Czy można wyobrazić sobie bardziej nieprzyjemną sytuację, niż wpadająca bez zapowiedzi husaria krasnoludów z czarodziejem na czele, która w mig wyczyszcza spiżarnię do ostatniego okruszka?
Bilbo Baggins - ofiara rozbrykanej gromady uważał, że nie ma rzeczy okropniejszej niż TACY niezapowiedziani goście.
-Gandalfie - zwrócił się do wysokiego maga błagalnie - Czemuż to w moje progi przyprowadziłeś tych..... - szukał odpowiedniego eufemizmu - dzikusów?
Czarodziej mruknął tylko coś niezrozumiale i wsadził do ust długą fajkę.
-Obyś podpalił sobie brodę - pomyślał hobbit, rzucając co rusz rozpaczliwe spojrzenia na latające po pomieszczeniu talerze i sztućce.
-NIE! NIE! NIE! - krzyknął, gdy do lotu wzbił się jego najlepszy serwis herbaciany - Panowie krasnoludy!
- Nie łam zębów na wrzaski! Twoja zastawa nigdy tak nie będzie lśnić! - krasnolud po jego lewej zdołał przekrzyczeć jazgot i klepnął go w ramię.
Wtem rozległo się stanowcze pukanie.
-Któż to... - Bilbo spojrzał podejrzliwie na Gandalfa.
-Sprawdź, drogi hobbicie - rzekł tamten, wypuszczając wcale niemały obłok z fajki.
Goście jakby przycichli i kończyli zmywać naczynia po sutej kolacji.
Nawet najmłodsi, dotąd mu przedstawieni - Kili i Fili, jeśli dobrze zapamiętał, przystaneli w kącie i szepnęli coś między sobą.
Łomot w drewno dobiegł ich znowu.
Bilbo niczym skazaniec powlókł się ku drzwiom i pociągnął za nie, wpuszczając do domu chłodne nocne powietrze i wyższego niż pozostali krasnoluda.
Zimne spojrzenie modrych oczu zmroziło mu kończyny. Próg drzwi przekroczył muskularny mężczyzna. Nie przedstawił się jednak gospodarzowi, tak jak inne krasnoludy. Przypatrzył się jeszcze trochę naszemu hobbitowi, jakby oceniając jego możliwości, po czym bez słowa zdjął z siebie błękitny płaszcz podróżny i powiesił go na kołku, wśród reszty okryć jego pobratymców.
-Thorinie! - przywitał gościa Gandalf, serdecznie klepiąc go po ramieniu.
-I ciebie dobrze widzieć, czarodzieju - odparł krasnolud, a jego głos zabrzmiał w korytarzu. Był bowiem głęboki i niski, lecz zarazem dostojny.
-Panie Baggins, pragnę przedstawić panu najwybitniejszego ze swego rodu - Thorina Dębową Tarczę, syna Thraina, wnuka Thora, spadkorbiercę dóbr Ereboru i króla wśród krasnoludów - oznajmił uroczyście, a wymieniony wyżej mężczyzna skinął delikatnie głową. Przymknął na moment oczy, gdy padła wzmianka o Ereborze, a na jego wydatne kości policzkowe spłynął cień rzęs.
-Thorinie, ty zaś gościsz w progach Bilba Bagginsa, w którym płynie, choć może nie tak jej znowu wiele, krew Tuków - hobbit zdobył się na ukłon, który po przedstawieniu króla krasnoludów wydawał się wręcz wskazany.
- Twoi... Że tak się wyrażę kompani czekają - rzekł Gandalf wsadzając do ust starą fajkę.
Mag jak gdyby sam był przewodnikiem po korytarzach norki Bilba, zaprowadził Thorina do jadalni, w której powitały go gromkie okrzyki i śmiechy.
-Czy bardzo żeśmy wyrośli? - zawołał jeden z najmłodszych krasnoludów w pomieszczeniu.
-Nie, Fili, spodziewałem się po was więcej - odparł Oakenshield, jednak jego broda zadrżała nieco.
-To krewni? - Bilbo spytał siwego krasnoluda.
-Jego siostrzeńcy. Rozwydrzone bachory - odpowiedział Balin, któremu po dobrych trunkach nieco kręciło się w głowie.
Thorin zasiadł tam, gdzie zazwyczaj było miejsce Bilba i poczęstował się tym, co na stole jeszcze zostało.
-Czy możemy wyjaśnić naszemu hobbitowi, dlaczego go naszliśmy? - spytał Gandalf, a jego błękitne oczy z błyskiem wpatrywały się w pana Bagginsa.
-Jeszcze tego nie zrobiliście? - przez spokojny głos Thorina znowu przebiła się sroga nuta.
- Chcieliśmy zaczekać na ciebie, poza tym... - odezwał się Dwalin.
- Poza tym byliśmy bardzo, bardzo głodni - dokończył najgrubszy, najbardziej okrągły krasnolud jakiego Bilbo widział - Bombur.
- W każdym razie, teraz możemy to nadrobić! - wykrzyknął Balin, zciągając na siebie chłodne spojrzenie Dębowej Tarczy.
Bilbo usiadł w kąciku jadalni, na pustej beczce i wsłuchał się w opowieść Balina, przerywaną niekiedy sprostowaniami Gandalfa lub Thorina.
Rozpoczęła się opowieść o tym co było, o dosadnim życiu, szczęściu, potem o czarnych chmurach na horyzoncie i przybyciu krwistoczerwonego smoka, o ogniu i licznych ofiarach, o wygnaniu krasnoludów z domu oraz o doszczędnym ograbieniu ich.
- Czy możesz wyobrazić sobie gorszy los? - Zachlipał Bombur, wzruszając się przy historii.
Nim Bilbo zdążył odpowiedzieć, opowieść zaczęła ciągnąć się dalej. Balin na przemian z Wodzem Krasnoludów zaczął opowiadać, jak osiedli w górach i zarabiali w kuźniach, potem o zaginięcia ich króla - Thraina i o przejęciu plemienia przez Thorina.
Następnie wyciągnięto na stół starą mapę, a obok niej położono klucz. Gandalf opowiedział, jak go zdobył, czym zadziwił raz jeszcze wszystkie krasnoludy.
- Widzisz więc, że ród Durina nie miał wcale łatwego życia - Gandalf przyjrzał mu się uważnie i wybuścił obłok z ust.
-Tak, Gandalfie, jednak nadal nie widzę powodu, dla którego ja w tej podróży jestem potrzebny.
- Do tego właśnie dochodzimy, kochany Bagginsie. Kompanii potrzebny jest właśnie ktoś twojego pokroju. Cichy, nieuchwytny. Aby dostać się do skarbca Smauga musimy mieć przynajmniej jednego włamywacza.
- Ależ pomyliliście osoby. Jestem Bagginsem, kocham mój domek, moje meble, zapasy i kominek.
-Hobbicie, w tobie płynie krew Tuków, znanych mi jako spontaniczni podróżnicy. Powiedz, tylko szczerze, czy podczas tej opowiastki, nie poczułeś chęci przygody? - Czarodziej uniósł krzaczastą brew.
-No,... Przyznam, że tak - wydukał.
-Więc zgadzasz się?
-Co? Nie.
-Zgadza się. Wspaniale! A teraz moi drodzy toast na cześć włamywacza, pana Bagginsa! - krzyknął, a krasnoludy jednym chaustem opróżniły kufle.
Bilbo skrzywił się, gdy zobaczył, jak dorgocenne piwo ścieka po różnobarwnych brodach.
Mężczyźni zaczęli poklepywać go po plecach i radośnie wykrzykiwać.
-Co też sobie sąsiedzi pomyślą o tych hałasach? - zastanawiał się hobbit.
Zaproponował nocleg w swojej norce, co krasnoludy przyjęły z wdzięcznością. Okruchy i półmiski walały się po stole, jednak pan Baggins, tak już zmęczony nocnymi obradami, nie miał sił by to sprzątnąć. Padł na łóżko jak długi, a gdy się obudził cisza w domu zalęgła.
- Czyżby krasnoludy z poprzedniego wieczora były tylko snem? - powiedział na głos.
Gdy wszedł do jadalni wszystko było porozrzucane i nie na swoim miejscu.
-Czyli sen to nie był.
Na stole ujrzał, zaklejoną kopertę, a w niej pospiesznie, lecz starannie napisany list.Od Thorina i kompanii pozdrowienie dla włamywacza Bilba!
Za gościnę serdeczne dzięki, a Twoją ofertę fachowej pomocy chętnie przyjmujemy. Warunki: zapłata przy dostawie w wysokości nie przekraczającej czternastej części całego zysku (jeżeli w ogóle będą zyski); zwrot kosztów podróży zapewniamy w każdym przypadku; koszty pogrzebu — jeśli okaże się to konieczne i nie będzie załatwione inaczej — ponosimy my lub nasi przedstawiciele.
Nie widząc potrzeby zakłócania Twego cennego snu, wyruszyliśmy na razie sami, by poczynić niezbędne przygotowania. Oczekujemy szanownej osoby w gospodzie „Pod Zielonym Smokiem”, nad Wodą, o jedenastej przed południem punkt. Licząc na punktualność z Pańskiej strony, mamy zaszczyt pozostać
szczerze oddani
Thorin i kompania.
— Mam dziesięć minut na drogę. Muszę biec! - krzyknął sam do siebie Bilbo.
Na gwałt wrzucił wszystkie potrzebne rzeczy do zielonego plecaka i w biegu, nawet nie zamykając drzwi założył go na plecy.
- Panie Baggins, dokąd panu tak spieszno? - zawołał za nim młynarz.
- Czas na przygodę! - odkrzyknął hobbit i popędził dalej przez pole.
![](https://img.wattpad.com/cover/192253277-288-k681322.jpg)
CZYTASZ
⚔ARCYserce ⚔ - Bagginshield
Fanfiction(Fabuła trochę filmowa, trochę książkowa) Akcja rozpoczyna się od odwiedzin krasnoludów wraz z Gandalfem w Bag End, proponujących hobbitowi wyprawę po bogactwo i stracony dom. Czy w czasie podróży zaistnieje coś między srogim Wodzem Krasnoludów...