003

147 14 20
                                    



Natłok myśli dudnił w twojej głowie, powodując spustoszenie w twoim umyśle. Wodziłeś wzrokiem od twarzy miedzianowłosej do tej należącej do jej małej kopii z rozdziawionymi ustami. Przytłoczenie uderzyło w ciebie falą, lecz po chwili jakby odzyskałeś logiczne myślenie. Uformowałeś dłonie w pięści, a każdy mięsień w twoim ciele napiął się pod wpływem zalewającej się w zadziwiająco szybkim tempie frustracji. Zadarłeś głowę ku górze i zaglądnąłeś w oczy Marceliny, układając usta w cynicznym uśmiechu. Przez moment do twojego wnętrza dobiło się stare oblicze Kamila Droszyńskiego, który drwił ze wszystkiego i wszystkich, wyszydzał. Prychnąłeś pod nosem i pokręciłeś z niedowierzaniem głową. Inaczej wyobrażałeś sobie to spotkanie po latach. Miałeś ją tulić w swoich ramionach, przepraszać, błagać o litość, o wybaczenie, a tymczasem jedyne na co miałeś ochotę to okręcić się na pięcie i wyjść. Po chwilowej walce ze samym sobą tak właśnie postąpiłeś.

− Marika, zaczekaj tutaj. − jej nakaz dotarł do twoich uszu. − Mama zaraz wróci. − jej głos drżał pod wpływem przerażenia.

Po chwili do twoich uszu dobiegł odgłos obijających się o schody stóp. Zbiegała po nich najszybciej jak tylko to było możliwe, a ty uśmiechnąłeś się blado pod nosem. W twojej wyobraźni przypuszczałeś, że to ty będziesz podążał za nią sprintem, bowiem na sam twój widok mogłaby się oddalić. Cała ta sytuacja jednak odwróciła się o 180 stopni i nie wiedziałeś czy bardziej cię to bawiło czy smuciło. Pchnąłeś drzwi od klatki schodowej i zdyszany przystanąłeś na dworze, łapiąc zachłannie chłodne powietrze, bowiem niebo znajdujące się nad twoją głowa przybrało barwę grafitu i zwiastowało zbliżającą się ulewę. Nawet pogoda utożsamiała się z twoim nastrojem, Kamilu.

− Kamil! − wykrzyknęła, chwytając cię za łokieć. − Kamil, do cholery! Poczekaj! Daj mi to wszystko wyjaśnić! − wydzierała się, próbując cię przekonać do jej wysłuchania, mierząc twoją twarz błagalnym wzrokiem.

− Zabawne, bo myślałem, że to ja będę cię musiał błagać o szansę wytłumaczenia się, a niespodziewanie czynisz to ty.− skwitowałeś całe to zamieszanie bladym uśmiechem.

− Posłuchaj... − rozpoczęła łagodnie, ale natychmiast jej przerwałeś.

− Jak mogłaś przed mną zataić, że mam córkę?! Że mamy córkę?! − dałeś upust swojej wściekłości, mierząc ją pełnym niedowierzania spojrzeniem. − W głowie mi się to nie mieści. To ty zawsze byłaś tą racjonalną osobą w naszej relacji, a teraz... Wiem, że cię zraniłem, że zachowałem się jak dupek, ale nie miałaś do tego prawa... − wypowiedziałeś rozżalonym tonem głosu, gestykulując dłońmi.

− Przepraszam. − skruszona spojrzała ci głęboko w oczy. − Wiem, że zachowałam się nie najlepiej, że zasługiwałeś na prawdę, ale spróbuj mnie zrozumieć. Skrzywdziłeś mnie, Kamil. − oświadczyła ci zbolałym głosem. − Wiedziałeś, że jestem w tobie zakochana i perfidnie to wykorzystywałeś, a gdybym nie była taka uparta i ci się nie opierała to jeszcze pewnie nie raz wylądowałabym u ciebie w łóżku. − westchnęła głęboko.

− Dlatego też przyjechałem to naprawić. Zmieniłem się. − popatrzyłeś jej głęboko w oczy. − Tak mi przykro, że cię wtedy tak potraktowałem, lecz gdyby nie to nie byłbym teraz taki jak jestem. Zmieniłaś mnie, Marcyś. − cień uśmiechu zabłąkał się na twoich ustach.

Dostrzegłeś malujące się na jej twarzy zdziwienie oraz drgnięcie jej brwi ku górze, gdy w pieszczotliwy sposób zdrobniłeś jej imię. Zapewne się tego nie spodziewała, ale nowy Kamil właśnie taki był. Czuły względem Polki, która zamieszkać się zdecydowała we Francji. Już nie spychałeś swoich uczuć na dno serca, zabezpieczając ich szyfrem, który tylko ty znałeś. Teraz otwarcie stawiałeś czoła swojej sytuacji miłosnej z Wojciechowską, rozmawiając o niej niejednokrotnie z przyjaciółmi. Zniwelowałeś dzielący was dystans i nawiązałeś z nią niemęczący kontakt wzrokowy. Opuszkiem palca musnąłeś jedwabistą skórę jej zaróżowionego policzka, za którego barwę zapewne odpowiadał twój intensywny wzrok wymierzony w jej osobę. Wodziłeś dłonią po nim dłonią, a w powietrzu dało się usłyszeć odgłos twoich kącików ust wznoszących się ku górze. Jej szmaragdowe tęczówki rozbłysnęły i rozjaśniły się pod wpływem twojej pieszczoty. Doskonale zdawałeś sobie sprawę jak oddziaływałeś na 26-latkę i w pełni z tego wpływu korzystałeś. Słyszałeś jak zachłysnęła się powietrzem, gdy opuszkiem palca otarłeś się o brzeg jej dolnej wargi, a później przeciągnąłeś nim po jej linii. Chciałeś się nią nacieszyć. Chłonąć jej bliskość. Nie chciałeś natomiast niczego wykonać zbyt szybko, aby jej nie spłoszyć lub nie zasłużyć na siarczysty policzek, dlatego walczyłeś z samym sobą, aby jej nie pocałować. Krople deszczu drasnęły twoją skórę na twarzy, a po chwili dostrzegłeś je źrebiące tor ruchu na dekolcie dziewczyny, na które opadały po ześlizgnięciu się z jej policzków. Chwilę później jej włosy nasiąkły wilgocią, jej ciało drżało pod wpływem chłodu opadów, które spotykały się z jej skórą, a ty zamiast pociągnąć ją pod zadaszenie lub zaproponować wejście do budynku wpatrywałeś się w nią i nie mogłeś się nadziwić jak urodziwa była. Pięknie komponowała się ze skąpanym ciemnością otoczeniem. Delektowałeś się widokiem przemoczonej przed tobą kobiety, która ani także myślała przerwać tą chwilę słabości względem siebie. Poddałeś się. Ująłeś jej twarz w swoje wielkie dłonie i spoiłeś wasze usta. Marcelina nie protestowała. Czułeś, że oboje tego potrzebowaliście. Zatopiła palce w twoich włosach, oddając pieszczotę z nie mniejszym zaangażowaniem niż ty. Jej aksamitne wargi idealnie współgrały z twoimi, poddając się niewymagającym wiele rytmowi, bowiem wasze języki nie walczyły o dominacje. Uległy sobie nawzajem. Muskałeś jej usta subtelnie, czule, delektując się nimi w pełni, bowiem tego łaknąłeś. Nie miałeś zamiaru się spieszyć. Czyniłeś to wręcz ślamazarnie, wolno, chcąc rozkoszować się każdym drobiazgiem. Jej słodki posmak wprawił cię w euforie. Wreszcie twoje ciało wypełniła znajoma fala ciepła, a ty po prostu czułeś się szczęśliwy, Kamilu. Pogłębiła pocałunek, a ty zsunąłeś dłonie na jej zgrabne pośladki, wbijając w nie swoje smukłe palce. Teraz przeszedł on w znacznie zaawansowaną fazę. Napierałeś na jej wargi, pieszcząc swoim językiem jej podniebienie i tym samym przejąłeś inicjatywę. Wlałeś cała swoją tęsknotę w tą wymianę. Żar, namiętność, pożądanie. Tego nie dało się nie odczuć. Nie dało się wobec tego przejść obojętnie. Rzęsisty deszcz uderzał w wasze sylwetki, wsiąkając w materiał waszych ubrań, ale to was wcale nie obchodziło. Liczyło się tylko to, że po sześciu latach znowu możecie tonąć w swoich objęciach.

− Kamil, lepiej będzie jak już sobie pójdziesz. − odezwała się Wojciechowska po oderwaniu się od ciebie, posyłając ci nikły uśmiech. − Muszę do niej wracać.-wskazała dłonią na budynek.

− Jasne. Masz rację.− skinąłeś głową. − Potrzebuję ochłonąć. − stwierdziłeś, chowając dłonie w kieszeniach spodni.

− Ja też. − szepnęła Marcelina, spuszczając głowę zawstydzona. − Cześć!

Nie odpowiedziałeś. Okręciłeś się na pięcie i ze wzrokiem wbitym przed siebie rozpocząłeś wędrówkę do hotelu, bowiem potrzebowałeś ostudzić gorące, szalejące w twojej głowie myśli. Ich nadmiar przegrzewał twój umysł, a ty potrzebowałeś sobie wszystko poukładać. Wydarzenia dzisiejszego dnia to był dla ciebie zdecydowanie zbyt duży ciężar, Kamilu.

− Fornal? Już jesteś martwy! − wykrzyknąłeś do słuchawki, gdy przyjmujący zaakceptował połączenie.




Hello! ^^

Jeżeli czekałyście na nowość w napięciu, to możecie zawdzięczać ją Karo, która namówiła mnie na jej przedwczesną publikację :D Ostrzegam jednak, że kolejnego szybciej nie dodam, nie ma opcji haha :D Trzeba wyczekać swoje moje drogie! ^^ Kamil nieco się poddenerwował na Marcelinę, ale chyba ostatecznie jest pomiędzy nimi w porządku, lecz czy na długo? Widać, że chemia pomiędzy nimi nie ostygła, nie została ugaszona przez tak długi okres niewidywania się. Kolejna część w weekend ^^ Mamy tutaj fanki Bedniego? :D Pod wpływem impulsu powstała bowiem historia poświęcona temu przystojnemu przyjmującemu ;3 Będzie dramatycznie, zawikłanie i ciekawie! >> Czas jest jak rzeka, a my płyniemy z jej nurtem<<

Your eyes like the ocean. Beautiful, but also treacherous.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz