16

4.1K 319 179
                                    

Nie odstępowałam chłopaków ani na krok. Bez większych problemów dostaliśmy się pod dom. Był ogromny, jeszcze większy niż sobie tylko mogłam wyobrazić.

To co robimy? Nie mogliśmy zwyczajnie zapukać i poprosić o Michaela, jak sąsiada o cukier.

Jeongin, Minho i Woojin ruszyli w stronę tyłów domu, planując znaleźć tam jakieś wejście. Zwinni i szybcy, zniknęli z pola widzenia, kryjąc się w cieniu. Pozostali chłopcy pilnowali sytuacji na zewnątrz, obserwując otoczenie i sprawdzając, czy ktoś nas nie zauważył.

Chan szedł na czele, poruszając się pewnie, jakby doskonale wiedział, dokąd zmierza. Za nim podążali Seungmin i Changbin, ich kroki były ciche i ostrożne. Weszłam do domu jako ostatnia, starając się nie wydawać żadnego dźwięku. Czułam, jak serce bije mi mocno w piersi, ale starałam się zachować spokój.

W środku panowała półmrok. Przesuwaliśmy się korytarzami, starając się nie zwracać na siebie uwagi. Każdy krok był dokładnie przemyślany, każdy ruch precyzyjny. Chan sygnalizował nam, kiedy się zatrzymać i kiedy ruszyć dalej. Czułam, że wszystko wisi na włosku, a każde najmniejsze potknięcie może nas kosztować bardzo wiele.

W końcu dotarliśmy do schodów prowadzących na górę. Chan dał znak, żebyśmy się zatrzymali. Wsłuchaliśmy się w odgłosy domu, starając się wyłapać jakiekolwiek dźwięki, które mogłyby nas ostrzec przed niebezpieczeństwem.

- Góra -wskazał na Changbina, po czym skierował się do Seungmina - dół.

Chłopcy rozeszli się w swoje strony a ja pozostałam z Chanem. Trzymałam się blisko niego, starając się nie odstępować na krok. Nagle zatrzymał się i odwrócił w moją stronę. Uniósł koszulkę, odsłaniając na chwilę swoją wyrzeźbioną klatkę piersiową, i wyciągnął jeszcze jedną broń. Wyciągnął ją do mnie. Spojrzałam na niego z przerażeniem. Po co on mi ją daje? Przecież nigdy w życiu nie używałam broni. Jak mam sobie z nią poradzić? Czy miałabym kogoś postrzelić? On chyba oszalał.

– Co mam z tym zrobić? – wyszeptałam, czując, jak moje dłonie drżą.

Chan spojrzał mi prosto w oczy, jego wyraz twarzy był poważny, ale spokojny.

– Na wszelki wypadek – powiedział cicho.

Przełknęłam ślinę, czując, jak mój niepokój narasta. Powoli wzięłam broń do ręki, czując jej zimny metal na skórze. Była cięższa, niż się spodziewałam, a jej obecność w mojej dłoni wydawała się nierealna. Włożyłam ją do tylnej kieszeni i zasłoniłam bluzą, starając się, aby była niewidoczna. Chan dokładnie się nasłuchiwał przy każdych zamkniętych drzwiach, czy ktoś jest w środku, aż do naszych uszu nie dotarły głosy mężczyzn. Z tego co mi się wydaje, była ich tylko dwójka. Chan po cichu podszedł w stronę dochodzących głosów. Rzeczywiście, było ich tylko dwoje. Siedzieli przy stole, pijąc jakiegoś drinka. Zanim jednak zdążył wejść do środka i zaskoczyć ich zza rogu, w domu rozległy się strzały. Trzy, dokładniej mówiąc. Podskoczyłam ze strachu. To w piwnicy ktoś zaczął strzelać.

"Boże, tylko nie Seungmin" pomyślałam.

- Co tam się do cholery dzieje? -powiedział jeden z nich, wstając od stołu. Był zdecydowanie lepiej zbudowany od tego drugiego, wyróżniała go również jego broda.

- Kurwa.. -powiedział drugi, gdy Chan wkroczył do pokoju. Zostałam na korytarzu, nie wiedziałam co robić. Chan wymierzył bronią w jednego z nich.

-Bang? - odezwał się brodaty. -Chris Bang?

-Kopę lat, Emir.

Czyli to właśnie jest syn tego całego Hakana Kary? Nagle poczułam czyjąś rękę na moim ramieniu. Świetnie, złapano mnie. Po chwycie, jestem pewna że jest to nienajdrobniejszy mężczyzna. Pchnął mnie do przodu, zmuszając do wejścia za Chrisem

-Nie przedstawisz mi swojej żonki? -rzucił Emir. Poczułam jak mężczyzna przykłada mi coś do głowy, dokładnie wiedziałam, co to było. Chan odwrócił głowę w moją stronę i nie uszło mojej uwadze, jak natychmiastowo zbladł. Tego najwyraźniej nie zaplanował. No super, czyli co teraz będzie?

-Ładna jest...dobry wybór. -pochwalił. W innym miejscu, innym czasie, innej sytuacji, słysząc te słowa, zrobiłoby mi się miło. Ale teraz..teraz to może je sobie wsadzić w zad.

- Nie za gruba? -podpuścił go ten drugi.

Spojrzałam na nich z dezaprobatą. Jak mogli tak bezczelnie rozmawiać o mnie, jakbym była tylko rzeczą na ich sprzedażnym stole? Czułam gniew wzbierający we mnie, ale wiedziałam, że teraz muszę zachować zimną krew. Nie mogłam pozwolić, aby ich słowa mnie załamały. Potrzebowałam teraz wszystkich sił, żeby przejść przez to.

-Ty świnio. -nie wytrzymałam. Ja mu zaraz pokażę. Próbowałam się wyrwać i coś mu zrobić, ale ręka tego goryla mi na to nie pozwoliła.

Emir zaśmiał się szyderczo.

-Broń -wskazał ręką na pistolet, który Chan trzymał w ręku, nadal mierząc nim w syna Hakana. Schylił się powoli i położył broń na ziemię. Co on do cholery wyrabia? Teraz już po nas.

Emir gestem ręki pokierował ku Chrisowi. Goryl znów pchnął mnie do przodu, stawiając obok Chana. Następnie podniósł broń i wymierzył ją w nas. Chan i ja staliśmy nieruchomo, czując, jak adrenalina w naszych żyłach buzuje. Emir wyglądał na zdecydowanego, a jego towarzysz nie wyglądał na kogoś, kto miałby się wahać. Znaleźliśmy się w sytuacji bez wyjścia, otoczeni przez wrogów, bez broni, bez planu. Chociaż pokładałam nadzieję, że Chan jednak jakiś plan miał. Musiał mieć. Spojrzałam na niego z nadzieją, szukając w jego oczach jakiejkolwiek wskazówki, jak wyjść z tej sytuacji.

Zachował spokój, jego spojrzenie było skoncentrowane, jakby przemyślał każdy możliwy ruch. 

Zaczęło się, padały strzały z zewnątrz. Jeden po drugim. Mam nadzieję, że to nie do naszych. Młody Kara opuścił rękę i odłożył broń na stół.

-Pilnujcie ich. -powiedział do dwóch pozostałych. Nie powiedział nic więcej, zostawił nas i wyszedł na zewnątrz.

Mężczyzna - goryl, przysunął dwa krzesła, stawiając je tyłem do siebie.

-Siadać. -rozkazał. Chan bez słowa zajął miejsce. Posłusznie usiadłam na drugim krześle, a gdy już chciałam się oprzeć, coś mi na to nie pozwoliło. Pistolet! Przecież mam przy sobie broń. Jak mogłam zapomnieć?

- Zwiążmy im ręce -skierował się do komody, w której szufladzie zaczął czegoś szukać. Wiedziałam, że to teraz albo nigdy. Musiałam działać szybko, zanim nasz przeciwnik zdążył zrealizować swoje plany. Czujność wzmagała moje zmysły, a adrenalina sprawiała, że wszystkie myśli krążyły mi w głowie jakby w wirze.

-Chris - szepnęłam, lekko odwracając głowę w jego stronę. Usłyszał mnie. - Tylna kieszeń -dodałam. Mam nadzieję, że domyśli się o co chodzi.

-Cicho tam! -krzyknął mężczyzna, nadal grzebiąc w szufladzie.

Poczułam nagle czyjś dotyk na moich plecach, jego ręka była tak zimna. Wzdrygnęłam się, gdy palce przesuwały się po mojej skórze, wywołując dreszcze. Co on do cholery wyrabia? Chwilę później jednak zjechał ręką do broni i pospiesznie ja wyjął. Nim się obejrzałam, padł pierwszy strzał, a od razu po nim drugi.

- Co tam się dzieje? - głos dochodził z korytarza.

- Wychodzimy - zarządził Chris. Złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę drzwi, prowadzących bezpośrednio na zewnątrz. Jeszcze przez ułamek sekundy byłam w stanie zobaczyć ciała leżące na ziemi.

; i know you - bang chan [KOREKTA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz