~ Alexis...
Rozejrzałem się.
~ Alexis...
- Gdzie jesteś?!
Zacząłem biec. Biec w pustce. Zdawałem sobie sprawę, że to irracjonalne, lecz nie mogłem się powstrzymać. W końcu go ujrzałem. Ale i miejsce, w którym był...matko. Jezioro, piękna, głęboka tafla koloru ciemnego granatu. Wokół kilka drzew... mrocznych. Ciemne liście, spływający po nich bluszcz. Parę krzewów z cierniami. Duży, ciemnoszary głaz, gdzieniegdzie popękany, zarośnięty od dołu. Aż dziw, że coś w ogóle się w tej pustce znajduje. Sądziłem, że jest tu tylko echo. Na kamieniu, jak gdyby nigdy nic siedział chłopak. Czarne adidasy, z rzucającymi się w oczy, czerwonymi sznurówkami, wplecionymi na wzór pentagramu. Czarne jeansowe spodnie, gdzieniegdzie poszarpane, z przypiętym u boku łańcuchem, i śladem krwii na lewej nogawce. Czerwona koszulka, też z palmą, na lewym rzebrze. Czarna, jeansowa kurtka, przetarta na ramionach. Przydługie, czarne włosy z czerwonymi końcówkami, potargane, odstające we wszystkie możliwe strony. Granatowe oczy, ciemniejsze nawet niż to jezioro, połyskujące groźnym blaskiem. Pełne, sinawe usta. Mocne rysy twarzy. Ciemne, równe brwi. Ciemne i gęste rzęsy. Krew na wardze i łuku brwiowym. Zimna, odpychająca aura. Straszny... Ale także piękny. Gdy znów się odezwał, nogi prawie się podemną ugięły.
~ Alexis... W końcu...
Patrzył mi prosto w oczy. Jego zęby były śnieżnobiałe, wyjątkowo ostre. Podszedłem do niego, mimo strachu ciekawość zwyciężyła. Mógł mieć może z dziewiętnaście lat. Ja mam 17. Usiadłem obok i przyglądałem się mu. Wydawał się taki... pusty. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji.
- Jak Ci na imię?
Swój głos słyszałem mniej wyraźnie od jego.
~ Nie wiem.
- Jak to?
Zastanowił się chwilę, marszcząc brwi.
~ Nazwij mnie.
Wytrzeszczyłem oczy. Nazwać? Dlaczego miałbym go nazywać?
- Czemu?
Uśmiechnął się delikatnie, przez co mogłem zobaczyć urocze dołeczki.
~ To ty mnie stworzyłeś. Więc mnie nazwij.
Co...? Że jak? Ja go stworzyłem? Ale był tu. Cały czas mnie wołał. Przecież był tu już wcześniej.
- Nie rozumiem.
Zaśmiał się. Miał piękny śmiech. Zupełnie nie pasujący do otoczenia.
~ Ludzki mózg jest naprawdę niewyobrażalnie kreatywny... Potrzebowałeś towarzystwa...
Zacząłem rozkminiać. Kojarzyłem go skądś, ale nie pamiętałem, skąd. Teraz wiem. Śnił mi się. Stąd ta krew... śniło mi się jak zabija moich rodziców.. kilkukrotnie...
- To chore..
Nagle chłopak, tak zupełnie bez powodu zaczął odchodzić. Poszedłem za nim, lecz coś było nie tak. Czułem, jak atmosfera się zmienia. Robiło się chłodno i ciemno. Stanąłem jak wryty, gdy się odwrócił. Uśmiechał się jak szaleniec, a za nim leżał stos ciał. Zacząłem się bać. Moje dłonie i czoło pokryły się potem, puls przyśpieszył. Zacząłem uciekać, odprowadzony psychopatycznym śmiechem...
