Siedziałam w barze w prostej, czarnej sukience z kieliszkiem chłodnego, czerwonego wina przytulonym do twarzy. Przewijałam stare wiadomości od Shawna, te zabawne, te słodkie i te całkowicie wyrwane z kontekstu skróty myślowe, które przysyłał mi - jak okazało się później - gdy był naćpany. Brakowało mi jego obecności, tęsknota dobijała mnie z dnia na dzień coraz bardziej. Żyłam od piątku do piątku, gdy mogłam spędzić z Shawnem godzinę w ośrodku odwykowym. Przywdziewałam wtedy maskę "daję sobie radę, skarbie, u mnie wszystko w porządku", ale pod tą maską, pod woalem sztucznego uśmiechu wyłam z rozpaczy. Dla dobra jego odwyku nie mogłam powiedzieć co leży mi na duszy, dla jego dobra ja miałam być szczęśliwą, czekającą na niego narzeczoną. Ale gdy tylko siadałam w aucie po wyjściu z kliniki puszczała tama i łzy lały się litrami. Wciąż pamiętałam pierwszą noc w małym domku nad brzegiem oceanu, gdy odstawiłam go na odwyk. Pamiętałam w jaką histerię wpadłam i jak bałam się tych ośmiu tygodni, jak ciężko płakałam ukryta w poduszkach w wielkim łóżku w sypialni z widokiem na lazurowy ocean.
-Może już wystarczy?
Podniosłam wzrok na mężczyznę, który stanął po drugiej stronie stolika
-Cześć John.
Wyłączyłam telefon.
-Co słychać?
Zagaił i przysiadł się obok.
-Nie wiedziałam, że przylatujesz na Maui.
-Och, ja też. Ale miałem parę dni wolnych to stwierdziłem, że zajrzę do dzieciaków.
Dopiłam resztę wina jednym duszkiem i gdy tylko opróżniłam kieliszek on mi go zabrał mówiąc:
-I dobrze zrobiłem.
Przewróciłam oczami.
-Co się dzieje, Emma?
Zapytał i postawił swoje krzesło obok mojego.
-Nie daję rady, John. Dobija mnie to wszystko, a minęły dopiero dwa tygodnie. Jak ty w ogóle mnie tu znalazłeś?Oparłam policzek o dłoń wspartą na łokciu.
-To nie było wcale takie proste.
Zaśmiał się.
-Nie było cię w domu ani na plaży w pobliżu domu wiec obeszłem wszystkie knajpy w okolicy twojego domu i dopiero później przypomniałem sobie, że przecież ty jesteś sentymentalna więc będziesz siedziała w tym samym miejscu, gdzie ostatni raz byliście z Shawnem.Miał rację, przychodziłam tu na kolację lub drinka za każdym razem, gdy byłam na Hawajach, a praktycznie tu mieszkałam, chciałam przecież być blisko Shawna mimo, że mogłam się z nim spotykać tylko raz w tygodniu. Ale bycie w pobliżu uspokajało moje sumienie, wciąż wyrzucałam sobie, że źle zareagowałam w Nowej Zelandii, że już wtedy potrzebował pomocy i odwyku, a nie wakacji przez kilka dni ze mną i ochroną. Ale ja też musiałam pracować, musiałam latać do Toronto w każdy niedzielny wieczór, by prowadzić zajęcia na Uniwersytecie w poniedziałki i wtorki; musiałam latać do Nowego Jorku w każdy czwartek, by zająć się sprawami moich książek i spotykać się z Alexem. I w każdy czwartkowy wieczór wsiadłam do prywatnego samolotu, który Shawn kupił zimą pod wpływem chwili (i pewnie narkotyków) i wracałam na Hawaje. Odwołałam trase z książką tłumacząc się problemami osobistymi i obroniłam doktorat z warunkiem, dlatego też musiałam pracować na uczelni przez pół roku. Wszystko to, by być bliżej niego. Miałam trzy domy: mały domek na Maui, wynajęte mieszkanko na Brooklynie i nasz wspólny dom na przedmieściach Toronto, który czekał na to, byśmy w końcu zaczęli tam wspólne życie i go umeblowali, bo póki co stało tam wielkie łoże w sypialni i kilka mebli.
- Chodź, odstawię cię do domu. Opowiesz mi co u niego.
- A co może być u niego?
Łzy stanęły mi w oczach.
- Etap nienawiści?
Położył dłoń na moim ramieniu, a ja kiwnęłam głową.
- Tym bardziej powinnaś mi opowiedzieć. Byłem po jego stronie, może uda ci się go zrozumieć dzieki temu. Wiesz, że nie mówi tego co czuje, on cię nie nienawidzi. Uratowałaś go. Dobrze o tym wiesz.
- Ale kto uratuje mnie, John?
Skinął na kelnera, który praktycznie przybiegł do nas. Rzucił beznamiętne:
- Dopisz kolację do mojego rachunku.Dopiero później w domu zorientowałam się, że John zapłacił za moją kolację.
- Nieźle się tu urządziłaś. Niezłe malowidło na ścianie.
Powiedział przechadzając się po małym salonie.
- Musiałam zająć czymś myśli.
Zajęłam myśli na kilka wieczorów malując pejzaż angielskiej wsi, który teraz wisiał na ścianie w domu na Hawajach.
- Jak postępy? Jesteś po drugim spotkaniu już?
- Tak. Dziś było. Terapeuta pozwolił mu spuścić parę, żeby zobaczył jak słowa przez kilka minut mogą ranić. Miało mu to uświadomić jak zraniły mnie jego obietnice bez pokrycia i kłamstwa od pierwszego wyskoku z narkotykami. Szkoda, że nikt nie pomyślał, że na mnie też się to odbije.
Usiadłam w bujanym, rattanowym fotelu na małym tarasie z widokiem na plażę. Kończył się zachód słońca, za chwilę miała nastać noc.
- Będzie już tylko lepiej.
Usiadł obok mnie na pufie.
- Kiedy?
Spojrzałam na niego zrezygnowana.
- Już niedługo. Zaraz półmetek, a później z górki. Pamiętaj, że jeśli potrzebujesz pomocy i wsparcia to masz ludzi dookoła. Nie wstydź się prosić o pomoc.
- Wiem, John. Wiem to. Po prostu mam teraz tyle spraw na głowie. Nasze wspólne sprawy spadły tylko na mnie...
- A jego menedżer?
Wszedł mi w słowo.
- Jest mały problem z Andrew, a Justinowi nie ufam na tyle.
- Jaki problem z Andym?
- Widzisz, zanim Shawn poszedł na odwyk, upoważnił mnie do prowadzenia jego fundacji. Nie znam się na tym zbyt dobrze, ale liznęłam trochę księgowości przy okazji swojego biznesu. Mam wrażenie, że Andrew robi coś dziwnego z finansami Shawna w fundacji. Andrew nie wie, że mam teraz dostęp do wszystkiego.
Patrzył na mnie wielkimi ze zdziwienia oczami.
- Wydrukuj te swoje podejrzenia i mój księgowy je sprawdzi. Nie chcemy przecież, żeby dzieciak nie miał do czego wracać po odwyku.
- Dzięki, John.
- No. To na mnie czas. Nie chcemy, żeby brukowce napisały, że John Mayer spędził noc w nadmorskiej chatce Shawna Mendesa z jego narzeczoną.Mrugnął do mnie i wstał.
- Jeszcze tego by brakowało.
Zaczęłam się śmiać a on dołączył. Wyszedł kilka minut później zostawiając mnie samą w otępiającej ciszy. Gdzieś w oddali fale rozbijały się o wybrzeże, a liśćmi palmowymi lekko szarpał wiatr. Gdzieś w oddali w pokoju z widokiem na ocean leżał Shawn. Sam w ciszy, nasłuchując melodi fal i wiatru.**
Następnego dnia rano, gdy siedziałam w fotelu na tarasie popijając kawę i przyglądając się ludziom biegajacym po białym, ciepłym piasku plaży, dołączył do mnie Damon.
- Znalazłem go. Tym razem wiem na pewno, że Jay tam jest.
Mówił gorączkowo.
- Teraz się uda. Załatwiłem ci wszystkie papiery, leć ze mną Ems.
- Ktoś tu za dużo kawy wypił.
Spojrzałam na niego sceptycznie.
- Mówię poważnie. Pakuj plecak i lecimy do Kenii. Dwa dni drogi od Nairobi jest obóz, gdzie on i kilku innych lekarzy moją swój punkt.
- Dwa dni drogi od Nairobi?
Patrzyłam na niego zaskoczona archaicznym przelicznikiem odległości.
- Dwa dni samochodem. Ale zorganizujemy mały samolot plus auto. Jeśli wyruszymy dziś wieczorem to w Kenii bedziemy za góra trzy dni, a na miejscu...
Zamyślił się.
- Czekaj, co dziś mamy. Sobota...
Kalkulował w głowie.
- Najpóźniej w środę będziemy w obozie.
- W środę!
Zabrzmiało to jak oburzenie z mojej strony.
- Nie moge, Damon. Nie mogę zostawić Shawna.
- Przecież zaraz wrócimy. Daj spokój, Ems. Ostatnia wspólna przygoda.
Uśmiechał się do mnie i widziałam szaleństwo i żądzę przygody w jego oczach.
- Ostatni raz tak mówiłeś, tuż przed tym, gdy wsiadłam na konia na oklep.
- No wiem, wiem. Ale nie jesteśmy już dzieciakami...
- Ćpałeś coś?
Przerwałam mu. Jego ekscytacja była dziwnie podejrzana.
- Co? Pogięło cię?
Obruszył się i wyprostował w fotelu.
- Za duże skoki między strefami czasowymi i ogromne ilości energetyków.
- Nie wiem. Musiałabym ogarnąć jakoś sprawy zawodowe, a wiesz, że trochę tego jest. I jeszcze fundacja. I jakiś problem chyba jest w fundacji w finansach.
- Co masz na myśli? Ktoś wyprowadza hajs z kont?
- Chyba tak.
- Masz dowody?
- Coś bym znalazła, gdybym wiedziała czego szukać.
- Dominic będzie od jutra w Toronto. Umówię was i zabierzesz go do siedziby fundacji. On powie ci, czy twoje podejrzenia są zasadne i co jest tego dowodem.
- Umów nas na wtorek od rana.- Gdzie będziesz spała w Toronto?
Zapytał po chwili ciszy. Ostatnim razem zatrzymałam się w hotelu, wcześniej w akademiku. Miałam klucze do jego mieszkania, ale... Coś mnie powstrzymywało przed wejściem do tego mieszkania, mimo że tęskniłam za widokiem na nocne niebo nad Toronto. Ostatni raz dotarłam tylko do swojego dawnego piętra i zawróciłam. Ktoś mieszkał w moim ówczesnym mieszkaniu i ciekawa jestem, czy wie, że Shawn Mendes bywał tam nie raz.
- Zatrzymam się w którymś hotelu niedaleko uniwersytetu.
Odparłam i zawiesiłam wzrok na oceanie. Siedzieliśmy chwilę w milczeniu. Kątem oka widziałam, jak wyjmuje papierosa z metalowej papierośnicy i wkłada go do ust. Wstał i spojrzał na mnie.
- Daj mi znać we wtorek czy lecisz ze mną, czy nie.
Kiwnęłam głową, a on odszedł odpalając papierosa zapalniczką, którą podwędził w barze tamtego lata, gdy ostatni raz jeździliśmy razem konno.

CZYTASZ
The Painter III: Świt nad Toronto
FanfikceGdy sekret z przeszłości wydostał się na światło dzienne, nikt nie może być pewny swoich uczuć. Ile jeszcze sekretów skrywa w sobie niepozorna Emma Everett? Czy Shawn da radę udźwignąć to wszystko? A co gdy pojawi się dodatkowa osoba... "-Tu nie ch...