Jakoś po tym wszystkim nie potrafiłem stawić się w pracy. Dlatego, oczywiście, zadzwoniłem tam, naściemniałem coś o tym, że czuję się jak gówno i dostałem tydzień zaległego urlopu. Tak, jak dotychczas nie chciałem być sam, tego dnia nie potrafiłbym na nikogo spojrzeć.Przez cały dzień i noc padał śnieg, przykrywają cały Londyn delikatnym, białym puchem. Pogodynka w telewizji powiedziała, że następnej nocy temperatura ma spaść poniżej 28 stopni. Nie pamiętam, kiedy ostatnim razem było tu tak zimno, w mojej głowie jednak zagościła obawa o śpiewającego chłopaka. Nie spałem, bo zastanawiałem się, gdzie spędza tę noc: czy jest mu zimno, czy ma co jeść, czy jest bezpieczny, czy czegoś potrzebuje...?
Oczywiście, cholera, że potrzebuje. Domu i godnego życia! Coś, co ja posiadałem, a nawet nie potrafiłem tego docenić.
Żałowałem, że nie zamieniłem z nim chociaż słowa, nie zapytałem go o imię i jak to się stało, że wylądował na ulicy. Z takim głosem mógłby śpiewać w najelegantszych klubach w Londynie, zarabiać pokaźne pieniądze, być sławny. Pomimo, że występował na ulicy, na brudnym kartonie, w brudnych ciuchach, grając na starej gitarze, jego ciało miało tyle wdzięku i gracji, zachowywał się jak na największej estradzie, wystarczyło mi te kilkadziesiąt sekund, aby przekonać się, że chłopak był urodzony, aby występować na scenie. Ciekawe, czy w jakimś stopniu to było jego marzenie, czy potrafiłbym pomóc mu je spełnić, jeśli tylko bym wtedy nie stchórzył i uciekł do domu.
Jaki ja jestem durny. Rany boskie. Dlaczego, do cholery, wtedy zwiałem?
Wiele razy spoglądałem przez okno z nadzieją, że on tam dalej będzie stał, jednak przez trzy dni ani razu go nie wypatrzyłem. Z jednej strony byłem rozczarowany, ale z drugiej nabrałem nadziei, że znalazł sobie ciepły kąt, gdzie przeczeka te kilka najmroźniejszych dni. Że jest bezpieczny, dzięki pieniądzom, które mu dałem. Było ich dużo, nie zamierzam tego ukrywać, ale wciąż miałem wrażenie, że jednak za mało...
Wiem, że takie dawanie pieniędzy za nim niektórzy mogą uznać za obrazę, ale... Nie potrafiłem inaczej. Nie mogłem go tam zostawić z niczym. A teraz ślęczałem godzinami przy oknie i na zmianę modliłem się, aby się pokazał i żeby się nie pokazywał. Filip, jesteś kretynem.
Czwartego dnia w końcu musiałem wyjść z domu. Skończyło się całe jedzenie i tylko to mnie do tego zmusiło. Śnieg dawno przestał padać, ten, który ciągle leżał na ulicach, powoli zaczynał się topnieć i nie wyglądał już tak pięknie. Życie jest pełne rozczarowań. Na szczęście nie było przynajmniej już tak bardzo zimno. Szedłem specjalnie do najdalszego sklepu, mając nadzieję, że jakimś dziwnym cudem po drodze spotkam tamtego chłopca. Albo przynajmniej go usłyszę.
Tak się jednak nie stało. Przez dosłownie chwilę pomyślałem sobie, że może go sobie jednak wyobraziłem? Może ten chłopiec wcale nie istniał, był tylko wymysłem mojej samotności, abym jakoś sobie mógł z nią poradzić? I pewnie tak by już zostało, skończyłoby się na tym, że o całym zajściu bym zapomniał, gdyby nie ciche pukanie do drzwi kilka dni później i przeokropne krzyki, które po nim nastąpiły.
To była druga nad ranem, o ile dobrze pamiętam. Jak zwykle nie mogłem spać, wlokłem się więc bez celu po za dużym mieszkaniu, próbując dzięki temu jakoś zabić czas. Akurat przechodziłem obok drzwi, kiedy usłyszałem to niepewne pukanie. Gdyby nie to, zarejestrowałbym tylko ten przeokropny krzyk. I chociaż mieszkałem w najlepiej strzeżonym apartamentowcu w Londynie, nic nie zmusiłoby mnie do tego, aby otworzyć te drzwi i zobaczyć, co było źródłem tego okropnego wrzasku.
Ale to pukanie...
Być może już wtedy nabawiłem się jakiegoś dziwnego szóstego zmysłu. Być może to była zwykła paranoja, wynik bezsenności i pogłębiającej się z dnia na dzień depresji. Ale to ono pchnęło mnie do tego, aby uchylić drzwi i rozejrzeć się po korytarzu niepewnie. Niedaleko, plecami do mnie stał ochroniarz, szarpiąc się z kimś usilnie. Jego krótkofalówka wariowała, jednak mężczyzna nie potrafił rozdzielić swojej uwagi na tyle, aby wezwać wsparcie. W pierwszej chwili chciałem zatrzasnąć drzwi i wrócić do swojego stękania, w końcu niedoszły złodziej to nie był mój problem, ale dokładnie w tym momencie szarpany mężczyzna krzyknął po raz kolejny, tym razem słowo.
CZYTASZ
listen before i go [taco hemingway x dawid podsiadło]
RomanceSamotność w Londynie doprowadza Filipa na skraj wytrzymałości psychicznej. Do dzisiaj nie chce myśleć o tym, co by było, gdyby w najmroźniejszą środę roku na swojej drodze nie spotkał Dawida. taco hemingway x dawid podsiadło