15/16122013 [1]

791 56 5
                                    

    Byłam pod wrażeniem, jak szybko zostawiła mnie kolejna osoba.

    Stojąc dłużej na gładkim betonie, gołymi stopami, bez kurtki, rękawiczek i czapki, tylko w zwiewnej, czarnej sukience i zdartych rajtkach, zaczynałam tracić czucie w palcach z powodu zimna.

    Los dał mi solidny cios, w sumie, w nastawiony polik. Straciłam wielu wartościowych ludzi przez pochopne ocenianie ich, a teraz sama staję się tego ofiarą. Nie mogłam nazwać się człowiekiem bez wad, bo miałam ich wiele. Miałam ich zbyt wiele, żeby czuć się dobrze w swoim ciele. Cóż, na pewno zrozumiałam lepiej swoje błędy, gdy mężczyzna, który był mi bliski zwyczajnie wyrzucił mnie z restauracji, w której byliśmy na kolacji. Miał szczęście, że jest właścicielem.

A teraz, kiedy stałam na tym moście, po tym ciekawym incydencie, zastanawiałam się, czy po prostu jest sens dalej to ciągnąć. Pocierałam zmarzniętymi dłoniami o siebie, patrząc w dal, kiedy światło ulicznych lamp odbijało się od mokrawej drogi. Ruch był mały, patrząc na to, że jest weekend, a Warszawa to wiecznie zatłoczone miejsce.

Szczerze, nie obwiniam Wincentego za to co zrobił. Byłam okropna, dalej jestem. Skrzywdziłam go, mimo że mi na nim zależało, ale jeśli przytaknęłabym na jego oświadczyny, pewnie skrzywdziłabym go jeszcze bardziej. Byłam kłębkiem niezrozumiałych nawet przez samą siebie emocji, a wizja spędzenia reszty swojego życia z facetem, którego nie byłam pewna, wcale nie było świetną opcją.

    Może zwyczajnie nie byłam gotowa na coś więcej.

    Albo nie trafiłam na osobę.

    I zrozumiałam to tej nocy.

― Przepraszam? ― jej głos zadzwonił mi w uszach. Nie był to głos znajomy, ale wtedy byłam pewna, że gdzieś go słyszałam. Brzmiał barwnie, lecz nieco smutno. Ale kto byłby wesoły w taki ponury i zimowy wieczór.

    Chyba wtedy to się stało. Polubiłam jej głos. I na tamten moment, tylko głos. Później było, jak mogłabym rzec, tylko gorzej. A raczej bliżej ostatecznego ciosu.

    Odwróciłam się nieznacznie w tył, a mój wzrok napotykał brunetkę średniego wzrostu. Byłam już pewna, że jej nigdy nie widziałam. Na pewno nigdy nie widziałam tak lśniących i ciemnych oczu, ani tak pięknego ciała, które przykrywała czerwona sukienka do kolan z dłuższym rękawem oraz czarna marynarka, a pod nią szara bluza, żeby zapewnić sobie ciepło.

Spoglądając na nią byłam w stanie się domyślić, że wyszła właśnie z jakiejś imprezy czy bankietu. Wyglądała tak drogo i pewnie.

― Nie jest ci zimno? ― spytała, gdy ja zatraciłam się w myślach, po czym objęła mnie ramieniem.

    Przez nią się uśmiechnęłam. Była bezpośrednia. Nie wstydziła się.

― W zasadzie ― wzruszyłam ramionami. ― Chyba przywykłam do tego mrozu.

― Jeśli nie chcesz się odmrozić, mieszkam niedaleko ― wskazała na kamienicę dwie ulice dalej. To miejsce wyglądało tak niewinnie, jak ona.

    Spoglądałam na nią dość sceptycznie. Dopiero się poznałyśmy, a takiego ruchu, czasami nie robią ludzie nawet po dziesięciu spotkaniach. Zresztą, co ona mogła mi zrobić? Zapewne wiele złego, ale nie myślałam o tym w tamtej chwili. Tą propozycją, jak się założę, przyciągnęła mnie do siebie jeszcze bardziej, niż swoimi oczami. Cisza, ciemne niebo, lampy, ledwo oświetlające ulicę.

    Kiwnęłam głową na znak zgody, a ona złapała mnie za rękę i ciągnęła przed siebie.

― Wzięłabym cię na ręce, gdyby nie fakt, że ledwo dźwigam siatki z zakupami ― śmiała się, a ja razem z nią. ― Ale masz ― podała mi swój szalik ― może dojdziesz w całości.

    Owinęłam ciepły materiał wokół szyi, chowając w nim nos. Było okropnie zimno, a ta kobieta ratowała mi życie. Kto wie, czy coś innego ruszyłoby mnie z tego przeklętego chodnika.

    W mojej głowie pojawiła się wizja wieczoru w dobrym towarzystwie i z jeszcze lepszym trunkiem. Pierwsze zetknięcie się z czarującą brunetką wydawało się wręcz płytkie, niewskazujące na coś, co mogłoby poprowadzić tę relację dalej. Czasami jest tak, że sama obecność tej osoby sprawia, że czujesz wewnętrzny spokój. Byłabym głupia, gdybym na starcie powiedziała, że skradła moje serce. Ale nie skłamałabym. W grudniu nie miałam tej świadomości.

Byłyśmy w jej domu, śmiejąc się, rozmawiając, jak najlepsze przyjaciółki, nie dając sobie żadnych znaków, lub nie widząc tych znaków.

    Nie byłam pewna, czy myślimy o sobie tak samo. Nawet nie miałam podstaw.

    Jedyne, czego byłam w stu procentach pewna tamtego wieczoru było to, że obie byłyśmy pijane i ledwo składałyśmy zdania. Przynajmniej dowiedziałam się, że brunetka ma na imię Julia. Nazwała mnie też swoim Romeem. W pewnym momencie chciała nawet, żebym wyszła przed kamienicę i stanęła pod balkonem, żeby tylko móc powiedzieć: "Romeo! Czemuż ty jesteś Romeo? Wyrzecz się swego rodu, rzuć tę nazwę! Lub jeśli tego nie możesz uczynić, To przysiąż wiernym być mojej miłości, A ja przestanę być z krwi Kapuletów."

    Więc była miłośniczką klasyków, albo dennych romansy.

    Zapadł już kompletny zmrok, a wina w kieliszkach wciąż przybywało, tak samo, jak tematów do rozmów. W końcu jednak i to musiało mieć swój koniec.

    Moja pijacka głowa mówiła, żebym szła do domu, a również pijane serce szalało na widok równie mocno upojonej właścicielki mieszkania. Coś mnie wtedy powstrzymywało od przyssania się do jej pełnych i malinowych ust, a co konretnie? Może złamane przed kilkoma godzinami serce, może coś innego.

    Ale czasami jest tak, że nie trzeba wielu dni, ani lat, żeby zakochać się na nowo.

    Mi wystarczyło wino.

PIEŚŃ KRUKÓW - (original story.)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz