LVI | magda

320 55 111
                                    

Nigdy nie przychodziła do klasy Julka, czy szukała go na korytarzach — dzisiejszy dzień był jednak gorszy, niż wszystkie inne, a Magda czuła, jak coś nieustannie gnie ją od środka. Nie myślała nawet szczególnie nad tym, gdy zaczęła chodzić po korytarzach szkoły. Była pewna, że gdzieś była Roksana; nie rozmawiały jednak w ogóle od poprzedniego czwartku (czy piątku rano), tak Magda czuła się jakoś dziwnie na myśl, żeby po prostu do niej podejść.

Bez większego problemu znalazła jednak Julka.

I Ulę, oczywiście. Siedział z nimi ktoś jeszcze, a Magda prawie automatycznie uznała, że musiał być to Eryk; nigdy z nim nie rozmawiała, ani nawet jakoś szczególnie nie próbowała go gdzieś znaleźć, ale nigdy w sumie nie słyszała, żeby Julek trzymał się w szkole z kimkolwiek innym, jeżeli chodziło o drugoklasistów.

Zebrała się w sobie i podeszła do ławki, na której siedzieli. Uśmiechnęła się, gdy Julek pierwszy spojrzał w jej stronę.

— Cześć — przywitała się cicho. — Co tam?

— Och, Magda... — Julek odpowiedział na jej uśmiech. — Ula dostała w dzisiaj w nocy psa — wyjaśnił. — Zastanawiamy się, jak go nazwać.

— Psa? — powtórzyła cicho. — Och. Jaki to?

— To był prezent — powiedziała od razu Ula. — To chłopiec — wytłumaczyła radośnie. — Um-- Jest gdzieś taki mały — pokazała odległość dłońmi — i cały biały, całkiem puchaty i-- och, ma czarny nosek, ale taką jaśniejszą, różową kropeczkę na nim... I nie siedziałam z nim długo, ale jest bardzo nieśmiały...

Chłopak, którego Magda uznała za Eryka, wyprostował się nieco.

— Bounty — powiedział pewnym siebie głosem. — Jak batonik.

— Nie — odpowiedziała od razu Ula. — Chcę jakieś-- sensowne imię. Niech coś znaczy, okej?

— Bounty może znaczyć dużo — oburzył się od razu Eryk.

— Polar — powiedział Julek. Kiedy wszyscy spojrzeli na niego, uśmiechnął się zakłopotany. — Nie jestem dobry w imionach — dodał.

— Rafaello — rzucił Eryk. — Jak te takie-- małe, kokosowe. Są białe — dodał.

— Wielkanoc — zasugerowała nagle Magda.

— Och! — Julek lekko klasnął w dłonie. — Albo po angielsku, Easter.

— Kinder-bueno... Albo same Bueno...

— Bruno. Bruno brzmi-- klasycznie, ale ładnie...

— Kingsley!

Ula wyglądała na całkiem przytłoczoną wszystkimi pomysłami, jakie w nią rzucali.

— Twix — wtrącił się znowu Eryk. — Znajdziemy ci drugiego, identycznego, będzie prawy i lewy--

— Jesteś głodny? — przerwała mu z uśmiechem Ula. — Mam ze sobą babeczki z Wielkanocy, mogę ci dać trochę--

— Magda!

Problem z Rafałem był taki, że wołał ją tak agresywnie, że za każdym razem, gdy wykrzykiwał gdzieś jej imię, Magda prawie wyskakiwała ze swojej skóry ze strachu. I tym razem prawie dosłownie podskoczyła i odwróciła się w bok, powstrzymując od złapania za serce; jej brat przyleciał do niej, nie zwracając uwagi na nic i nikogo innego.

— Szukałem cię dobrą godzinę! — Odgarnął opadające mu na czoło włosy do tyłu. — Masz może klucz--? Och, Boże, cześć — powiedział nagle.

kosmiczna sztuka interakcji międzyludzkichOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz