wybacz mi

469 40 59
                                    


Dawid już od ósmej rano krzątał się po domu, nie dając mi spać. Niesamowite, kiedy po raz pierwszy od dawien dawna mogę sobie pospać, ten skutecznie mi tu uniemożliwia. Podniosłem się z łóżka dokładnie w tym samym momencie, kiedy Dawid wpadł jak strzała do sypialni, w panice trzymając kilkanaście krawatów w obu dłoniach.

– Musisz mi pomóc! – powiedział, spanikowany. – Nie wiem, który krawat będzie mi bardziej pasować.

Kompletnie zaspany, rzuciłem okiem na pełne garści (moich) krawatów i zmarszczyłem brwi.

– Czy to nie może poczekać aż się trochę rozbudzę? Na litość boską, jest dopiero ósma rano...

– Jest AŻ ósma, Filip. Nie mamy całego dnia, biegnij pod prysznic, a potem pomóż mi z tym krawatem.

Dawid był bardziej podekscytowany swoim pierwszym występem w klubie niż ja kiedykolwiek przedtem. To było niesamowite, obserwować go tak zainspirowanego, niecierpliwego i pełnego energii... Szybki prysznic raz dwa postawił mnie na nogi, a dzięki przespanej nocy czułem się niesamowicie wypoczęty. Nie wiedziałem, że tak mi tego brakowało. Moje oczy wydawały się jakoś mniej podkrążone, czoło gładsze, a nawet znalazłem siły, aby się porządnie ogolić.

Susząc włosy, wszedłem do kuchni, gdzie Dawid nalewał nam obu kawy do kubków. Posłałem mu pełen wdzięczności uśmiech i zerknąłem na krawaty, położone starannie na stole.

– Jaką ubierasz koszulę?

– Czarną. – odparł, sącząc powoli kawę. – W sumie pasowałby każdy, wolałbym jakiś w spokojniejszych barwach, ale ty tylko takie masz...

– Bardzo śmieszne. – prychnąłem, widząc jego uśmieszek. Przejrzałem na szybko wszystkie krawaty, odnajdując faworyta za jasnobłękitnym. – Ten. Będzie pasować do twoich oczu.

– Ale ja mam brązowe oczy, Sherlocku.

– ...słuchaj! – rzuciłem w niego tym krawatem, który o mały włos nie wylądował w kawie. Rzucił mi spojrzenie w stylu "co robisz, debilu?" i odstawił kubek na bok.

– Dzięki. Nie wiem, co bym zrobił bez ciebie, wiesz?

– Daj spokój, to tylko krawat. Najwyżej poszedłbyś bez. – uśmiechnąłem się do niego.

– Nie, ja mówię ogólnie. O całej mojej sytuacji. Pewnie bym... – przerwał, by po chwili wzruszyć ramionami. – Nieważne. Pamiętasz, że obiecałeś mi drag queens show jutro?

Wywróciłem oczyma, wzdychając teatralnie.

– Nie, już zdążyłem zapomnieć. Oczywiście, że pamiętam. No chyba, że znowu będziesz kazał mi wybierać krawat, to nigdzie nie idziemy.

– Ej!

Spokój duszy i powoli rodzące się we mnie szczęście było o wiele lepszym uczuciem, niż sobie mogłem wyobrazić. Ta domestic, czuła, spokojna i rodzinna atmosfera w tym domu to coś zupełnie nowego, coś do czego nie byłem przyzwyczajony, ale nie zamierzałem narzekać. Minutę później siedzieliśmy na kanapie w salonie oglądając telewizję śniadaniową, przytulając się do siebie. Czułem jego spokojne, miarowe bicie serca, jego włosy pachniały moim szamponem i nim samym. Przymknąłem powieki, na moment zatracając się w tym zapachu. Wszystko było na swoim miejscu. Tak, jak powinno być.



***


listen before i go [taco hemingway x dawid podsiadło]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz