five

997 65 51
                                    

song - purple rain by prince

W okno piwnicy Mike'a dudnił lipcowy deszcz. W sąsiedztwie najwyraźniej odbywała się jakaś impreza, którą Mike bynajmniej nie był zainteresowany. Duże, głośne zebrania i muzyka? To nie dla niego. Westchnął i postukał palcami w szybę, jakby to miało pomóc mu w przerwaniu monotonnej melodii spadających kropli deszczu. Odwrócił się i spojrzał znudzonym wzrokiem na fort El, który zbudował z chłopakami kilka lat temu. Z tym małym skupiskiem poduszek i prześcieradeł wzbierało się w nim zbyt wiele wspomnień, dlatego do tej pory go nie rozebrał.

     Uśmiechnął się sam do siebie i podszedł zrezygnowany do starego telefonu, który leżał zakurzony na stoliku. Podniósł czerwoną słuchawkę i wybrał numer swojej dziewczyny. Gdy o tym myślał, przez jego ciało przechodziły dziwne dreszcze. Czy były przyjemne? Może. Czuł, że wszystko powoli się zmienia. I faktycznie, możliwe że Michael Wheeler właśnie chciał tych zmian.

— Słucham? — usłyszał melodyjny głos.
— To tylko ja — powiedział szybko i przeczesał dłonią swoje proste, kruczoczarne włosy. — Widzisz, El... Bardzo mi się nudzi, może byś... może byś chciała do mnie przyjść? — zaczął mówić, a kiedy przypomniał sobie o deszczu szybko dodał:
— Albo ja przyjdę po ciebie — wciąż był bardzo troskliwy. Eleven miała wrażenie, że to się nigdy nie zmieni.

Szatynka wyjrzała głową w swym domu, aby zobaczyć, czy jej ojciec już wrócił z pracy. Na jej szczęście jeszcze nie, więc wzruszyła ramionami i kiwnęła głową sama do siebie.
— Oczywiście, Mikey. Czekam na ciebie — powiedziała i zachichotała, odkładając słuchawkę.

Chłopak uniósł brew i założył kurtkę, po czym wyszedł na świeże powietrze kierując się w kierunku domu El.

. . .

— Mike, przestań! — zaśmiewała się do łez Eleven, podczas gdy on nie przestawał jej łaskotać. W końcu oboje padli na łóżko ze śmiechem. Eleven wtuliła się w jego tors i pogładziła po włosach czule.
— Już skończyłeś? — spytała ironicznie i poprawiła swoją poczochraną fryzurę.

Mike milczał. Po chwili niespodziewanie wstał i podszedł do magnetofonu.. Wyjął jakąś starą płytę, która była składanką przebojów i wsunął ją do czytnika. Po chwili rozbrzmiewały pierwsze słowa:

I never meant to cause you any sorrow,
I never meant to cause you any pain
I only wanted to one time to see you laughing
I only wanted to see you,
Laughing in the purple rain...

Uśmiechnął się delikatnie i podszedł tanecznym krokiem do dziewczyny, co wyglądało dosyć zabawnie. Jane osłupiała i zaczęła się cicho śmiać. Kiedy Mike po kilku wersach piosenki podał jej rękę i pociągnął za sobą w głąb pokoju, spojrzała w otchłań jego ciemnych oczu i położyła dłonie na jego ramionach, zupełnie jak podczas balu w osiemdziesiątym czwartym.

Purple rain, purple rain...

Słowa rozbrzmiewały, a głośny deszcz wtórował, stukając w rynnę. Mike i Eleven bez słowa tańczyli po pokoju, wypełniając pustkę swoją obecnością.

— Skłamałeś, gdy powiedziałeś, że nie umiesz tańczyć — szepnęła mu do ucha El, kołysając się w rytm melodii, wtulona w chłopaka.

— Masz mi to za złe?

— Tego nie powiedziałam.

Mike powąchał jej włosy. Pachniały wanilią, tak jak zawsze. Zmrużył powieki, a po chwili, gdy piosenka dobiegała końca spojrzał w jej orzechowe oczy.
— Dobrze, że jesteś — rzekł, a prostota tych słów była ujmująca.
Eleven tylko kiwnęła głową ze zrozumieniem i przerywając napięcie między nimi, musnęła jego wargi delikatnie. On pogładził jej policzek i po chwili obydwoje instynktownie usiedli w forcie.

Nie potrzeba było słów. Oboje czuli to samo. Bezpieczeństwo. Zrozumienie. Miłość.

~~
witajcie, moje ofiary mileven depression, taki luźny one shot, który akurat miałam w zanadrzu.

𝐈𝐍𝐅𝐈𝐍𝐈𝐓𝐘 I mileven one shots Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz