III +

140 8 2
                                    

- Rany boskie, Logan. Słyszysz co się tam na dole dzieje? Podłoga się tak trzęsie... Zaraz mi knajpa się zapadnie - gadał roztrzęsiony Bob.

- Lepiej, żeby się nie zapadła, bo właśnie tam na dół idę.

- Ponoć dziś historyczna walka. Masz się zmierzyć z jakimś drugim niepokonanym?

- Dobrze wiedzieć co dzieje się pod stopami, co? - usiadł przy ladzie, wypił nalany od razu kieliszek - Chciałbym mieć to już za sobą.

- Pfff - machnął ręką Bob. - Za godzinę będzie po wszystkim. Nie jesteś zbyt cierpliwym gościem, ale przynajmniej masz na kim napięcie rozładować, ha!

- Nie mówię o walce... Dopytywał się ktoś o mnie?

- Ciągle ktoś o ciebie pyta, jesteś w końcu sławny.

- Miałem na myśli kogoś nietypowego.

- Pijacy, dresy, lumpy, dziwki - wyliczał pomrukując staruszek - Nie, nikt nadzwyczajny.

- Świetnie, wpadne jak się skończy.

- Powodzenia, chłopie.

Wyszło tak, że z samego ranka wynieśli się z pokoju. Cały dzień przeczekali w ukryciu nie wychylając się, po czym on udał się na walkę, Trishę zostawiając w roztańczonym tłumie w jednym z klubów.
Rick wyłonił się przed nim jak tylko wszedł do podziemia.

- Jesteś wreszcie! Czy ty to słyszysz?!

- Słyszę. Ciebie też słyszę, nie musisz się tak drzeć.

- Wszystko gotowe, dawaj do szatni zaraz, bo wybuchną nam tam z niecierpliwości! - Rick ponaglał go podekscytowany.

- Dobra - zaczął, gdy znaleźli się w szatni - mam nadzieję, że w kwestii tej walki podjąłeś słuszną decyzję?

- Niechybnie zaraz się przekonasz.

- Nie denerwuj mnie nawet - ganiał podniecony w tę i z powrotem. - Póki co wszystko jest pięknie, i będzie tak dalej, jeśli nie zrobisz głupstwa. Nie unoś się, na litość boską, honorem! Jeśli wygrasz, to narobisz tu sobie wrogów, a po co ci to, skoro odchodzisz?

- Czemu się tak denerwujesz? Podobno to on jest lepszy.

- Zrób więc coś dla mnie. Powtórz: przegram tę walkę. No, dalej, śmiało. PRZE-GRAM-TĘ-WAl, no, powtarzaj!

- Przypilnujesz mój nieśmiertelnik? - wręczył grubaskowi medalik, jak zwykł to robić od dwóch miesięcy.

- Jesteś niemożliwy Logan, niech to się już skończy - sapał przybity Rick.

- Ej, wy! Gotowi jesteście? - oznajmił burzliwie zapowiadacz walk wtykając elegancką głowę przez malutkną kurtynę.

- Gotowi.

- No i fenomenalnie, a tak w ogóle, skop go Wolverine, to kretyn jest - mrugnął z uśmiechem zapowiadacz i zniknął tak niespodziewanie jak się pojawił.

Minęła tylko krótka chwila i jego głos znów rozbrzmiał. Tym razem wsparty paroma najwyższej klasy głośnikami.

- Największe wydarzenie w historii tego miejsca, na które wszyscy czekaliśmy! Dwóch niepokonanych dotąd wojowników! Przed państwem dobrze znany Lightning!

- Dlaczego ja zawsze wchodzę jako drugi? - spytał zaciekawiony Wolverine przysłuchując się wstępnym aplauzom i czując już znaczną niechęć do przekraczania kurtyny, jako tako chroniącej przed hałasem.

- Bo to faworyt zwykle wchodzi drugi - wymownie zmarszczył brwi spocony Rick.

- A z mistrzem zmierzy się tej nocy nikt inny jak drugi mistrz, niepowtarzalny, wielki Wolverine!

X-Men: Preludium [Zakończone, Poprawiane]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz