3

2K 83 46
                                    

*Chcę zadedykować ten rozdział czytelniczkom (Lusiaq_ oraz BaranekSzonek ) , które w ostatnim czasie bardzo zmotywowały mnie do pisania i dzięki którym tak szybko wrzucam kolejny rozdział! Dziękuję wam dziewczyny za wszystkie komentarze i gwiazdki i mam nadzieję, że zostaniecie jeszcze trochę ze mną ❤️ Chciałam jeszcze życzyć Lusiaq_ wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, dużo szczęścia, marzeń, o które warto walczyć, przyjaciół, z którymi warto być, pogody ducha, mnóstwa uśmiechu oraz miłości przez całe życie. Oczywiście jeszcze mnóstwa żelków oraz czekolady 😏😏 *


Siedziałam na pralce i czekałam, aż Cameron wyjmie wszystkie odłamki szkła z moich nóg i muszę stwierdzić, że nie był w tym zbyt delikatny. W dodatku jego ręka trzęsła się niemiłosiernie, utrudniając mu złapanie małych elementów, przez co co chwilę szczypał mnie pęsetą.

-Możesz się nie ruszać?- podniósł na mnie wzrok i mocniej chwycił moją łydkę, przez co syknęłam z bólu.

-To nie ja się ruszam, tylko Twoja łapa- jęknęłam, kiedy znów zostałam dźgnięta otrą częścią pęsety -Jak sobie dawałeś radę na studiach, a teraz w pracy, jak nie możesz opanować drżenia dłoni?- kiedy kolejny raz zranił moją skórę, chwyciłam jego dłoń, odbierając mu narzędzie. Szatyn jedynie westchnął z frustracji i usiadł na podłodze przede mną.

-Wybacz, ale cała ta sytuacja jest dla mnie nieco stresująca- zakrył dłońmi twarz, aby zagłuszyć kolejne westchnięcie -Cały czas zastanawiam się jaki będzie jego kolejny krok. Co zrobi mi lub co gorsza Tobie, aby dopiąć swego- przeczesał dłonią włosy, szarpiąc za końcówki.

-Powinniśmy to zgłosić- powiedziałam, starając się samej powyjmować ostanie kawałki szkła, które dalej tkwiły w mojej skórze -Ale nie mamy dowodów na to, że to była jego sprawka- odłożyłam pęsetę obok siebie i chwyciłam wacik nasączony wodą utlenioną, którym pomału przemywałam ranki.

-Nie zamierzam czekać, aż stanie się coś poważniejszego niż wybite okno- jego oczy nieco pociemniały, a to był zły znak. Nie chciałam, żeby Cameron zamieszał się w jakieś pobicie czy coś gorszego, ale też miał rację. Nie mogliśmy czekać na kolejny atak, choć tak naprawdę nie wiedzieliśmy czy to akurat był Grzesiek. Może ktoś wykorzystał sytuację w ramach zemsty na Grześku, który nie ukrywajmy, nie miał za dużo przyjaciół -Jutro z rana pojadę po nową szybę i przy okazji zgłoszę wandalizm na policję- jedynie mu przytaknęłam, ponieważ wiedziałam, że jeśli będę się z nim spierać, szatyn załatwi sprawę po swojemu.

-Pamiętaj, że jutro jedziemy na kolację z Mią i Nash'em- teraz to on skinął głową, po czym pomógł mi zejść z pralki -Powiedzieli, że muszą z nami porozmawiać. Wiesz o co może chodzić?- powoli zaczęłam się rozbierać, aby wziąć prysznic przed pójściem spać. Godzina nie była zbyt późna, ale ten dzień zdecydowanie mnie wykończył i jedynie na co miałam ochotę to rzucenie się na łóżko i pójście spać.

-Może o naszym ostatnim zachowaniu?

-Chyba raczej Twoim. To Ty nie chciałeś ze mną w ogóle porozmawiać, a wręcz wyjechać, aby tylko mnie nie widzieć- spojrzałam na niego wymownie, po czym weszłam do kabiny prysznicowej, w której po chwili również znalazł się szatyn. Włączyłam wodę, pozwalając aby jej ciepło nas odprężyło.

-Ile razy mam Cię jeszcze za to przepraszać?- mruknął, przytulając się od moich nagich pleców. Jego ciepło podziałało znacznie lepiej niż strumień wody. Uśmiechnęłam się pod nosem, po czym odwróciłam się do niego przodem, zarzucając mu ręce na szyję.

Because I love you || Cameron Dallas ||  Book three || Wolno PisaneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz