przez Klausa ( bo on jest hybryda jego ugryzienie dla wampira jest śmiercią) i wypić miksturę szkoda mi go ale no cóż chciał iść ze mna musi cierpieć.
Trzymaną w ręce miksture jednym ruchem ją oprozniłam zaraz powinna działać wiec wygodnie ułożyłam się w kregu razem z Kolem chwilę po tym zaczęłam czuć sie bez sił serce mi spowalniało ostatnie co pamietam to jak Kol wzioł mnie za rękę i nastała ciemność
Obudziłam się w tym samym miejscu co byłam obok mnie leżał budzący się Kol świat przodków był bardzo mroczny nie mówiem ,że nie ale troszkę się przeraziłam, wstałam zakreciło mi sie w glowie musiałam podtrzymać sie najbliższej ściany
- Więc co robimy? - zapytał Kol
- musimy odnaleźć przodków chodź
Nic nie odpowiedział tylko kiwną głową na znak że sie zgadza
Wyszlismy z naszej posiadłości Ulice Nowego Orleanu były puste więc mieliśmy lepiej, postanowiliśmy że zaczniemy od starego cmetarza w dzielnicy francuskiej ,już zamierzalismy wejść ale głos z tyłu umożliwił nam to skądś znam ten głos pomału się odwróciła do osoby o bardzo znanym mi głosie nie moglam uwierzyc że to on tylko nie on...