6.

10.6K 401 207
                                    

Mike, to jest Jo. Jo, Mike — powiedziała Mélanie przedstawiając sobie swoich przyjaciół, a promienny uśmiech nie schodził jej z twarzy. Wpatrywała się w twarz swojej najlepszej przyjaciółki oczekując jakieś reakcji.

A Josie patrzyła na wprost jak urzeczona. Miała bowiem przed sobą najpiękniejszy obrazek jaki świat mógł namalować, czuła się jakby sam anioł zstąpił z niebios, a teraz wpatrywał się w nią swoimi niebieskimi przenikliwymi oczami. Miała przed sobą Micheala Moreau.

— Jo? — zmarszczył brwi chłopak, jednak na jego twarzy nie malował się choćby cień grymasu, a jedynie pogodny uśmiech.

— Tak! Ma na imię Joséphine, ślicznie czyż nie? — mówiła dalej dziewczynka.

— Kiedy przestaniesz zangielszczać imiona, Mél? — zapytał jej, choć nadal nie spuszczał wzroku z oniemiałej Josie.

— Ale Jo brzmi tak słodko! Nie uważasz? — zaśmiała się niewinnie, a kąciki ust chłopaka uniosły się ku górze.

— Niech będzie. Miło mi cię poznać, Jo — rzekł z uśmiechem i podał jej rękę, którą ta po chwili uścisnęła.

Otworzyłam oczy. Koszula nocna kleiła mi się do pleców, a pojedyncze włosy lepiły się do zalanego potem czoła. Znów to samo. Znów on, jego niebieskie tęczówki i jasne jak cytryny włosy.

Jestem już taka zmęczona, chciałabym nie śnić. Chciałabym zapomnieć.

Ale nie mogłam zapomnieć więc jedynie wstałam z łóżka i doczłapałam się pod prysznic, licząc, że może zimna woda zmyje ze mnie bolesne wspomnienia.

***

— Jedz szybciej, Josie — marudził Blaise. — Nie możemy spóźnić się na mecz!

— Jaki znowu mecz, Blaise? — zapytałam, choć znałam odpowiedź jeszcze zanim ten mi odpowiedział.

— Ślizgoni kontra gryfoni. No dalej! Musimy zająć najlepsze miejsca na trybunach! — Krzyczał podekscytowany.

— Ale ja wcale nie chce iść na żaden mecz — jęknęłam.

Co mnie obchodzi jakiś Quidditch.

— Owszem, chcesz — powiedział hardo, tonem nie przyjmujący sprzeciwu.

Westchnęłam cicho ale pokornie odłożyłam na talerz nadgryzioną bułeczkę i poczłapałam z nim do wyjścia z Wielkiej Sali.

— Draco, masz się postarać! — powiedział podekscytowany. Jednak osoba, do której zostały skierowane te słowa nawet się nie spojrzała na Zabiniego, w spokoju konsumując posiłek.

W końcu dotarliśmy na miejsce, do którego droga niesamowicie mi się dłużyła - Blaise raczył mnie monologiem na temat wszystkich zawodników i porównywał ich siły, nie zważając czy go w ogóle słucham. Zasiedliśmy na trybunach, które nim się zorientowałam, w całości zostały wypełnione przez ślizgonów. Spojrzałam na Blaise'a, który poprawiał właśnie swój szalik w barwach domu.

— Cześć, Joséphine — usłyszałam obok siebie i spojrzałam na chłopaka, który usiadł obok mnie.

— O, jednak przyszedłeś — mruknęłam do Notta, gdy ten wygodnie się usadowił.

— Ta. Malfoy dziś nie gra — powiedział, a Blaise, który do tej pory nie zwracał na niego uwagi, wytrzeszczył oczy w zdziwieniu.

— Co? Czemu?

— Podobno jest chory — odrzekł Teodor i wzruszył ramionami.

Ślizgonka • Draco MalfoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz