17

4K 306 113
                                    

Było strasznie ciemno. Razem biegliśmy w  stronę lasu. Razem. Nie puścił mojej dłoni, aż nie dotarliśmy do drzew. W momencie, gdy się zatrzymaliśmy, poczułam, jakby całe moje ciało płonęło od wytrwałego wysiłku. Zdałam sobie sprawę, jak słaba mam kondycję. Próbowałam uspokoić oddech, ale każdy wdech przynosił jedynie więcej niepokoju. Wokoło panowała absolutna ciemność, tylko szelest liści i odgłosy nocnych ptaków przerywały napiętą ciszę. 

- Wracam do środka, a ty tutaj zaczekaj - rozkazał i znowu wcisnął mi pistolet do ręki. Czy on zamierzał wrócić do środka bez jakiejkolwiek broni? - Jeśli ktoś się zbliży, nie panikuj, tylko strzelaj.

On jest nienormalny. Wróci tutaj po mnie? Dopiero co, nie chciał zostawiać mnie samej w lesie, a teraz co? Zanim jednak cokolwiek powiedziałam, ruszył z powrotem w stronę domu. Świetnie.

Jestem zdania na siebie. Muszę się wziąć w garść. Oparłam się plecami o drzewo i czekałam. Czekałam na Chrisa. Nie mogłam sobie pozwolić na strach czy wahanie. Musiałam być gotowa na każdy możliwy scenariusz, czujna i gotowa do działania. Teraz, gdy byłam samotna w ciemnościach lasu, tylko moja determinacja mogła mnie ocalić.

Uważnie przyglądałam się domowi, zastanawiałam się, czy Michael jeszcze jest środku i czy żyje. Jeśli Michael tego nie przeżyje, chyba osobiście poproszę Chana o to, by mnie zastrzelił.

Jesteśmy tutaj już dość długo. A jeśli  dotychczas go nie wydostali, nie oznacza to nic dobrego.

Nie widziałam żadnej żywej duszy odkąd Chan ponownie wrócił do środka. Od tamtego momentu minęło około 10 minut.

Nagle z domu wybiegło trzech mężczyzn. Rozdzielili się i każdy z nich pobiegł w inną stronę, kierując się w stronę lasu. Na moje nieszczęście, jeden biegł prosto w moją stronę. Nie był to nikt z chłopaków. Widok zbliżającego się obcego wywołał we mnie falę lęku, ale wiedziałam, że muszę zachować zimną krew i być gotowa na każdą ewentualność. Stanęłam za drzewem, próbując ukryć się przed mężczyzną. Dokładnie słyszałam kroki i dźwięk łamiących się gałęzi. Serce zaczęło mi szybciej bić, a ręce pocić. Ściaśniłam chwyt na broni, by przypadkowo mi nie upadła.Mężczyzna zatrzymał się na chwilę, rozgladając się w około. Na moje nieszczęście, ujechała mi noga i upadłam na ziemię. Jesli tego nie usłyszał, musiałby być głuchy. Przeklnęłam w myślach.

Wyszedł zza rogu, stając przede mną, co pozwoliło mi, lepiej mu się przyjrzeć. Mężczyzna miał ciemne włosy i lekki zarost, w dodatku był dobrze zbudowany. Na jego twarzy zawidniał zawadiacki uśmieszek.

- Kogo my tu mamy? - powiedział zadowolony. Ręką sięgał do swojej broni, którą miał przy sobie. Nie, nie zginę tak po prostu.

Bez zastanowienia podniosłam broń, którą dał mi Chris. Gdy usłyszałam czyjeś kroki, zadziałał impuls. Idzie ich więcej?

Strzeliłam do ciemnowłosego.

Trafiłam. Kula przebiła jego bok, zaskoczony, wytrzeszczył oczy, ale po chwili upadł na ziemię, kładąc się na plecach.  Poczułam chwilową falę ulgi, wiedząc, że udało mi się obronić przed zagrożeniem.

Ale co j-ja zrobiłam?

Czy ja właśnie strzeliłam do człowieka? Co się ze mną stało? Wcześniej, nigdy w życiu nie byłabym do tego zdolna. Ale...żyję. Ten psychopata zmienia mnie na złe. Byłam pewna, że wolałabym zginąć niż kiedykolwiek kogoś zabić. A jednak pociągnęłam za spust.

- Blair -usłyszałam znajomy głos. Chris przysiadł się tuż obok mnie i złapał za ramiona. - Cała się trzęsiesz. 

Odwrócił się i spojrzał z pogardą na leżącego mężczyznę. Nagle poczułam, jak serce bije mi coraz szybciej. Wszystko to było zbyt wiele, zbyt przytłaczające. Strzeliłam do człowieka. To byłoby niemożliwe, gdyby nie sytuacja, w jakiej się znaleźliśmy. Ale czy to mnie jakkolwiek usprawiedliwia? To wszystko jego wina. Co on ze mną robi? Nie chcę być taka jak oni i wcale nie jestem. Zostałam do tego zmuszona. Odrzuciłam jego dłonie i odepchnęłam od siebie. Nie chciałam by mnie dotykał. Nie potrafiłam również dłużej powstrzymać łez.

Ostrożnie wstałam na nogi.

- Zabierz mnie stąd. - nakazałam krótko.


Chan szedł  jako pierwszy, a ja tuż za nim. Przez całą drogę nie odezwaliśmy się słowem.  Po kilku minutach dotarliśmy pod samochód. Po chłopakach nie było ani śladu. Zastanawiało mnie, czy wszyscy bezpiecznie z tego wyszli. Dopiero teraz, gdy już trochę oprzytomniałam, przypomniał mi się Michael.

- Co z moim bratem? - spytałam.

- Żyje. Jest z Woojinem.

Ogromny kamień spadł mi z serca, słysząc jego słowa. Nie pragnęłam niczego więcej. Tylko to. Michael żyje. Niepewność, która mnie dręczyła, ustąpiła miejsca uldze. Wiedząc, że Michael jest bezpieczny, poczułam, jakby całe moje ciało odrobinę się zrelaksowało. Wsiadłam do samochodu i oparłam głowę o szybę, przymykając oczy. Myślałam o wszystkim i o niczym, lecz w pewnym momencie pokazała mi się twarz mężczyzny z lesie. Poczułam ból w klatce piersiowej. Miałam ogromne wyrzuty sumienia. Przestałam winić o tą sytuacje Chrisa, a zaczęłam obwiniać siebie.

Byłam tam sama. Nie musiałam strzelać, mogłabym po prostu zginąć. Nie musiałabym dłużej żyć w jednym domu z nim i jego rodziną. Nie byłabym dłużej uwięziona. Byłabym wolna...na wieki.

Dlaczego więc strzeliłam? Co mną kierowało?

Dlaczego Chris poszedł uratować Michaela, przecież nie musiał tego robić? Nie musi się ze mną użerać, a robi to. Wiem, że nie jest mu ze mną łatwo. On mnie nawet przy sobie nie chce. Dlaczego więc to wszystko?

- Czego ty ode mnie chcesz? - palnęłam.

‐------------------‐
(22.07.2019)

!!!UWAGA!!!
Jutro (23.07.) pojawi się ostatni rozdział w tym tygodniu. Jestem na kursie języka angielskiego...-> jestem na nim od rana do wieczora..

Przepraszam jak najmocniej! 😭❤

Następne rozdziały od niedzieli - (28.07)



; i know you - bang chan [KOREKTA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz