11

1.4K 94 38
                                    

Dość mocny wiatr rozwiał moje i tak już potargane włosy, które nieznośnie opadały na twarz, utrudniając widzenie. Z ciężkim westchnięciem odgarnąłem niesforne, przydługie kosmyki, po czym dłoń znów umieściłem w kieszeni czarnej skórzanej kurtki, która w minimalnym stopniu chroniła mnie przez nieprzyjemnym zimnem. Moje kroki stawały się z każdą chwilą coraz szybsze, aby w jak najkrótszym czasie dotrzeć na miejsce i schować się przed niesprzyjającą pogodą.

Spotkanie z Panem Perry miałem dopiero za piętnaście minut, ale przez zdenerwowanie jakie mną zawładnęło, nie byłem w stanie usiedzieć w domu ani chwili dłużej. Nie miałem pojęcia jak przebiegnie nasza rozmowa, a co najgorsze, czy winy,  jakie zarzucimy Grześkowi będą na tyle mocne, aby wpakować go na długie lata za kratki.

Westchnąłem przeciągle, wyciągając z przewieszonej przez ramię torby, paczkę papierosów, aby po chwili odpalić jednego z nich. Zaciągnąłem się lekko duszącym dymem i zatrzymałem go na kilka sekund w płucach, aby później wypuścić małą, szarą chmurkę, którą szybko rozwiał wiatr. Oparłem się o ścianę kawiarni, w której miałem umówione spotkanie i przymknąłem na chwilę zmęczone powieki. Nikotyna krążąca w moich żyłach zaczęła działać, powodując lekkie odprężenie, ale to jedynie kilkuminutowe działanie. Wiedziałem, że kiedy tylko wejdę do środka lokalu zdenerwowanie oraz skurcz w żołądku powrócą. I nie myliłem się.

Wyrzuciłem niedopałek do kosza przy wejściu, po czym szedłem do środka kawiarni, która o dziwo, nie była tak zatłoczona jak miała w zwyczaju. Podszedłem do kremowej lady, za którą stała lekko uśmiechnięta, starsza kobieta.

-Dzień dobry, Pani Baker- przywitałem się, a na twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech.

-Oh, Cameron! Jak Ty wyrosłeś!- zaśmiałem się na jej standardowy tekst.

-Widzieliśmy się w tamtym tygodniu- mruknąłem, opierając łokieć o idealnie wypolerowany blat.

-To szmat czasu- poszerzyła swój uśmiech -Co u Ciebie słychać, mój chłopcze? Jak praca? Nie przyszedłeś z Gabie? To taka miła dziewczyna.

-Praca, jak praca, monotonna, ale nie narzekam. Wiedziałem co czeka mnie po skończeniu tego kierunku i jedynie mogę cieszyć się, że nauka przez te sześć lat nie poszła na marne- kobieta potakiwała głową, w międzyczasie robiąc dla mnie kawę, którą zwykle tu zamawiam -A Gabie wyjechała do Londynu do brata i jego żony. Pomaga im wyszykować pokoik dla dziecka.

-Nash w roli tatusia? Nie wyobrażam sobie tego łobuza opiekującego się dzieckiem- zaśmiała się cicho, kręcąc głową.

-Od kiedy jest z Mią zachowuje się dojrzalej. Już nie jest tym samym rozrabiaką, co kiedyś- dyskretnie zerknąłem na zegarek, aby sprawdzić godzinę. Mam jeszcze kilka minut -A jak tam u Evy? Muszę przyznać, że od czasu zakończenia liceum widziałem ją może dwa razy.

-Eva wyjechała do Francji, do męża- odparła, nie spuszczając oka z filiżanki, na której formowała wzorek za pomocą śmietanki -Tam skończyła studia prawnicze i urodziła dziecko, Mikeylę. W następnym tygodniu lecę na jej trzecie urodziny. Mam nadzieję, że pamięta jak wygląda babcia- zaśmialiśmy się cicho na jej słowa, ale przerwaliśmy, kiedy tylko usłyszeliśmy męski głos.

-Przepraszam, ale szukam Pana Dallas'a- słysząc swoje nazwisko, odwróciłem się przodem do mężczyzny, lustrując go od stóp do głów.

Facet wyglądał na około czterdzieści lat, może trochę mniej, gdyby zgolił brodę. Ubrany w białą koszulkę, czarne spodnie oraz tego samego koloru długą marynarkę, której rękawy były zawinięte po łokcie. W dłoni trzymał niewielkich rozmiarów aktówkę, a na nosie spoczywały okulary przeciwsłoneczne. Czyżby był to Pan Perry?

Because I love you || Cameron Dallas ||  Book three || Wolno PisaneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz