VIII

944 74 15
                                    

Reszta tygodnia minęła zdecydowanie zbyt szybko i nastała sobota. Nie czułam się na siłach, by iść z Lauren na imprezę charytatywną. Miałam spędzić kilka godzin z moim największym wrogiem, w dodatku udając, że świetnie się bawię? W życiu. Niestety, nie miałam wyboru i tylko modliłam się, aby ta impreza jak najszybciej się skończyła.

Kiedy koło południa zeszłam na dół do kuchni, byłam zaskoczona, widząc Jauregui. Dziewczyna oznajmiła, że zabiera mnie na zakupy, do fryzjera i kosmetyczki. Zgodziłam się, bo w końcu nie miałam wyjścia, ale nie rozumiałam, po co jej to wszystko. Kiedy siedziałam już u kosmetyczki, która malowała mi paznokcie, a później robiła makijaż, czarnowłosa wróciła do swojego domu, by się przebrać, ponieważ nie zostało nam jakoś wiele czasu.

Po wszystkich zabiegach, ktoś, kto chyba był szoferem rodziny Jauregui, zawiózł mnie z powrotem do mojego domu, bym tam ubrała sukienkę, którą Lauren dla mnie wybrała, bo nie mogę powiedzieć, że sama ją wybrałam. Wyglądało to mniej więcej tak, że podałam zielonookiej swój rozmiar, a ona poszła do jednego z droższych sklepów i kilka minut później wyszła z niego z torebką, w której była sukienka. Oczywiście, nie mogłam tam zajrzeć, dlatego teraz, widząc czerwoną sukienkę, otworzyłam ze zdziwienia usta. Nawet moja babcia była zaskoczona; Sofia zresztą też.

Ubrałam sukienkę oraz buty, które Lauren również dla mnie wybrała. Widząc się w lustrze byłam pewna, że jestem inną osobą. Wyglądałam zupełnie inaczej, ale w dobrym sensie. Przejechałam dłonią po sukience. Sięgała ona prawie do samej ziemi, na lewym udzie miała wycięcie, no i oczywiście do tego odsłonięte plecy. Kiedy się tak przyglądałam sobie, nawet nie zauważyłam, że zadzwonił dzwonek. Sofi pobiegła otworzyć. Po sytuacji z Lauren, porozmawiałam z siostrą. Wiedziałam, że się obwiniała, ale zapewniłam ją, że nic złego nie zrobiła. Wyjaśniłam jej też, że z Jauregui nic mnie nie łączy, jednak tego akurat młodsza nie mogła sobie przyswoić i nazywała Lauren moją dziewczyną.

- Kaki, twoja dziewczyna przyszła! - pisnęła Sofia.

Czarnowłosa uniosła brwi, jednak na jej twarzy widniał uśmiech.
Odwróciłam się w stronę Jauregui, a widząc ją... okej, może trochę zabrakło mi tlenu. Dziewczyna ubrana była w czarne spodnie, czarną marynarkę, pod którą miała jedynie czarny stanik oraz czarne szpilki. Mocny makijaż podkreślał jej oczy. Wyglądała... seksownie. Zdecydowanie seksownie.

- Buenas tardes (dobry wieczór) - powiedziała Lauren. - To dla pani. - Byłam zaskoczona, gdy dziewczyna podała mojej babci bukiet. Był mały, ale śliczny. Moja babcia uśmiechnęła się szeroko, dziękując jej.

- A ja? - zapytała Sofi, a ja skarciłam ją wzrokiem, jednak zielonooka tylko się zaśmiała.

- Dzisiaj nic dla ciebie nie mam, ale zabiorę cię niedługo na lody, zgoda? - zapytała.

- Obiecujesz na mały paluszek? - spytała podejrzliwie młodsza, wyciągając mały palec w stronę dziewczyny.

- Obiecuję - zapewniła Lauren, owijając swój mały palec wokół palca Sofi. Poczochrała jej po chwili włosy i podeszła do mnie. - Um... wyglądasz...

- Kaki jest piękna, prawda? - Wtrąciła się Sofia.

- Cóż, myślę, że piękna to nie jest dość dobre określenie na to, jak twoja siostra dzisiaj wygląda - odpowiedziała Lauren, patrząc na małą. - Myślę, że nie ma słowa, które by opisało, jak idealnie wygląda - dodała, przenosząc wzrok na mnie. Zarumieniłam się lekko, bo cholera, to pierwszy taki komplement z ust Lauren.

- Um... dziękuję. Możemy już iść? - zapytałam.

- Oczywiście, ale mam coś dla ciebie - powiedziała zielonooka i wyjęła z marynarki jakieś pudełeczko.

I hate you, don't leave me❌Camren[ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz