-Hejka Kacchan! -krzyknął pięć metrów przedemną.
-Chodź. -rzekłem ozięble. Zielony tylko westchnął i podszedł.
-Więc... wytłumaczysz mi czemu mnie nie pokonałeś? -zapytał Deku patrząc mi w oczy.
-Poprostu... widziałem... -nie mogłem tego z siebie wydusić- że ci na tym zależy więc nie chciałem niszczyć ci marzeń -krzaczor wytrzeszczył grały jak szczerbaty na sucharki.
-To jest najmilsze co dla mnie w życiu zrobiłeś...! -ktoś to nagrywał? Tak? Zniszczę ich razem z tymi telefonami.
-Zap- urwał gdy Deku mnie przytulił. - D-Deku...! -wykrzyknąłem lecz nie poskutkowało. Rozejrzałem się żeby nikt nie widział. Obiołem go lekko się schylając. Serce mi szybciej zabiło. Bakugou proszę cię przestań.
-Dziękuję... -szlochał mi w ramię. Mój mundurek był już cały mokry. Zatkało mnie. Poprostu Deku mi za coś podziękował. Nigdy nie miał okazji.
-To może wrócimy do domu? -powiedziałem próbując trochę uspokoić Izuku. Ale znając mój fart to zaczęło kropić. Ani ja ani Midoriya nie mamy parasolki bo nie zapowiadali żadnego deszczu.
-Może pójdziemy do mnie? Jest bliżej a jak przestanie padać to wrócisz do domu. -zaproponował zielony. Wychodzi mi na plus więc czemu nie.
-No dobra. Tylko zadzwonię do matki powiedzieć że nie wrócę. -wyciągnąłem telefon i wybrałem numer do starej torby.
Coś tam się pokłóciliśmy. Coś po wyzywaliśmy. Zakończyłem tą rozmowę bo jak popatrzyłem na Deku to wydawał się trochę przerażony. Może dlatego że moja ręka by zaraz wybuchła jakbym to dalej ciągnął.
-Czyli możesz czy nie? -zapytał Midoriya skulony.
-Trudno stwierdzić ale jak coś to potem się wytłumaczę. -prawie nie zauważalnie uśmiechnąłem się do Deku.
-Okej! Więc chodźmy! -Izuku ruszył przed siebie. Ściągnąłem z siebie część górną mundurka i trzymałem ją nad naszymi głowami żeby nie przemoczyć się. Zielony ponownie spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
-Nie mogę uwierzyć. Dzisiaj jesteś dla mnie nadzwyczaj miły. -uśmiechnął się radośnie.
-... Dzień dobroci dla zwierząt. -odwrócił wzrok.
-Stary Kacchan wrócił. - po krótkiej chwili ciszy wybuchliśmy śmiechem.