- Rany boskie, Logan. Słyszysz co się tam na dole dzieje? Podłoga się tak trzęsie... Zaraz mi knajpa się zapadnie - gadał roztrzęsiony Bob.
- Lepiej, żeby się nie zapadła, bo właśnie tam na dół idę.
- Ponoć dziś historyczna walka. Masz się zmierzyć z jakimś drugim niepokonanym?
- Dobrze wiedzieć co dzieje się pod stopami, co? - usiadł przy ladzie, wypił nalany od razu kieliszek - Chciałbym mieć to już za sobą.
- Pfff - machnął ręką Bob. - Za godzinę będzie po wszystkim. Nie jesteś zbyt cierpliwym gościem, ale przynajmniej masz na kim napięcie rozładować, ha!
- Nie mówię o walce... Dopytywał się ktoś o mnie?
- Ciągle ktoś o ciebie pyta, jesteś w końcu sławny.
- Miałem na myśli kogoś nietypowego.
- Pijacy, dresy, lumpy, dziwki - wyliczał pomrukując staruszek - Nie, nikt nadzwyczajny.
- Świetnie, wpadne jak się skończy.
- Powodzenia, chłopie.
Wyszło tak, że z samego ranka wynieśli się z pokoju. Cały dzień przeczekali w ukryciu nie wychylając się, po czym on udał się na walkę, Trishę zostawiając w roztańczonym tłumie w jednym z klubów.
Rick wyłonił się przed nim jak tylko wszedł do podziemia.- Jesteś wreszcie! Czy ty to słyszysz?!
- Słyszę. Ciebie też słyszę, nie musisz się tak drzeć.
- Wszystko gotowe, dawaj do szatni zaraz, bo wybuchną nam tam z niecierpliwości! - Rick ponaglał go podekscytowany.
- Dobra - zaczął, gdy znaleźli się w szatni - mam nadzieję, że w kwestii tej walki podjąłeś słuszną decyzję?
- Niechybnie zaraz się przekonasz.
- Nie denerwuj mnie nawet - ganiał podniecony w tę i z powrotem. - Póki co wszystko jest pięknie, i będzie tak dalej, jeśli nie zrobisz głupstwa. Nie unoś się, na litość boską, honorem! Jeśli wygrasz, to narobisz tu sobie wrogów, a po co ci to, skoro odchodzisz?
- Czemu się tak denerwujesz? Podobno to on jest lepszy.
- Zrób więc coś dla mnie. Powtórz: przegram tę walkę. No, dalej, śmiało. PRZE-GRAM-TĘ-WAl, no, powtarzaj!
- Przypilnujesz mój nieśmiertelnik? - wręczył grubaskowi medalik, jak zwykł to robić od dwóch miesięcy.
- Jesteś niemożliwy Logan, niech to się już skończy - sapał przybity Rick.
- Ej, wy! Gotowi jesteście? - oznajmił burzliwie zapowiadacz walk wtykając elegancką głowę przez malutkną kurtynę.
- Gotowi.
- No i fenomenalnie, a tak w ogóle, skop go Wolverine, to kretyn jest - mrugnął z uśmiechem zapowiadacz i zniknął tak niespodziewanie jak się pojawił.
Minęła tylko krótka chwila i jego głos znów rozbrzmiał. Tym razem wsparty paroma najwyższej klasy głośnikami.
- Największe wydarzenie w historii tego miejsca, na które wszyscy czekaliśmy! Dwóch niepokonanych dotąd wojowników! Przed państwem dobrze znany Lightning!
- Dlaczego ja zawsze wchodzę jako drugi? - spytał zaciekawiony Wolverine przysłuchując się wstępnym aplauzom i czując już znaczną niechęć do przekraczania kurtyny, jako tako chroniącej przed hałasem.
- Bo to faworyt zwykle wchodzi drugi - wymownie zmarszczył brwi spocony Rick.
- A z mistrzem zmierzy się tej nocy nikt inny jak drugi mistrz, niepowtarzalny, wielki Wolverine!
CZYTASZ
X-Men: Preludium [Zakończone, Poprawiane]
ФанфикOd utraty pamięci do znalezienia go przez Scotta i Storm minęło trochę czasu. Wtedy to pozbawiony wspomień Logan, zostawiony sam sobie, musiał ułożyć sobie życie, znaleźć bliskich i sposób na przywrócenie pamięci. Częściowo mu się to udało. Ale nie...