- Panno Foster, proszę mówić - zaczął Stryker zaraz po wjeściu do pomieszczenia. Zerknął na obiekt. Na pierwszy rzut oka nie było widać różnicy. Było ją widać dopiero na dwóch rentgenach wyświetlanych na ekranach. Jeden normalny, a drugi zalany od środka metalem. Obiekt - Trisha - siedział nieruchomo i machał palcami, przywyczajając się do wypełniającej każdy z nich substancji.
- Wszczepienie genotypu przebiegło pomyślnie - zaczęła panna Foster w średnim wiekiu, o mądrym choć nieco odpychającym spojrzeniu dumnej, napuszonej kobiety. - Potem, zgodnie z pana ryzykowną prośbą, adamantium pokryło szkielet dziewięćdziesięciusześciu procent kości, do tego po uncji na każdy z ruchomych szponów. Obiekt jest pozbawiony własnej woli i posłuszny swemu właścicielowi, którego poznaje za pomocą dawki izotiocyjanobenzenu połącznego z tytyną, dzięki czemu mózg jest pozbawiony woli, ale nie pozbawiony funkcji rozpoznawczych, które wyostrzyliśmy.
- Zaraz, tytyna? - skrzywił się generał. - Od kiedy jej używamy?
Pani naukowiec zmieszała się lekko.
- Ulepszyliśmy dotychczasową formułę, wcześniej były problemy z...
- Żadnych zmian bez mojej wiedzy, powrócić do starego składu.
- To sprawdzona formuła.
- Będzie taka, gdy sam ją sprawdzę. Liczba problemów jakie były poczatkowo z projektem XI nauczyła mnie że muszę samemu wszystko kontrolować. Konsul...władca nieograniczony żadnym prawem... Czy to wszystko?
- W wyniku zmian w genotypie - zaczęła od tłumaczenia - straciła swój pierwotny zmutowany gen, zapewne na zawsze. Umiała być niewidzialna - wyjaśniła przygarbiona pani Foster pod pytającym spojrzeniem.
- Przejdźmy zatem do zbierania plonów. Do numeru 3.
To rzekłszy powciskał kombinację na panelu kontrolnym i trzecia tytanowa ściana odsunęła się posłusznie i ukazała przezroczystą klatkę ze smukłym, wielkim blondynem.
W drugiej znajdowała się omawiana przed chwilą Trisha - ukochana Logana. W pierwszej zaś siedział nieruchomo Victor.
- Jemu też podawaliście tytynę?
Kobieta skuliła się mocniej.
- Niech was szlag - syknął Stryker - oczekuje od was tylko posłuszeństwa...dobra, zobaczmy efekty.
Zszedł z powyższenia, otworzył tytanowe drzwi oddzielające pomieszczenie z klatkami od panelu kontrolnego, podszedł do klatki numer trzy.
- Jak bark, przyjacielu?
- W porządku - odparł obojętnie Lightning - dziękuję.
- Ależ nie ma sprawy. Pokaż co umiesz.
Lightning zapłonął cały posłusznie. Ogień pokrył całe ciało od stóp do głów, a włosy falowały jakby były tylko szczytem ogniska na wietrze.
- Wybornie! Teraz podskocz, spluń, hehe...stań na rękach...przysiady z palcem w nosie, drugą ręką wymachuj nad głową. Teraz uderz mnie!
Lightning bez momentu zawachania łupnął z całych sił w przeźroczystą ścianę klatki. Panna Foster patrzyła z lekkim niedowierzaniem na radującego się jak dziecko Strykera.
- Wybornie! Wybornie! - podskoczył tenże. - Wykonuje najprecyzyjniejsze rozkazy! Możnaby mu kazać obrazy malować i fortunę zbić. Długo działa ta substancja?
- Do sześciu godzin - odpowiedziała zza przezroczystej ściany Foster - głównie dzięki tytynie...
- Co mówiłaś?
- Nic, nic.
- Świetnie, a dlaczego na nim to nie działa? - wskazał Victora.
- Jego ciało jest odporniejsze i znacznie szybciej wchłania substancję. W numerze 2 uniknęliśmy tego problemu bo genotyp był przeniesiony. No i bardzo pomogła tytyna...
- Natura zawsze wie lepiej - zignorował tym razem jej uwagę Stryker. - Ją trzeba poddać testom, jeśli jest teraz pod wpływem tej waszej tytyny, to od razu zabierzmy się do roboty.
Rzekłszy, podszedł to dziewczyny. Ubrana była w srebrnolśniący strój. Czarne włosy, już wcześniej silne, teraz był nadzwyczajnie gęste, choć obcięte do połowy - by nie plątały się w trakcie walki. Siedziała sobie cicho na stołku - jedynym meblu w tym przezroczystym więzieniu.
- Witaj, Trisho, jak się dziś miewasz?
- Bolą mnie palce - odparła, choć na jej beznamiętnej twarzy bólu nie było widać ani ksztyny. - I ciężko mi jakoś.
- Przyzwyczaisz się do obu. Pokaż tymczasem pazurki.
Na komendę dziewczyna uniosła lekko obie ręce i, nie spomiędzy, a centralnie z opuszków wszystkich palców wysunęły się szpony. Nieco dłuższe niż same palce, co kazało przypuszczać, że gdy były "schowane" znajdowały się gdzieś za nadgarstkiem.
- Ładnie, poruszaj nimi, każdym z osobna, zobaczmy jak twój mózg radzi sobie z tymi zmianami...ładnie. Porób okręgi głową. Sięgnij palcami, znaczy szponami, do ziemi. Tylko bez oszukiwania - nie zgonaj kolan. Machnij rękoma dynamicznie. Zrób teraz fikołek w tył, w locie chlaśnij mnie w głowę.
Wszystkie rozkazy wykonała precyzyjnie, z tym że chlaśnięcie odbiło się od przezroczystej ściany na której zostawiło pokaźną rysę.
- Ślicznie. Fizycznie to ty jesteś lepiej jak nowa. Metal w żaden sposób nie ogranicza ruchów, a taki dobrze rozłożony po ciele ciężar nawet ułatwia wszelkie akrobajce. Ja to jestem genialny.
Stryker zastanowił się.
- A Logana - Wolverina, to ty kojarzysz?
- Nie - znów odrzuciła konkretnie i obojętnie.
- Mhm. A to na koniec rozbierz się i zatańcz ładnie, z tymi fikołkami co poprzednio też może być. Szponów nie chowaj, ładnie ci z nimi - rzekł Stryker, a dopiero po chwili, gdy fascynacja swym geniuszem osłabła nieco, przypomniał sobie o pannie Foster stojącej za szybą.
- Dobra stój, żartowałem tylko, ubieraj się! - rzucił pospiesznie i głośno, gdy dziewczyna już kończyła pierwszy etap rozkazu. Potem dodał równie głośno, tak by panna Foster z pewnością usłyszała - Tak se tylko chciałem sprawdzić, czy twój mózg jest całkowicie pozbawiony wszelkich wrodzonych reakcji, w tym wstydu. Jest, tedy możemy procederu zaniechać.
- Żałosne - rzucił z sąsiedniej klatki Victor, rozbawiony lekko.
- Też miło mi cię widzieć, Victorze. Trochę czasu minęło.
- Istotnie. Postarzałeś się i zdziadziałeś Stryker.
- Ty też nie wyglądasz najlepiej, jak mniemam, przez tytynę. Panno Foster, dorzuci mu pani tego jeszcze!
Wywołana stuknęła kilka razu w pulpit i po chwili celę Victora zalał ciemnozielony gaz.
- Tak, trochę czasu minęło i dużo się zmieniło...
Stryker chciał rozpocząć długi monolog i powspominać ile to czasu minęło i co się zmieniło, gdy wtem huknął alarm. Czerwone światło zapanowało w pomieszczeniu, a paskudny hałas przeszył uszy.
Ciężkie metalowe drzwi do pomieszczenia testów otworzyły się z dziecinną lekkością i do środka wpadł John MacYawish.
- Intruzi! Chyba mutanci.
- Co? - wrzeszczał przekrzykując alarm Stryker - ilu?
- Chyba czterech.
- Wdarli się, wdarli! Główna brama! Wypadła, o cholera! Wywaliło ją w powietrze - wrzeszczał głos z krótkowafówki przy pasie Johna.
- Co się dzieje, Hudson? Mów do mnie.
- Główna brama wyleciała, wyleciała! O cholera, ognia, ognia!
Potem przez jakiś czas rozbrzmiewały strzały, potem krzyki, a potem wszystko ustało, także Hudson, który parę dni wcześniej zrzucił Logana z urwiska.
- Jak to wypadła?! Ta baza miała przetrwać wybuch nuklearny! Jak główna brama mogła wypaść?! - wrzasnął John.
- Zamknij gębę jak nic mądrego do powiedzenia nie masz. Panno Foster, aktywować 2 i 3. Jedynkę uśpić. Potrójną dawką!
- Nie skończyliśmy testów, dwójka jest świerzo po transplan...
Pchnięta panna Foster poleciała w tył zwalniając Strykerowi miejsce przy panelu.
- Jak w republice jest kryzys, to konsul zostaje dyktatorem i włada, a ludzie słuchają - gadał do siebie klikając w panel, a potem rzucił do Johna - Zbierz ludzi. Chronić dojść do tej kondygnacji. Prowadzą tu trzy korytarze, zaraz dostaniecie wsparcie.
John spojrzał na otwierające się powoli klatki 2 i 3 i wyszedł pospiesznie.
CZYTASZ
X-Men: Preludium [Zakończone, Poprawiane]
FanfictionOd utraty pamięci do znalezienia go przez Scotta i Storm minęło trochę czasu. Wtedy to pozbawiony wspomień Logan, zostawiony sam sobie, musiał ułożyć sobie życie, znaleźć bliskich i sposób na przywrócenie pamięci. Częściowo mu się to udało. Ale nie...