2.

302 21 1
                                    

Poleciałam do Seattle po akt ślubu. Musiałam zrobić to sama, mimo, że Damon miał moje pełnomocnictwo. Atmosfera w Toronto gęstniała, czułam, że Shawn czuje się oszukany, ale nie powie ani słowa na ten temat, bo ja zawsze byłam po jego stronie w sprawie Olivii i jej dziecka. Ale chciałam, żeby coś powiedział. Żeby był na mnie zły. Żeby nakrzyczał na mnie, zrobił karczemną awanturę, żeby się obraził. Jego cisza była nie do zniesienia. Dlatego musiałam lecieć sama do Seattle.
Na lotnisku wzięłam taksówkę i wybrałam się prosto do urzędu stanu cywilnego. Odbiór odpisu aktu ślubu zajął mi kilka godzin. Nie chciałam wieczorem wracać do Toronto, więc wybrałam się do rodziców. Ot z Seattle do Vancouver było przecież całkiem blisko.
- No i jak było w Europie?
Zapytała mama od progu.
- Zimno.
Odpowiedziałam ciągnąc kłamstwo zaczęte w Nowy Rok. Chcieliśmy mieć czas dla siebie. Tylko my dwoje. Nie dane nam było spędzać dużo czasu we własnym towarzystwie bez przyjaciół, współpracowników czy gapiów. Chcieliśmy chwilę być samolubni i zostać tylko we dwoje.
- Gdzie byliście?
- W Rzymie.
Mieliśmy przygotowany cały plan tej fejkowej podróży.
- Coś ciekawego się wydarzyło?
Tata szturchnął mnie lekko w ramię.
- Co masz na myśli?
Wskazał skinieniem głowy na moją dłoń trzymającą kubek z herbatą. Palce były gołe. Uzgodniliśmy z Shawnem, że póki sytuacja się nie wyklaruje, to nikomu nie powiemy o zaręczynach.
- Jakieś zaręczyny czy coś. Młodsza nie będziesz.
- Ha. Ha.
Patrzyłam na niego spode łba.
- Dopiero co mieliście pretensje o zaręczyny z Johnem.
- Ale Shawn to Shawn.
Dodała szybko mama, a ja przewróciłam oczami.
- A John to John. To mimo wszystko dobry człowiek.
Widziałam jak tata przewraca oczami. Uwielbiał muzykę Johna i jego samego, ale z czasów zanim John Mayer uprawiał seks z jego pierworodną.
Boże... Jak to brzmiało. Miałam wrażenie, że rozdział w moim życiu, gdzie pojawia się John, jeszcze nie jest zakończony.
- Co właściwie robisz w Vancouver, Emma?
Tego nie przygotowałam. Szlag by to.
- Miałam parę spraw do załatwienia.
Zagrałam na zwłokę.
- A Shawn?
- Ma swój biznes w Toronto.
I to była prawda. Miał spotkać się z agentem nieruchomości, chciał sprzedać swoje mieszkanie, bo było nam kotwicą. Mieliśmy swój dom, który już tylko na nas czekał, ale mieszkanie z widokiem na CN Tower jakoś dziwnie nas powstrzymywało przez przeprowadzką.
- Coś z nową książką?
Zapytał tata.
- O dokładnie to.
- O czym będzie nowa książka?
- O podróżach. Shawn będzie nagrywał nową płytę w Nashville, LA i Nowym Jorku więc pewnie będę mu towarzyszyła. W między czasie, znając jego wybierzemy się gdzieś na urlop. Myślałam o Wietnamie i safari w Kenii.

**

Tego samego dnia, wieczorem wsiadłam w samolot należący do Shawna i wróciłam do Toronto. Z samego rana dostarczyłam Damonowi akt ślubu do jego pokoju hotelowego. Wpuścił mnie do środka. Zastanawiałam się czy rzeczywiście mnie nie pamięta, czy zachowywał się tak tylko przy Shawnie.
- Coś jeszcze będzie potrzebne?
Zapytałam przekraczając próg jego hotelowego pokoju.
- Cała historia. Łącznie z tym, czego Shawn nie wie i wiedzieć nie musi.
- Trochę tego będzie.
- Więc usiądź i zacznij. Im szybciej opowiesz, tym szybciej zacznę pracę i będziesz miała rozwód.
- Z rozwodem nie będzie problemu?
Usiadłam w głębokim fotelu przy oknie.
- Co masz na myśli?
Szedł z kubkiem kawy w strone przeciwległego fotela.
- Jak długo takie sprawy się ciągną? W sądzie. Da się to załatwić po cichu?
- Nie jestem prawnikiem, więc ciężko mi powiedzieć. Wieczorem doleci Dominic, on jest prawnikiem. Jego będziesz mogła zapytać.
- Twój starszy brat?
Pamiętałam Dominica z ostatniego lata, to on zawiózł mnie do szpitala, gdy spadłam z konia, bo chciałam zaimponować odwagą Damonowi. Wtedy już studiował prawo.
- Mój starszy brat?
Zmrużył oczy i przyglądał mi się badawczo. Zwątpiłam w swoją własną pamięć.
- Tamtego lata zawiózł mnie do szpitala, gdy spadłam przez ciebie z konia.
I w tym momencie Damon zaczął się śmiać.
- Z czego się śmiejesz?
Mi nie było do śmiechu.
- Myślałem, że wyparłaś mnie z pamięci. Nie wróciłaś do Edmonton następnego lata.
- Pracowałam u mamy. Jak to się stało, że zostałeś detektywem?
Otworzył wieko laptopa i zaczął uderzać lekko opuszkami palców w płaskie klawisze.
- Tamtego lata, gdy nie przyjechałaś do dziadków zaczepiłem się w agencji detektywistycznej jako goniec i później jakoś poszło.
Patrzeliśmy chwilę na siebie i po chwili wybuchnęliśmy śmiechem.
- I po latach spotykamy się w tak beznadziejnej sytuacji.
Spoważniałam.
- Nie ma sytuacji beznadziejnych. Są tylko trudniejsze niż zazwyczaj. Zacznij planować wesele. Ja resztą się zajmę.
- Jesteś w stanie odnaleźć Jaya?
- Mam już trop.
- Już? Nie minęła nawet doba.
Czyżby miało udać się szybko załatwić tę sprawę? Czy to kwestia paru dni? Przed oczami miałam już sceny, gdy Damon wręcza Jayowi podpisane przeze mnie papiery rozwodowe, ten je również podpisuje, Dominic wiezie je do sądu i tada! Jestem rozwódka. Boże. "Rozwódką"...
- Nie bez kozery twój narzeczony wybrał moje biuro detektywistyczne. Specjalizujemy się w tropieniu ludzi. Jeśli nie będę miał żadnej obsuwy to do końca lutego wszystko będzie rozwiązane. Ale myślę, że Jay znajdzie się wcześniej.
Mówił patrząc w ekran laptopa.
- Co już masz na jego temat?
- Wiem z jaką organizacją wyjechał kilka lat temu do Azji oraz, że przeniósł się do "Lekarzy bez granic" i ostatni trop prowadzi do Afryki.
- Do Afryki?
- Najprawdopodobniej jest gdzieś w Sudanie. Ale może też być w Gambii lub Kenii. Sprawdzę wszystko. Tylko przygotowanie do wylotu trwa. Szczepienia, dokumenty, paszporty, transporty, noclegi. Tłumacz.

Mówił o tym, jak wygląda cały proces. Myślałam, że to wszystko jest prostsze, nie brałam pod uwagę jednej rzeczy. Jay może nie podpisać dokumentów.
- A teraz powiedz mi kim właściwie jest Jay Ross i czego mogę się spodziewać.
Westchnęłam ciężko.
- Ma 33 lata na tę chwilę, wysoki, aryjska uroda, był w uczelnianej drużynie hokejowej. Kompleks zbawcy...
Wymieniałam, gdy mi przerwał.
- Kompleks zbawcy?
- Działał w fundacji zajmującej się maltretowanymi kobietami, a po zajęciach pracował jako wolontariusz w przychodni przy szpitalu, jako lekarz pierwszego kontaktu. Za darmo.
- Za darmo? Z czego się utrzymywał?
- Jego ojciec jest właścicielem jednego z największych na świecie koncernu farmaceutycznego. Jay nie musiał nigdy pracować.
- Dlaczego się rozstaliście?
Pocisk w głowę.
- Musisz to wiedzieć, co?
Miałam nadzieję, że powie, że jednak nie. Ale jego mina mówiła jedno: tak, muszę to wiedzieć. Nie umiałam tego powiedzieć. A musiał to wiedzieć i w końcu musiałam też powiedzieć o tym Shawnowi.
- Zdradził cię?
- Nie. No co ty. Jay to uczciwy człowiek.
- Uczciwy lekarz z kompleksem zbawcy. Ty go zdradziłaś?
- Pogięło cię?
- Próbuję zrozumieć całą tę sytuację. Byliście w sobie szaleńczo zakochani, postanowiliście po pół roku związku pobrać się, minęło kilka miesięcy i nagle on wyjeżdża, a ty zostajesz. Żadnego formalnego rozstania. Oświęć mnie, Emma.
- To nie jest takie proste!
Warknęłam i wstałam z fotela. Powiedzenie tego... To było za trudne. Wszystko z tamtego dnia wróciło. Kartka na lodówce, że nie wybaczy sobie tego i że musi odejść. Ale to nie była niczyja wina. Tak po prostu musiało się wtedy stać.
- Musisz mi to powiedzieć. Twoja tajemnica jest u mnie bezpieczna.
Odwróciłam się i z bólem powiedziałam:
- To nie była jego wina. To nie była niczyja wina...

The Painter III: Świt nad TorontoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz