008

136 12 24
                                    

Chwilę po wydobyciu się z tych rozkosznie różowych ust zgorzkniałych, dotkliwych słów pamiętałeś jak przez mgłę. Zbyt bardzo skupiłeś się na odczuwalnym, przeszywającym bólu w klatce piersiowej, który nie należał do rodzaju tych fizycznych dolegliwości, lecz swoją intensywnością przysporzył ci nieznośne cierpienie psychiczne. Nigdy w życiu Kamilu nie miałeś złamanego serca. Nie wiedziałeś jak to jest to odczuwać, przeżywać czy trwać w tym stanie, ale śledząc przesiąkniętymi błękitem tęczówkami pozbawionymi blasku krople srebrzystego deszczu źrebiące tor na tafli szkła jakim było okno taksówki jakimś zdumiewającym trafem wiedziałeś, że tego właśnie doświadczyłeś. Sposób w jaki oznajmiła ci, że jej wszelkie uczucia względem ciebie wygasły poćwiartował twoje serce na strzępki. Niebo totalnie utożsamiało się z twoim obecnym nastrojem i dołączyło do twojej wewnętrznej rozpaczy. Zaserwowało ci swoje towarzystwo niczym Fornal, który gdyby tylko wiedział usiadł by z tobą na kanapie w bełchatowskim mieszkaniu i rozlał przeźroczystą ciecz do kieliszków, klepiąc cię pocieszająco po ramieniu i wysilając się na ten ciepły, pokrzepiający uśmiech. Mimowolnie kąciki twoich ust poderwały się ku górze na tą myśl. Z głową wspartą na dłoni podziwiałeś otulony w wyrazistym żywiole Paryż, a w twojej głowie kłębiło się zdecydowanie za dużo myśli. Westchnąłeś głośno nad zaistniałą sytuacją, czym przywołałeś na siebie zaciekawione spojrzenie kierowcy i zerknąłeś przelotnie na ekran telefonu, by wybadać ile zajęło ci uporanie się z własnymi uczuciami. Zdziwiony zadarłeś brwi, gdy wyświetlacz ukazał ci dziesiątą wieczorem.

− Dobranoc. − rzuciłeś w stronę mężczyzny, zatrzaskując za sobą drzwi po uregulowaniu opłaty. − By to chuj. − zakląłeś pod nosem, uderzając czubkiem buta w pobliski kamień.

Wsunąłeś dłonie w kieszenie spodni i przekroczyłeś próg budynku, by po chwili znajdować się już w zaciszu swojego hotelowego pokoju. Zapewne wydasz na niego majątek, gdy w twoje dłonie trafi rachunek z tego kilku dniowego pobytu, lecz jedyne czym skomentować możesz tą myśl to wzruszenie ramion, bowiem teraz nie obchodziło cię to zupełnie. Wsiadając w samolot na lotnisku w stolicy Polski uznałeś, że było warto dokonać rezerwacji w tym miejscu. Teraz także tak sądziłeś, bowiem nie zamierzałeś się podawać, choć postawa Wojciechowskiej totalnie odcięła ci prąd, lecz musiałeś się postarać. Jak nie dla niej, to dla Mariki, którą cholernie chciałeś poznać i pragnąłeś, aby doświadczyła smaku ojcowskiej miłości. Kiedyś może machnąłbyś dłonią na osobę Marceliny, stwierdzając, że jak nie z nią ci się uda to z inną , ale teraz nie byłeś tym zepsutym do szpiku kości, Droszyńskim. Obecnie istniałeś jako ten Kamil pełen pokładów dobra i dochodzenia do sukcesów ciężką, zawziętą walką. Ambicja nie pozwała ci odpuścić. Nie kiedy cena zwycięstwa była tak wysoka i brzmiała " Marcelina Wojciechowska i wasza córka, Marika".

− I jak?! − wrzasnął podekscytowany Fornal do słuchawki, kiedy przyłożyłeś telefon do ucha po odebraniu połączenia przychodzącego.

− Spierdoliło się na amen. − sapnąłeś, opadając plecami na łóżko.

− Żartujesz sobie ze mnie?! Co tym razem odjebałeś?! − słyszałeś jego ciche westchnięcie, które zapewne wyrażało pobłażanie nad twoją osobą. − Przeleciałeś ją na szafce w kuchni?!

− Jezu, Fornal! Nie! − przyłożyłeś sobie z otwartej dłoni w czoło. − Po prostu ona mnie już kurwa nie kocha. − oznajmiłeś z wyraźną nutą zawiedzenia i smutku w głosie.

− Co?! Nie! Co ty pleciesz?! To niemożliwe! − mogłeś się założyć, że teraz okręcał głową z niedowierzaniem.

− Pomyliłeś się, Fornal, choć tak bardzo chciałem byś się nie mylił. − westchnąłeś przygnębiony.

− Boże, jaki ty jesteś przybity. Nie widzę cię, ale twój głos... Masakra jakaś.- ubolewał nad twoim stanem przyjaciel.− Jednak ja się nie myliłem. Ona cię kurwa kocha! − zapewniał cię. − Na pewno tak jest, więc walcz mi tam kurna jak na jakiś igrzyskach i bez was jako para nawet mi nie wracaj. Choć o co ja się martwię. Przecież kupidynek...

Your eyes like the ocean. Beautiful, but also treacherous.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz