spokój duszy

479 47 38
                                    


– Gdybym dostał funta za każdą robotę, w której mnie nie chcą, to już bym nie musiał ci siedzieć na głowie.

Z dnia na dzień Dawid robił się coraz bardziej markotny. Miał ogromne problemy ze znalezieniem pracy. Jasne, mógł się zatrudnić w KFC czy innym fastfoodzie, ale ja nie chciałem o tym słyszeć i stanowczo mu to odradzałem. Stać go przecież było na coś lepszego. Był inteligentny, posiadał wiedzę, jednak to nie wszystko. W większości pracodawcy wymagali od niego aktualnego zameldowania i dokumentów, których już nie miał przy sobie od kilku lat. Głowiłem się godzinami nad tym, jak mogłem mu jeszcze pomóc. Mój firma odpadała, a pomimo moich teoretycznie istniejących kontaktów, nie komunikowałem się z tymi ludźmi od lat... Nawet z człowiekiem, dzięki któremu dostałem szansę w Londynie.

Siedzieliśmy w salonie, był piątek wieczór, a ja miałem za sobą tak intensywny tydzień, jak jeszcze nigdy. Laski w pracy nie dawały mi żyć, z tego co słyszałem, to próbowały nawet przestalkować Dawida na Facebooku (na szczęście chłopak nie zamierzał zakładać tam konta). Parę razy prawie traciłem cierpliwość, na szczęście byłem zbyt zmęczony, aby podnieść na nie głos. Jedyne o czym marzyłem, to w końcu zasnąć... Ile można nie spać?

W tle leciała przyciszona muzyka, chyba Elton John. Dawid siedział obok mnie na kanapie, ze zmarszczonymi brwiami przeglądając oferty na telefonie. Ja piłem już trzecie piwo i odzywałem się tylko wtedy, gdy musiałem. Mój umysł pracował na najwyższych obrotach.

– Daj spokój, przecież wiesz, że to nie problem...

– Owszem, problem. – odburknął takim tonem, że nawet nie śmiałem zaprotestować po raz kolejny. Z cichym westchnięciem wykręciłem się tak, aby dosięgnąć mojego własnego telefonu. Ekran pokazywał godzinę 22. Czy dzisiaj zasnę? Kto wie?

– Jeśli nie chcą ci dać pracy ze względu na brak zameldowania... – zacząłem, odstawiając go na miejsce. Dawid podniósł na mnie wzrok. –... myślę, że...

– O nie. Nie, nie ma mowy. – zaprotestował natychmiastowo. – Wiem, co chcesz powiedzieć. Ani mi się śni, Filip.

– Nie. Nie kupisz mi mieszkania, protestuję.

Zatkało mnie.

Patrzyłem na niego jak skończony dureń, mrugając nadmiernie. O czym on mówi? Czy on naprawdę myślał, że ja... Nim się spostrzegłem, zacząłem się histerycznie śmiać. Dosłownie zwijałem się na kanapie, a z oczu płynęły mi łzy rozbawienia. Kiedy ostatnio byłem w tak euforycznym stanie? Nie mam pojęcia.

– Co jest niby takiego śmiesznego?

– Dawid... czy ty naprawdę myślałeś, że ja... – nie skończyłem, bo znowu zacząłem chichotać, przez co oberwałem po głowie poduszką. – Ejże!

– To przestań się ze mnie śmiać i powiedz mi, o co ci do cholery chodzi!

– Jezu, dobra! Chciałem ci zaproponować, że cię zamelduję tutaj, póki nie dostaniesz stałej pracy! – wydusiłem w końcu z siebie, kciukiem ocierając łzy. – Cieszę się, że wiesz, że byłbym wstanie zrobić dla ciebie dużo, ale kupno mieszkania...? Wow, chill out...

Twarz Dawida z sekundy na sekundę stawała się coraz bardziej czerwona, miałem wrażenie, że jeszcze chwila i wybuchnie. Kiedy osiągnęła odcień mniej więcej flagi Związku Radzieckiego, po raz kolejny trzepnął mnie poduszką przez głowę.

– Kretyn.

To było tak niesamowicie urocze, że na moich ustach zagościł szeroki uśmiech. Czułem się tak nienaturalnie z tym, że od kilku dni uśmiechałem się wyjątkowo często, ale nie zamierzałem narzekać. Zupełnie, jakby do mrocznego pokoju w końcu wpadło trochę światła, jakbym obudził się z długiego, zimowego snu. Dawid, chcąc nie chcąc, wprowadził do mojego życia nutkę radości i towarzystwa, której tak rozpaczliwie potrzebowałem przez ostatnie miesiące. Jeśli utrzymywanie go przez cały ten czas miało wyrazić, jak bardzo byłem mu wdzięczny, to mógłbym to robić do końca świata i jeden dzień dłużej.

listen before i go [taco hemingway x dawid podsiadło]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz