9

1.4K 75 10
                                    

*Cameron P.O.V*

Dźwięk telefonu przerwał ciszę, która utrzymywała się w pomieszczeniu stanowczo dla mnie za długo, dlatego kliknięcie zielonej słuchawki przeciągałem jak tylko się dało. Wziąłem urządzenie w dłoń i po kliknięciu odpowiedniej ikonki, przyłożyłem go do ucha.

-Cześć Mia- mimowolnie na mojej twarzy pojawił się uśmiech, kiedy zdałem sobie sprawę, że to blondynka. Zakręciłem palnik pod porcelanową parowniczką, po czym usiadłem na krześle przy stoliku, zaczynając pisać sprawozdanie.

-Hej Cam, jak życie?- jej głos był nieco podniesiony, a to przez szum i pogłosy w tle. Pewnie wracała z uczelni.

-U nas wszystko, jak na razie jest w porządku. Od czasu ataku na Gabie Grzesiek nie dał znaku życia- dziewczyna westchnęła przeciągle.

-Jak zareagowała, kiedy dowiedziała się, że umówiłeś was na spotkanie z adwokatem?

-Na samym początku myślałem, że mnie rozszarpie. Wiem, że nie chce mieszać się już więcej w tę sprawę, ale nie wie, że ja nie mogę tak tego zostawić. Musi zapłacić za to co zrobił- skreśliłem linijkę obliczeń, zaczynając ją na nowo.

-Wyślij Gabie do nas do Londynu, tu będzie bezpieczna, a Ty na spokojnie zajmiesz się sprawą tego kutasa- w słuchawce usłyszałem brzęk kluczy, a później dość głośny stukot obcasów na panelach.

-Nie wiem czy się na to zgodzi. Wiesz jaka ona jest.

-Wiem, ale również wiem, że Gabie nie zniesie większego napięcia, a Grzesiek kiedy dowie się o pozwie może zrobić coś o wiele większego niż wysłanie wam jakiejś głupiej lalki- trzymając telefon między policzkiem, a ramieniem, wstałem z miejsca, dokumenty ze sprawozdaniami i obliczeniami schowałem do jednej z wielu teczek i zgarniając wszystkie swoje rzeczy, wyszedłem z pomieszczenia, zakluczając za sobą drzwi -Pomyśl Cam, nie możesz pilnować Gabie dwadzieścia cztery godziny na dobę. Masz pracę, a ona studia. Praktycznie w ciągu dnia widujecie się ze sobą może kilka godzin. Myślisz, że zdołasz ochronić ją przed tym psychopatą, który może dopaść ją w najmniej oczekiwanym momencie?- z wielkim trudem ubrałem na siebie skórzaną kurtkę i żegnając się z współpracownikami, wyszedłem z budynku, kierując się w stronę samochodu, którego dzisiaj musiałem zostawić dość daleko przez brak miejsc -Przekonaj ją do wyjazdu. Odpocznie i wróci z nami w dniu rozprawy.

-Porozmawiam z nią, ale nie obiecuję, że coś wskóram. Wiesz, że ona...

Nie mogłem dokończyć, ponieważ brutalnie zostałem wciągnięty w ciemną uliczkę, przez co komórka wyleciała z mojej dłoni, roztrzaskując się. Z całych sił starałem się dostrzec cokolwiek, ale było zbyt ciemno i zanim zrobiłem jakikolwiek krok, ktoś przyszpilił mnie do ściany i sprzedał bolesnego prawego sierpowego. Poczułem gorąco w miejscu uderzenia oraz krew w ustach, którą od razu wyplułem. Znów obróciłem głowę w stronę zaułku i znów oberwałem, tym razem w brzuch, a kiedy upadłem na kolana, kolejny raz dostałem w twarz. Zakapturzona postać zadawała cios, za ciosem, nie dając mi nawet złapać oddechu, co zwaliło mnie z nóg i ułatwiło napastnikowi dobrać się do mojego brzucha, który został kilka razy boleśnie skopany.

Nie mając już siły utrzymywać powiek otwartych, brutalnie zostałem postawiony na nogi, a moje bolące plecy znów zderzyły się ze ścianą za mną, powodując ciche jęknięcie, które przypadkowo opuściło moje usta. Moje gardło momentalnie wyschło, kiedy poczułem na swojej szyi zimny metal oraz alkoholowy oddech nieznajomego.

-Kiedy to do Ciebie dotrze, żebyś zostawił ją w spokoju?- nawet nieprzyjemna chrypa w głosie nie ukryła tożsamości napastnika, który coraz bardziej napierał nożem na moją krtań -To moje ostatnie ostrzeżenie, Dallas. Zostaw młodą Grier w spokoju, a Tobie i jej nic się nie stanie- po tych słowach już go nie było.

Z braku siły osunąłem się po ścianie na podłogę od razu tego żałując, przez okropny ból brzucha. Odruchowo złapałem się za bolące miejsce i ścisnąłem, ale było jeszcze gorzej. Przed oczami pojawiły się ciemne plamki, które z każdą sekundą były coraz większe. Jak przez mgłę widziałem jakąś postać podchodzącą do mnie. Coś krzyczała, ale nie byłem w stanie usłyszeć co. Tak jakby ta osoba oddalona była ode mnie co najmniej kilkanaście metrów. Czułem, że tracę siłę i długo nie utrzymam przytomności, nawet, kiedy wiedziałem, że Gabie mnie potrzebuje. Nie mogłem się ruszyć, było mi coraz cieplej. Przymknąłem zmęczone powieki i tak odpłynąłem.

***

Ocknąłem się w sali szpitalnej, ubrany w biały materiał i mnóstwo bandaży. Czułem każdą część ciała, która pod wpływem nawet najmniejszego ruchu, bolała jak cholera. Sięgnąłem dłonią do oczu i przetarłem je lekko i trwałem tak, dopóki nie poczułem ruchu po mojej lewej stronie. Spojrzałem w tamtym kierunku i zobaczyłem Gabie opierającą głowę na materacu łóżka, na którym leżałem. Zamknięte oczy i miarowy oddech podpowiedziały mi, że dziewczyna śpi. Wyprostowałem dłoń i odgarnąłem kosmyk jej blond włosów z zaróżowiałej twarzy, a ona poruszyła się niespokojnie, po czym otworzyła swoje duże, błękitne oczy, a kiedy zorientowała się, że się ocknąłem, wyprostowała się jak struna.

-Cam- chciała mnie przytulić, ale w ostatniej chwili się powstrzymała, przez stan w jakim się znalazłem -Tak się o Ciebie bałam. Nie wracałeś, a później ten telefon ze szpitala- jej dłoń gładziła mój policzek. Bolało, ale w tej chwili potrzebowałem jej obecności, dotyku -Co się stało?- w jej oczach stanęły łzy, ale żadna nie popłynęła po różowym policzku, na którym odciśnięty był materiał pościeli.

-Grzesiek mnie zaatakował, kiedy wracałem z pracy. Zanim się obejrzałem, leżałem na ziemi, kuląc się z bólu- złapałem za jej wolną dłoń, którą ściskała róg kołdry, po czym przeniosłem ją do mojej twarzy i musnąłem ustami. Jej twarz momentalnie zalała się wstrzymanymi wcześniej łzami, które zawzięcie próbowała obetrzeć. Niestety na marne -Nie płacz, kochanie...

-To wszystko moja wina- łkała, a moje serce pękało na pół -Gdyby nie ja, nie leżałbyś tu teraz. Cały obolały i...

-To nie twoja wina, Gabie. Nie możesz obwiniać się za jego przewinienia- pomimo bólu, który czułem w całym ciele, przyciągnąłem dziewczynę do siebie i pozwoliłem, aby położyła się na moim boku i wtuliła we mnie. Trwaliśmy w tej pozycji dobre, kilka, może kilkanaście minut. Ona próbując się uspokoić, a ja przemyśleć propozycję Mii, która w chwili obecnej była najlepszym wyjściem.

-Musisz wyjechać, G- blondynka podniosła głowę, żeby na mnie spojrzeć i zmarszczyła brwi -Kupimy Ci bilet do Londynu i pomieszkasz trochę u Mii i Nash'a. Musisz odpocząć i nabrać sił i...

-A co z Tobą? Nie zostawię Cię. Nie w takim stanie. Nie, nie ma mowy. Nigdzie nie jadę, nie bez Ciebie- jej głos był stanowczy, ale wiedziałem, że tym razem ze mną nie wygra -Kocham Cię, Cam i nie pozwolę Ci zostać z tym wszystkim sam.

-Tym razem nie masz wyjścia, Gabie. Musisz wyjechać i doskonale o tym wiesz. Potrzebujesz tego. Poza tym już wszytko postanowione- dłonie dziewczyny zacisnęły się na materiale, który miałem na sobie, ale poza tym nie drgnęła ani na milimetr -A o mnie się nie martw. Mi nic nie będzie. W sobotę spotkam się z adwokatem, który pomoże mi rozprawić się z Grześkiem, a po rozprawie będziemy mogli już żyć długo i szczęśliwie- posłałem w jej stronę uśmiech, który po chwili odwzajemniła -Wyjedź i odpocznij. Pomóż Mii w przygotowaniach do bycia mamą, a kiedy wrócisz weźmiemy ślub i nim się obejrzysz, będziemy szczęśliwą rodziną.

-Z dwójką dzieci?- rozczulił mnie jej szept, który spowodował mój cichy śmiech.

-Ile tylko sobie życzysz, kochanie- ucałowałem jej czoło, a na jej twarzy w końcu zagościł szczery uśmiech. Dziewczyna znów wtuliła się z mój bok i tak trwaliśmy dopóki do sali nie wszedł poznany przeze mnie kilka dni temu Patric. Zmierzył nas wzrokiem i uśmiechnął się lekko.

-Zaczynamy grę, Dallas?

Nie musiałem mu odpowiadać, ponieważ obaj doskonale znaliśmy odpowiedź.

Because I love you || Cameron Dallas ||  Book three || Wolno PisaneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz