Nowy model?

321 19 7
                                    

Tak się zastanawiam czy taka forma przejdzie. Ja się bawiłam świetnie pisząc to :D

Agentka Carter spała w swoim mieszkaniu. Jednak przekleństwem agenta było to, że jego sen zawsze był czujny, dlatego gdy tylko w pomieszczeniu rozległ się dźwięk telefonu zerwała się na równe nogi. Całkiem przytomna przyłożyła słuchawkę do ucha.
-Peggy...
-Howard? Coś się stało?
-Nie... znaczy tak. Nie wiem.
-Jest trzecia w nocy. Mam nadzieję, że to coś pilnego.
-Zdecydowanie. Mogę przyjechać?
-Już i tak nie śpię- warknąła i odłożyła słuchawkę. Z niechęcią podeszła do szafy by wyjąć z niej jakieś ubrania. Dobrze wiedziała, że Stark jest w stanie dotrzeć do niej w dwadzieścia minut, dlatego nie dała sobie czasu na porządne obudzenie. Złapała pierwszą z brzegu sukienkę i wzięła szybki prysznic. Wyszła z łazienki kilka minut przed dzwonkiem do drzwi. Bez słowa wpuściła gościa i pokazała mu, że może się rozsiąść w fotelu. Sama zrobiła dwie kawy (doskonale wiedziała, że Howard będzie potrzebować czegoś mocniejszego, znała ton jakim prowadził z nią rozmowę przez telefon, ale wolała zacząć od kawy), w końcu postawiła na stoliku dwa kubki i przyjrzała się swojemu rozmówcy. Wyglądał na... Nie umiała określić jego emocji. Był chyba przestraszony, ale tak... inaczej niż w czasie tych wszystkich akcji, które razem prowadzili. Wyglądał dziwnie poważnie jak na niego i nie miał w oku tego charakterystycznego błysku, który za kazdym razem zdradzał, że uwielbia adrenalinę.
-Co się stało?- zapytała w końcu
-Maria jest w ciąży.- powiedział prosto z mostu
-Będziesz ojcem?- spytała mało inteligentnie. Jednak słowa "Stark" i "ojciec" absolutnie nie łączyły jej się w całość.
-Na to wygląda.- powiedział dość smutno i zwiesił głowę.
-Nie cieszysz się? Będziesz miał dziedzica. Odziedziczy po tobie fortunę. A może i geniusz?
-Peg, jakim ja będę ojcem? Ciągle nie ma mnie w domu. A przykład do naśladowania że mnie żaden...
-Och, przestań. Będziesz się teraz nad sobą użalał? Jak się postarasz będziesz cudownym ojcem. Jeśli ja daje radę być matką i to sama... Howard, proszę cię, jesteś geniuszem, a nie poradzisz sobie z wychowaniem własnego dziecka?
-Może masz rację- uśmiechnął się w ten charakterystyczny dla siebie sposób.
- Na pewno mam. A jak coś zepsujesz to zrobisz to co zwykle?
-Ucieknę?- uniósł prowokująco brew
- Nie. Zadzwonisz po agentkę Carter, żeby wszystko naprawiła i uratowała ci tyłek. A co na to Maria?
-Nie wiem. Zwiałem.
-Dupek. Natychmiast wracaj, przeproś i powiedz jej jak bardzo się cieszysz. I, że wszystko będzie dobrze. Wytnij dla niej jakąś różę z ogrodu.
-Dziękuję Peg...
-Nie dziękuję tylko jedź do niej. Ona Cię teraz potrzebuje.
***
Peggy i Howard siedzieli w biurze przeglądając stosy papierów. Nowa afera wypadła dokładnie w najgorszym możliwym momencie zatrzymując mężczyznę w pracy długo po godzinach, gdy powinien jak najwięcej czasu spędzać w domu.
- To będzie chłopiec.-rzucił nagle.
Byli przyzwyczajeń, że zwykle pracują w całkowitym skupieniu i nie rozmawiali w biurze na inne tematy niż praca. Dlatego Peggy chwilę zajęło przetworzenie usłyszałej informacji.
-Skąd możesz wiedzieć tak szybko?
-Pamiętasz, że jestem inżynierem i wynalazcą? Chyba wolno mi z tego czasem korzystać dla własnych korzyści- puścił jej oczko i przez chwilę znów wyglądał jak ten młody, niepoprawny Howard. Peggy zmiękło serce na ten widok. Czasem brakowalo jej tego Howarda jakim był zanim się ustatkował. A teraz, kiedy spodziewa się dziecka jest jeszcze mniej podobny do siebie.
-Gratuluję.- pozwoliła sobie podbiec do mężczyzny i przytulić go.- macie już imię?
-Anthony. Chciałem Steve, ale...
-Maria się nie zgodziła.- na pytający wzrok mężczyzny zaśmiała się krótko- to logiczne, czasem mi się wydaje, że to on jest miłością twojego życia, a nie ona.
-Wiesz dobrze...
-Ja wiem. A ona?
-Zapomniałem już jaka potrafisz być irytująca.
-Nie ma za co- puściła oczko i wróciła do swojego biurka.
***
Howard był pierwszych człowiekiem, który wymyślił latający samochód. Był też pierwszym człowiekiem, który osiągnął tak wielki sukces w tak młodym wieku, był pierwszym pomysłodawcą T.A.R.C.Z.Y. Był pierwszy pewnie w wielu rzeczach. Ale nie był pierwszy tam, gdzie powinien być. Na szczęście miał przyjaciółkę, która była tam pierwsza, za niego. I choć nie likwidowało to całkowicie jego poczucia winy dawało choć namiastkę spokoju duszy.
-Peggy! Nie mama pojęcia co robić!
-Najpierw się uspokuj. I powiedz co się dzieje- powiedziała do telefonu brunetka. Choć tak na prawdę domyślała się o co może chodzić.
-Maria rodzi. Mogę startować dopiero za trzy godziny, więc będę najszybciej za dziesięć.
-Uspokój się, zamów jakieś ładne kwiaty i zrób wszystko, żeby być jak najszybciej. Za dwadzieścia minut będę na porodówce.
-Dziękuję. Przeproś ode mnie Marie.
-Dokładnie to zrobię. A ty, ciesz się, zaraz będziesz tatą.
I właśnie w ten sposób pierwszą osobą, poza lekarzem i Marią, która trzymała Tony'ego w ramionach była Peggy. Zaraz za nią była Ana i Jarvis. Howard, jak na ojca, był daleko na tej liście. Kiedy wszedł na salę, gdzie leżała jego żona jednocześnie uśmiechnął się i skrzywił. Maria spała wyraźnie przemęczona na sterylnym szpitalnym łóżku. Krzesła wokół łóżka były zajęte przez dwie drzemiace kobiety. Po prawej stronie siedziała Ana. Po lewej drzemała jego najlepsza przyjaciółka. Jak na prawdziwą agentkę przystało na ciche kroki przyjaciela od razu otworzyła oczy. I automatycznie przyłożyła palec do ust. Wstała i objęła przyjaciela.
-Śmierdzisz- zaśmiał się cicho
-Ktoś musiał czuwać przy twojej wybrance.
-Wiem i dziękuję za to. Jesteś dobrą przyjaciółką.
-Wiem- uśmiechnęła się dumnie.- ale teraz zmiana warty. Muszę się umyć i choć trochę przespać. T.A.R.C.Z.A sama się nie poprowadzi, a mój wspólnik zasługuje na kilka dni urlopu.
- Chyba ma pani rację, agentko Carter.- ucałował ją w policzek
-Ciesze sie, że się Pan że mną zgadza, panie Stark- zasalutowala i weszła spowrotem do sali, budząc po cichu Anę i razem ruszyły w kierunku drzwi wyjściowych. W tym samym momencie Howard ruszył w kierunku łóżka. Sala była na prawdę duża i jednoosobowa. Chyba dla nikogo nie jest zaskoczeniem, że Stark zadbał o najlepsze możliwe warunki dla swojej żony. Tylko nie udało mu się zapewnić jej jednego. Jego obecności.
-Howard?- zapytała zaspanym głosem kobieta
-Witaj skarbie- pochylił się i pocałował ją w policzek.- Jak się czujesz?
-Fatalnie- przyznała i próbowała choć trochę się podnieść, ale była na to nadal zbyt obolała.- Tony to mały olbrzym- zaśmiała się ledwo słyszalnie.
- Tak bardzo chciałbym już go zobaczyć.
-Niedługo przyniosą go do karmienia, więc jeśli nie wzywają cię żadne obowiązki...
-Dziś jestem cały twój.
-Cieszę się- odpowiedziała nadal nie podnosząc głowy z poduszki.
-Czegoś ci potrzeba? Może...
-Może po prostu ze mną posiedź.- zaproponowała
-Jak sobie życzysz- złapał ukochaną za rękę. Na prawdę bardzo chciał zobaczyć syna i dwadzieścia minut dłużyło mu się niemiłosiernie. Na szczęście po tym czasie na salę weszła pielęgniarka trzymając w objęciach zawiniatko.
-Mały jest niezwykle spokojny.- rzuciła w kierunku łóżka. Dopiero wtedy zobaczyła siedzącego obok mężczyznę- widzę, że tata w końcu dotarł. Już nie przeszkadzam- dodała gdy ułożyłam maleństwo na rękach matki, którą instynktownie przyłożyła malca do piersi.
-A więc to jest nowy Stark- tak szerokiego uśmiechu dawno nikt nie widział na twarzy Howarda.
-Nowy model?
-Zwykle nowy model jest lepszy od poprzedniego, więc mam nadzieję, że tak.
-Chcesz go potrzymać?- zapytała kobieta łagodnie
-Nie wiem czy po...
-Och przestań. Miewasz delikatną rękę dla swoich wynalazków, więc jego też będziesz umiał trzymać.- I niemal wcisnęła mu noworodka na ręce.
-Witaj Tony. Jestem twoim tatą. Trochę się spóźniłem, ale już jestem.- ruchy maleństwa były jeszcze bardzo nieskoordynowane. A mimo to największy geniusz swoich czasów nie mógł oderwać od niego wzroku.
-Będziesz cudownym ojcem.
-Chciałbym w to uwierzyć.- odwopwiedział patrząc synowi głęboko w oczy.
***
Tony miał kilka ważnych postanowień w swoim życiu, których na prawdę nie chciał łamać pod żadnym pozorem. Na prawdę wysoko na tej liście był punkt "Nie być jak ojciec" w którym mieściło się sporo rzeczy, ale przede wszystkim to, by być lepszym tatą dla ewentualnych dzieci. I choć w sprawach nauki Tony widział w ojcu niedościgniony wzór, w sprawach biznesowych świetnego nauczyciela, w kwestii dbania o bezpieczeństwo narodowe kogoś, kto dokonał bardzo wiele... to w kwestii relacji rodzinnych nie za bardzo widział jakieś mocne strony Howarda. Dlatego postanowił być inny.
***
Agentka Romanoff spała w swoim mieszkaniu. Jednak przekleństwem agenta było to, że jego sen zawsze był czujny, dlatego gdy tylko w pomieszczeniu rozległ się dźwięk telefonu zerwała się na równe nogi. Całkiem przytomna przyłożyła słuchawkę do ucha.
-Natasha...
-Stark, mam nadzieję, że to coś ważnego.
-Cholernie. Mogę przyjechać?
-Już i tak nie śpię- warknąła i odłożyła słuchawkę. Z niechęcią podeszła do szafy by wyjąć z niej jakieś ubrania. Dobrze wiedziała, że Stark jest w stanie dotrzeć do niej w kilka minut, dlatego nie dała sobie czasu na powtórne położenie. Złapała pierwsze z brzegu rzeczy, które były bardziej zakrywające niż jej piżama i wzięła szybki prysznic.
-Wiec, o co chodzi- zapytała zamiast powitania gdy mężczyzna jeszcze stał przed drzwiami.
-Mogę?
-Wchodź- jej ton nagle zrobił się łagodny. Znała to spojrzenie. Starka na prawdę coś gryzło. Nie chciał być sarkastyczny, ironiczny czy... no po prostu nie chciał być teraz sobą, na prawdę potrzebował pogadać, a Natasha, choć nigdy by się do tego nie przyznała, cieszyła się, że to ją wybrał na powierniczkę.
-Więc?- zapytała stawiając przed nimi dwie szklanki i butelkę whisky.
-Pep jest w ciąży.- powiedział bez zbędnego wstępu
-Będziesz ojcem?- słowa "Stark" i "ojciec" na prawdę do siebie nie pasowały.
-Na to wygląda.- powiedział dość smutno i zwiesił głowę.
-Nie cieszysz się? Będziesz miał dziedzica. Odziedziczy po tobie fortunę. A może i Iron Mana?
-Nat, jakim ja będę ojcem? Ciągle narażam życie swoje i wszystkich w moim otoczeniu. A przykład do naśladowania że mnie żaden...
-Och, przestań. Będziesz się teraz nad sobą użalał? Jak się postarasz będziesz cudownym ojcem. Stark, proszę Cię, jesteś geniuszem, a nie poradzisz sobie z wychowaniem własnego dziecka?
-Może masz rację- uśmiechnął się w ten charakterystyczny dla siebie sposób.
-Na pewno mam. A jak coś zepsujesz to zrobisz to co zwykle?
-Ucieknę?- uniósł prowokująco brew
-Nie. Zadzwonisz po Avengers, żeby wszystko naprawili i uratowali ci tyłek. A co na to Peper?
-Nie wiem. Zwiałem.
-Jesteś dupkiem do kwadratu. Natychmiast wracaj, przeproś i powiedz jej jak bardzo się cieszysz. I, że wszystko będzie dobrze.
-Dziękuję Nat...
-Nie dziękuj tylko rusz dupę i jedz do niej. Ona cię teraz potrzebuje pajacu.
***
Wszyscy Avengesi brali udział w dość rutynowe akcji. Łapali jakiegoś przestępcę, który faktycznie przekraczał możliwości wojska czy policji, ale dla nich nie był dużym wyzwaniem. Tony wręcz cieszył się na nową misję, brakowało mu tej adrenaliny.
-To będzie dziewczynka-rzucił nagle.
Wszyscy byli przyzwyczajeń, że zwykle w czasie zasań rzucają jakieś cięte komentarze, dlatego Natashy chwilę zajęło przetworzenie usłyszałej informacji, którą należała raczej do gatunku poważnych.
-Skąd możesz wiedzieć tak szybko? To dopiero drugi miesiąc.
-Pamiętasz, że jestem inżynierem i wynalazcą i mam laboratorium w wieży? Chyba wolno mi z tego czasem korzystać dla własnych korzyści- puścił jej oczko i przez chwilę znów wyglądał jak ten młody, niepoprawny Tony. Natashy zmiękło serce (Tak, miała serce) na ten widok. Czasem brakowalo jej tego Tony'ego jakim był zanim podpisali ten głupi kontrakt. A teraz, kiedy mężczyzna spodziewa się dziecka jest jeszcze mniej podobny do siebie.
-Gratuluję. Macie już imie?- zapytała unieruchamiając jednocześnie jednego mężczyznę
-Morgan. Chciałem Natasha, ale...
-Uważaj, bo uwierzę. Nigdy byś nie nazwał tak dziecka.
-Wiesz dobrze...
-Wiem.
-Zapomniałem już jaka potrafisz być irytująca.
-Nie ma za co- puściła oczko i zawiesiła na linie kolejnego zbira.
***
Tony był pierwszych człowiekiem, który wymyślił reaktor łukowy. Był też pierwszym człowiekiem, który osiągnął tak wielki sukces w tak młodym wieku, był pierwszym Avengerem (Rogers się nie liczy, do projektu załapał się później!). Był pierwszy pewnie w wielu rzeczach. Ale nie był pierwszy tam, gdzie powinien być. Na szczęście miał przyjaciółkę, która była tam pierwsza, za niego. I choć nie likwidowało to całkowicie jego poczucia winy dawało choć namiastkę spokoju duszy.
-Natasha! Nie mama pojęcia co robić!
-Najpierw się uspokuj. I powiedz co się dzieje- powiedziała do telefonu rudowłosa. Choć tak na prawdę domyślała się o co może chodzić.
-Pepper rodzi. Mogę startować dopiero za pół godziny, więc będę najszybciej za cztery.
-Uspokój się, zamów jakieś ładne kwiaty i zrób wszystko, żeby być jak najszybciej. Za dwadzieścia minut będę na porodówce.
-Dziękuję. Przeproś ode mnie Pep.
-Dokładnie to zrobię.
I właśnie w ten sposób pierwszą osobą, poza lekarzem i Peper, która trzymała Morgan w ramionach była Natasha. Tony, jak na ojca, był za daleko na tej liście. Kiedy wszedł na salę, gdzie leżała jego żona jednocześnie uśmiechnął się i skrzywił. Pepper spała wyraźnie przemęczona na sterylnym szpitalnym łóżku. Krzesło koło łóżka było zajęte przez drzemiacą kobietę. Jak na prawdziwą agentkę przystało na ciche kroki przyjaciela od razu otworzyła oczy. I automatycznie przyłożyła palec do ust. Wstała i podeszła do Starka na odległość wyciągniętej ręki.
-Śmierdzisz- zaśmiał się cicho
-Ktoś musiał czuwać przy twojej żonie.
-Wiem i dziękuję za to. Jesteś dobrą przyjaciółką.
-Wiem- uśmiechnęła się dumnie.- ale teraz zmiana warty. Muszę się umyć i choć trochę przespać. Świat sam się nie uratuje, a przez jakiś czas będziemy mieć małe luki w drużynie, bo jeden bohater zasługuje na urlop.
-Chyba ma pani rację, agentko Romanoff.- w bardzo oficjalnym geście podał jej rękę
-Ciesze sie, że się pan ze mną zgadza, panie Stark- uścisnęła ją i ruszyła w kierunku drzwi wyjściowych. W tym samym momencie Tony ruszył w kierunku łóżka. Sala była na prawdę duża i jednoosobowa. Chyba dla nikogo nie jest zaskoczeniem, że Stark zadbał o najlepsze możliwe warunki dla swojej żony. Tylko nie udało mu się zapewnić jej jednego. Jego obecności.
-Tony?- zapytała zaspanym głosem Pepper
-Witaj skarbie- pochylił się i pocałował ją w policzek.- Jak się czujesz?
-Fatalnie- przyznała i próbowała choć trochę się podnieść, ale była na to nadal zbyt obolała.- Morgan jest wcześniakiem ale to nie ułatwiło porodu-
-Tak bardzo chciałbym już ją zobaczyć.
-Niedługo przyniosą ją do karmienia, więc jeśli nie wzywają cię żadne obowiązki...
-Dziś jestem cały twój.
-Cieszę się- odpowiedziała nadal nie podnosząc głowy z poduszki.
-Czegoś ci potrzeba? Może...
-Może po prostu że mną posiedz.- zaproponowała
-Jak sobie życzysz- złapał ukochaną za rękę. Na prawdę bardzo chciał zobaczyć córkę i czas dłużył mu się niemiłosiernie. Na szczęście nie musiał czekać nawet dziesięciu minut, a na salę weszła pielęgniarka trzymając w objęciach zawiniatko.
-Mała jest niezwykle silna jak na wcześniaka.- rzuciła w kierunku łóżka. Dopiero wtedy zobaczyła siedzącego obok mężczyznę- widzę, że tata w końcu dotarł. Już nie przeszkadzam- dodała gdy ułożyłam maleństwo na rękach matki, którą instynktownie przyłożyła małą do piersi.
-A więc to jest nowy Stark- tak szerokiego uśmiechu dawno nikt nie widział na twarzy Tony'ego.
-Nowy model?
-Zwykle nowy model jest lepszy od poprzedniego, więc mam nadzieję, że tak.
-Chcesz ją potrzymać?- zapytała kobieta łagodnie
-Nie wiem czy po...
-Och przestań. Miewasz delikatną rękę dla swoich wynalazków, więc ją też będziesz umiał trzymać.- I niemal wcisnęła mu noworodka na ręce.
-Witaj Morgan. Jestem twoim tatą. Trochę się spóźniłem, ale już jestem.- ruchy maleństwa były jeszcze bardzo nieskoordynowane. A mimo to największy geniusz swoich czasów nie mógł oderwać od niej wzroku.
-Będziesz cudownym ojcem.
-Chciałbym w to uwierzyć.- odwopwiedział patrząc córce głęboko w oczy.

Rodzina Starków one-shots Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz