Rozdział 5

1.2K 75 23
                                    

Bilbo co rusz poprawiał kieszeń lub sprawdzał czy pierścień wciąż w niej jest. Ukradkowe spojrzenia Gandalfa i podejrzliwie Thorina, sprawiały, że czuł się nieswojo.
Gdy słońce schowało się już na dobre za drzewami, od podnóża gór dobiegło ich przeciągłe, rozedrgane wycie. Gdzieś z prawej strony, o wiele bliżej, odpowiedziało mu drugie, potem z lewej, jakby dość blisko - trzecie.
- To wilki. Wilki się zwołują! - wykrzyknął Gandalf, a jego czujne, szare oczy wypatrywały zagrożenia.
-Co teraz robić, co robić?! - krzyknął Bilbo - Uciec goblinom, żeby wpaść w pazury wilkom!
-Cicho, włamywaczu. Na drzewa! - rozkazał czarodziej.
Już po chwili Fili i Kili siedzieli na szczycie smukłego modrzewia. Dori, Nori, Ori, Oin i Gloin usadowili się wygodnie na ogromnym świerku o regularnych gałęziach. Bifur, Bofur, Bombur i Thorin schronili się na drugim świerku. Dwalin i Balin wdrapali się na strzelistą jodłę i usiłowali znaleźć wygodne miejsce.
A Bilbo? Ach, Bilbo nie umiał wdrapać się na żadne z drzew i biegał w panice od pnia do pnia, wołając o pomoc niczym opętana kukiełka.
- Ruchy Dori! Znowu zostawiłeś pana Bagginsa samego! Zejdź i podsadź go na gałąź! - z sąsiedniego drzewa rozległ się stanowczy rozkaz Oakenshielda.
Dori zszedł tak jak mu polecono, choć marudził nieco pod nosem. Chwycił włamywacza i wspiął się z nim na konar. Thorin bacznie przyglądał się poczynaniom krasnoluda oraz hobbita i dopiero gdy znaleźli się na bezpiecznej gałęzi, wypuścił powietrze z płuc.
Właśnie w tym momencie na polanę wbiegła sfora największych i najszpetniejszych wilków, jakie Bilbo widział w życiu. Na czele pędził biały basior, a na jego grzbiecie w ciemności majaczyła jakaś postać.
Był to blady, pokryty bliznami ork. Zawołał coś w swoim języku, a wargowie zaczęli okrążać drzewa, na których siedziały krasnoludy.
- Gandalfie, zrób coś - rozległo się ciche, piskliwe błaganie Bilba.
Czarodziej przyjrzał się włamywaczowi i sięgnął swoją różdżką po szyszkę. Podpalił ją i cisnął prosto w sforę. Jeden z wilków pisnął, gdy jego skóra zetknęła się z rozżarzonym pociskiem. Biały ork zwrócił spojrzenie swych żółtych ślepi i zmrużył je, gdy dojrzał wodza krasnoludów.
Thorin również go dostrzegł. Jakby będąc w transie, zszedł z bezpiecznego drzewa, a gdy stanął na trawie, jego błękitne oczy zalśniły rządzą zemsty.
-Thorin!!! Thorinie, wróć!!! - wrzasnął Bilbo, kiedy zobaczył jak Dębowa Tarcza kieruje się ku Azogowi.
Krasnolud nie zwrócił uwagi na jego nawoływania i szedł dalej. Obok jego głowy śmigały palące się szyszki rzucane przez Gandalfa, co tylko potęgowało strach hobbita o życie Oakenshielda.
Blady ork uśmiechnął się okrutnie.
Orkrist zalśnił złotem, gdy obok niego zapaliło się futro jednego z wargów. Thorin zachowywał się jak lunatyk, nie zwracał uwagi na chaos tuż obok.
Z okrzykiem na ustach rzucił się pędem w stronę Azoga. Nie zdążył jednak zadać ciosu mieczem, bo siwy warg skoczył ze skały prosto na jego pierś i zbił go z nóg.
Uderzenie w żebra było tak potężne, że jedyne co Thorin zarejestrował, to  palący ból w płucach. Nie mając siły krzyczeć, jęknął tylko słabo.
-Więc tak kończy Thorin Dębowa Tarcza! Ha! Zdeptany przez wilka! Wystawiłeś się na pośmiewisko i teraz jesteś skończony! - obrzydliwy śmiech orka niósł się po równinie.
Wilki dawno wycofały się ze swoich stanowisk, przerażone mocą czarodzieja i liczbą spadających szyszek.
Bilbo wydał z siebie okrzyk pełen przejmujcej grozy, gdy zorientował się, że Thorin leży w bezruchu.
Nie wiedząc, co nim kieruje sam w mgnieniu oka zsunął się z drzewa i podbiegł ku orkowi.
Biegnąc, zdążył się tylko zastanowić skąd w nim tyle determinacji i odwagi.
-Bilbo! Wracaj! - krzyczały za nim krasnoludy, jednak on ogarnięty szałem wyciągnął swój mały mieczyk i zaszarżował na zdumionego Azoga. Następnie ciął mieczem po łapach warga. Ten równie zbity z tropu, wydał z sobie ciche skomlenie, gdy broń elfów zostawiła głęboką szramę na jego kończynach. Bilbo nie wiedział co robi. Kopał, robił uniki, ciął i drapał. Nawet ugryzł, gdy poczuł silny ucisk na ramieniu. Ostatnie co udało mu się uchwycić to śmigające obok jego czupryny płonące pociski i smród spalenizny. Rozległo wołanie Gandalfa.
- Orły! Orły przyszły nam z pomocą!
Rzeczywiście, w ciemności pikujące cienie zbliżały się do nich. Jeden z nich złapał Bilba za obolałe ramiona i pociągnął w górę. Hobbit odwrócił się, by zobaczyć co z Thorinem i ujrzał go, lecącego z innym ptakiem. Niepokoiło go tylko to, że wódz krasnoludów nadal nie odzyskał świadomości, a jego głowa bezwiednie zwisała jakby odcięta od reszty tułowia.
Po jakimś czasie ptaki zmieniły kierunek lotu i od tamtej chwili wiatr zacinał im prosto w twarz. Na niebie zaczęły pojawiać się różowe chmury.
- Za parę godzin wzejdzie słońce - rzekł Gandalf, siedząc na grzbiecie kasztanowego orła. Ptaki zanurkowały powoli, aby odstawić krasnoludy na skalnej półce, a same odleciały do swoich gniazd. Wszystkie krasnoludy otoczyły poturbowanego Thorina. Bilbo był tak wyczerpany zarówno po szaleńczej walce jak i po długim locie, że jedynie oparł się o kamienną ścianę, położył głowę na piersi i zasnął.
Obudził go zimny powiew oraz odgłos rytmicznych uderzeń. Otworzył oczy i krzyknął, gdy zobaczył wielkiego, czarnego jak smoła orła, unoszącego się tuż nad nim.
-Nie krzycz niziołku, nie ma co tchórzyć. Zabieram ci na spotkanie. Twoi przyjaciele już tam są - przemówił ptak, a Bilbo wspiął się na jego grzbiet, starając uchwycić się gładkich, lśniących piór.
Po kilku minutach pan Baggins znow był ze swoimi kompanami.
-Niezła jazda, nie? - zawołał Kili, tuląc hobbita i śmiejąc się od ucha do ucha.
- Musimy to kiedyś powtórzyć- rzekł Fili i również uścisnął włamywacza.
- Z mojej strony niekoniecznie - odparł Bilbo i także się roześmiał.
Gdy zaczęła się narada, z której niezbyt wiele zrozumiał, bowiem nadal był zmęczony i otumaniony, przejeżdżał wzrokiem po znanych mu twarzach, lecz jednej nie zobaczył. Poczuł rosnącą gulę w gardle.
-Chyba nie...? - przebiegło mu przez myśl.
-Gandalfie, gdzie jest Thorin? - spytał czarodzieja, chcąc jak najszybciej rozwiać wszelkie wątpliwości.
Mag spojrzał na niego spod krzaczastych brwi, a jego oczy błyskały radośnie.
-Wszystko z nim w porządku. Orły to utalentowani uzdrowiciele- odparł i powrócił do rozmowy z orłami.
Hobbit odetchnął z ulgą i skierował się ku ognisku, skąd rozchodziły się smakowite zapachy.
- Gdy się posilisz, zaniesiesz Thorinowi jego porcję? - Gandalf podszedł do niego niespodziewanie, gdy ten obgryzał króliczą nogę.
Pokiwał gorliwie głową, a jego policzki pokraśniały.
- Orły cię tam zaniosą - dodał jeszcze czarodziej i odszedł po swój kawałek pieczeni.
Po skończonym posiłku jeden z wielkich ptaków poleciał z Bilbem na osobną, większą skalną półkę i postawił go na ziemi.
-Ekhm, Thorinie? - zaczął nieśmiało włamywacz, widząc krasnoluda leżącego na łóżku.
- Bilbo?
Hobbit ze zdumienia przystanął, wpatrzony w ciemną postać podnoszącą się powoli z pryczy.
Oakenshield po raz pierwszy zwrócił się do niego po imieniu! Nie hobbicie, nie panie Baggins, nie niziołku... W tej chwili Bilbo uznał swoje imię za naprawdę bardzo ładne.
- Halo, Bilbo? - powtórzył Thorin, widząc dziwne zachowanie hobbita.
-T-tak, już idę - opamiętał się niziołek i ruszył ku mężczyźnie.
-Przyniosłem ci obiad? kolację? Śniadanie? - zaczął się zastanawiać, czym doprowadził do uśmiechu na posiniaczonej twarzy Oakenshielda.
- Posiłek? - podsunął tamten.
-Właśnie - włamywacz zaczerwienił się i podał krasnoludowi jedzenie.
-Dziękuję - odparł Thorin i zabrał się do spożywania.
Bilbo chciał odejść, by ten mógł w spokoju się posilić, jednak nigdzie nie było żadnego orła, a pod skalną półką ziała czarna otchłań.
- Halo!? - zawołał, jednak nikt się nie pojawił.
- Czemu krzyczysz? - spytał Dębowa Tarcza.
- Chciałem wrócić na swoją skałkę.
-Źle ci tutaj? - Thorin uniósł brew.
-Nie, ale powinieneś odpoczywać. Miałem ci tylko przynieść jedzenie, nie chcę przeszkadzać - wyjaśnił.
- Dopóki się nie drzesz, to nie przeszkadzasz - oznajmił Thorin i zrobił miejsce na swojej pryczy.
Bilbo podszedł do niego niepewnie i przycupnął na skraju łóżka. Thorin złapał go za rękaw i pociągnął, tak, że niziołek usiadł normalnie.
- Masz ochotę? - zapytał i wskazał na połowę nietkniętego królika.
-Nie, dziękuję już jadłem.
Nagle rozległo się głośne burczenie. Bilbo nieudolnie starał się ukryć fakt, że to jego brzuch protestował usłyszawszy odmowę.
-Nie ściągnij na nas lawiny - mruknął krasnolud i podał hobbitowi kawałek pieczeni.
Bilbo zamrugał ze zdziwieniem. Pierwszy raz Thorin przy nim zażartował.
- Tyle niespodzianek jednego dnia- pomyślał z uśmiechem i wgryzł się w soczyste mięso.
Po skończonym posiłku obaj ziewnęli i spojrzeli po sobie.
-Co robimy? - szepnął Bilbo.
-Śpimy.
-Jak?
-Normalnie- odparł Thorin, marszcząc czoło.
-Razem?!
-Widzisz inną opcję? Uspokój się, przecież cię nie zjem - powiedział Thorin, choć zastanawiał się nad tym chwilę.
-Zgoda - oświadczył Baggins.
Położyli się koło siebie na wąskim łóżku. W końcu rozgrzani swoimi oddechami usnęli opatuleni kocem.

⚔ARCYserce ⚔ - BagginshieldOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz