Spotkanie

248 16 6
                                    

Krótkie to takie, ale przynajmniej powstało. Od kilku tygodni próbuje napisać coś, co siedzi w mojej głowie i cały czas mi się nie podoba, więc dodam chociaż to :(

Tony Stark znał dość dobrze Natashe Romanoff. I znał dobrze, a nawet jeszcze lepiej, Margaret Carter. Gdyby miał choć trochę więcej czasu na myślenie po śmierci koleżanki z drużyny i wierzył w jakiekolwiek życie pozagrobowe uznałby, że te dwie kobiety na pewno się tam zaprzyjaźniły. Jednocześnie pewnie pomyślałby, że miejsce w którym agentka Romanoff i agentka Carter razem pijają kawę musi być jakimś rodzajem piekła.

Jednak Tony Stark tego czasu nie miał. Wszystko działo się zbyt szybko, całkiem bez chwili zadumy nad stratą, jaką ponieśli. Bez chwili zastanowienia nad stratami, które jeszcze mogą ponieść. Działali, walczyli, robili wszystko, żeby doprowadzić dzieło do końca. Żeby nie zmarnować ofiary Natashy. Później mieli się zająć opłakiwaniem tej straty, każdy na swój sposób, każdy tak jak umiał.

Tylko, że Tony Stark nie miał żadnego później. Kiedyś uratował dobre imię firmy- przeżył. Kiedyś uratował Nowy Jork- przeżył. Kiedyś uratował świat- przeżył. Dzisiaj uratował wszechświat. W tej walce oddał wszystko. Jednak zamykał oczy z pewną typową dla siebie satysfakcją i dumą. Całkiem nieźle mu poszło, na prawdę mógł być z siebie zadowolony. Jego dumę kruszyło tylko jedno. Mała Morgan czekające na bajkę na dobranoc. Jednak znów zabrakło mu czasu, żeby dobrze o tym pomyśleć. Umarł.

Tony Stark przeżył szok. Większy, niż kiedy dowiedział się, że jego ojciec założył tajną organizację. Większy, niż kiedy dowiedział się, że atakują ich kosmici. Większy, niż kiedy zobaczył świecące portale Doctora Stranga.

Tony Stark umarł. Ale... był? No bo jednak głupio powiedzieć, że żył, prawda? Kilka tygodni zajęło mu przystosowanie się do tej myśli. Niesamowicie pomógł mu ojciec, który doskonale rozumiał bunt racjonalnego umysłu w stosunku do takiego stanu rzeczy. Jednak w końcu Tony Stark przyzwyczaił się, że jest życie po śmierci. Przyzwyczaił się nawet do tego, że pije kawę że swoim ojcem, który zdawał się być od niego sporo młodszy. Przyzwyczaił się nawet do tego, że ciocia Peggy wygląda jakby nie maila nawet trzydziestu lat.

Trochę ciężko było mu się przyzwyczaić do faktu, że Peggy i Natasha zachowują się jak najlepsze przyjaciółki. I nie dlatego, żeby ich charaktery były tak różne. Nie były. Kobiety już za życia wydawały mu się podobne. Granicą na razie nie do przejścia dla niego był fakt, że Natashe zawsze traktował jak młodszą koleżankę z pracy, za to Peggy... Peggy praktycznie go wychowała. A teraz obie plotkują w najlepsze, jeszcze obgadując biednego, nadal żyjącego, wiec nie mogacego sie bronić, Steve'a Rogersa, że w sumie nie całował tak dobrze! Wolał nawet nie myśleć o tym, ile kompromitujacych historia z dzieciństwa zna jego cicia i iloma już zdążyła się podzielić że swoją rudowłosą bratnią duszą.

Ale tak na prawdę Tony Stark był szczęśliwy. Stał właśnie ze swoim ojcem i przyglądał się ludziom, których uratował. Nie robił tego często, bo to zawsze wzbudzało jakąś nostalgie, dziwną tęsknotę, ale od czasu do czasu potrzebował tego uczucia. Potrzebował znów poczuć w całej mocy miłość do Pepper i Morgan. Choć to bolało. Ale ten ból był dobry. Taki spokojny. I przypominał, że nadal może być jeszcze szczęśliwszy, że czeka tu na kogoś wyjątkowego.

Tym razem jednak nie patrzył na swoją córkę, ani żonę. Jego wzrok zatrzymał się na chłopcu... właściwie młodym mężczyźnie, który uśmiechał się szeroko, jednocześnie walcząc z opadajacymi powiekami. Peter Parker właśnie wracał do domu po długiej i męczące podróży. Męczącej głównie psychicznie, ale udało mu się. Udało mu się odzyskać dobre imię, i choć nigdy już nie będzie anonimowy, przynajmniej znów jest tym dobrym.
-To na pewno nie twój syn?- zapytał z lekkim rozbawieniem Howard unosząc charakterystycznie lewą brew- wpakował się w kłopoty, uratował świat, znów wpakował się w kłopoty i się z nich wyplątał. To brzmi jak Stark.
-Widziałeś jak słabo szło mu z tą całą Michelle?- Tony włożył ręce do kieszeni, ale obdarzył nastolatka czułym uśmiechem, którego ten niestety nie mógł zobaczyć- nikt o nazwisku Stark nie jest tak nieporadny w związkach.
-Starkowie łamacze serc- zaśmiała się cicho Peggy podchodząc do nich i wspólnie z nimi przyglądając się uroczej scenie walki nastolatka ze snem.
-Ale nie zaprzeczysz, że chłopak się w Ciebie wdał- zauważyła Natasha kładąc przyjacielowi rękę na ramieniu.
-Myślisz, że Peter jest aroganckim dupkiem?- uśmiech na twarzy bohatera wcale nie zwiódł Natashy. Ani Peggy. Ani Howarda, czy Marii. Wszyscy wyczuli, że pytanie, choć zadanie niby żartem pokazuje obraz jaki ma w swojej głowie mężczyzna. Właśnie tak widział siebie w cudzych oczach, przez całe życie, więc i po śmierci ciężko było to zmienić.
-Nie. Myślę, że jest dobrym człowiekiem.
-I jest geniuszem- zauważył Howard przywołując w głowie wiele pomysłów nastolatka, które udało mu się zaobserwować.
-I jest prawdziwym bohaterem- dodała na koniec Peggy całując chrześniaka w czoło. Tony poczuł się znów jak małe dziecko, tylko, że w najbardziej pozytywnym znaczeniu tych słów. Czuł się po prostu bezpiecznie. Czuł się po prostu kochany i doceniany. Czuł że otaczają go przyjaciele i rodzina.

Takie miejsce mógł nazwać niebem. Jak głupio by to nie brzmiało.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Sep 07, 2019 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Rodzina Starków one-shots Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz