Dni mijały szybko, zaczynałam myśleć, że trwają one zaledwie kilka minut, ulotną chwilę, która już zaraz miała odejść w zapomnienie. Dotarłam do momentu, w którym każda godzina zlewała się w następną, tak, że nie byłam w stanie stwierdzić co się właściwie ze mną działo. Zupełnie jakbym żyła w śpiączce, w której niemożliwym jest się obudzić.
Jednak o jednym nie umiałam zapomnieć - o tajemniczej osobie przesiadującej w Pokoju Życzeń.
— Joséphine, to już podchodzi pod obsesję — powiedział któregoś razu Teodor, gdy zniknęłam bez śladu, a on był rzecz jasna jedyną osobą, która wiedziała, gdzie wtedy się znajdowałam. — Nie możesz każdej wolnej chwili spędzać nad przesiadywaniem tam.
— Ależ mogę, Nott. Dopóki nie dowiem się kto i w jakim celu okupuje całymi dniami Pokój Życzeń, nie przestanę tam chodzić.
Teodor jedynie westchnął i wszedł za mną do sali od transmutacji. Zajęliśmy swoje miejsca w ławce i patrzyliśmy jak profesor McGonagall rozdaje wypracowania.
— Niektórym poszło naprawdę nieźle, jednak niektórym — zrobiła pauzę, wręczając mi pergamin — naprawdę kiepsko — spojrzała na mnie znacząco i poszła dalej. Spojrzałam na swoją pracę i na wielkie O w rogu kartki. Nott nijak tego nie skomentował, bawiąc się piórem w dłoni.
— Co dostałaś? — dobiegł mnie szept Blaise'a, kątem oka dostrzegając jak zezuje ze swojej ławki, by dostrzec moją ocenę. Zignorowałam go i pośpiesznie zwinęłam wypracowanie do torby.
— Dobrze, a więc dzisiaj zajmiemy się...
— Wiesz, nie chcę nic mówić, Joséphine, ale gdybyś posiedziała chwilę dłużej nad książką, a nie Pokojem Życzeń, może dostałabyś lepszą ocenę — usłyszałam Notta.
— Skoro nie chcesz nic mówić to zamilcz — rzuciłam, co zabrzmiało ostrzej niż było to zamierzone.
— Joséphine, po prostu się o ciebie martwię.
— Cisza! Slytherin traci pięć punktów — rozległ się grzmiący głos McGonagall, co wraz z moim wrogim spojrzeniem, jakie mu posłałam, zakończyło wszelką dyskusję.
***
— Wszystko dobrze, Jo? — zagadnął mnie Zabini po lekcji. — Ostatnio jesteś jakaś nieobecna.
— Wszystko w jak najlepszym porządku — odparłam wesoło.
— Cieszę się, a jak ci idzie przygotowywanie się na przyjęcie u Slughorna? To już za kilka dni, masz kogoś na oku, kogo byś chciała zaprosić? — spytał zaintrygowany.
— Hmm, nieszczególnie. Chyba przyjdę sama — powiedziałam szczerze.
— A nie myślałaś by zaprosić Notta?
— To ci dopiero swatka się znalazła! Daj spokój, Blaise. Poza tym Nott nie pała sympatią do jakichkolwiek spotkań i zgromadzeń, gdzie jest tyle osób.
— Może i nie, ale na pewno zrobiłoby mu się miło, że o nim pomyślałaś — drążył dalej Ślizgon.
— A ty kogo zapraszasz, Panie Przemądrzały? Może Ginny Weasley? — rzuciłam luźno, tym samym trafiając prosto w czuły punkt.
— Upadłaś na głowę, czy co? Ja z tą Zdrajczynią Krwi? — odparł obruszony.
— Zdrajczyni Krwi, czy nie, ona ci się podoba — stwierdziłam i z zadowoleniem przyjęłam jego zakłopotanie.
— Skąd taki pomysł!
— Co tam, o czym tak gadacie? — zapytała Pansy Parkinson, która nagle znalazła się przy nas.