neuf

903 88 2
                                    

                Kiedy za państwem Austin zamknęły się drzwi, Arizona i Luke mogli wrócić do dużo przyjemniejszych czynności, które zostały im wcześniej przerwane. Oczywiście brunetka nie byłaby sobą, gdyby wcześniej nie poczyniła kilku komentarzy w stronę zachowania Luke’a przy jej ojcu, ale nic nie mogło pójść po jej myśli bardziej niż to spotkanie. Ojciec dziewczyny był zauroczony blondynem, a matka uważała go za całkiem wartościowego młodego człowieka, którym w istocie był, ale przecież ona nie musiała mu tego mówić.

                - Na czym skończyliśmy? – wyszeptał jej do ucha, delikatnie muskając jego płatek tym samym podnosząc temperaturę ciała dziewczyny.

                - Ty, ja, blat kuchenny? – zachichotała pod nosem, zadzierając głowę.

                Była gotowa przysiąc, że oczy Hemmingsa nabierały większej głębi z każdym, kolejnym dniem. Zakochiwała się w tym chłopaku coraz bardziej i powoli nie wyobrażała sobie bez niego życia. Powoli uzależniała się od niego tak, jak uzależniała się od Briana. Może to było niezdrowe, może powinna była przestać, ale to było dużo silniejsze od niej.

                - Wolałbym przenieść się w wygodniejsze miejsce – wymamrotał, uśmiechając się cwanie.

                - Co jest złego w blacie? – spytała zalotnie, bawiąc się rąbkiem koszulki chłopaka.

                Wzruszył ramionami. Prowokacyjny wzrok Arizony mieszał w głowie, a jej delikatnie dłonie, wślizgujące się pod materiał koszulki, wodząc wzdłuż linii kręgosłupa, doprowadzały do wrzenia. Pragnął jej. Tu i teraz. Na blacie kuchennym, na kanapie, cholera mógłby to być nawet puchowy dywan w salonie. Nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo za nią tęsknił, dopóki nie spojrzała na niego zalotnie, wspinając się na palce, by delikatnie musnąć jego wargi tak, jak to miała w zwyczaju, nie zdając sobie sprawy do jakiego stanu go doprowadzała tymi drobnymi gestami.

                Zaczęło się niewinnie - od pocałunku, który pogłębiony pobudził skrywane pożądanie.  Nie odrywając się od siebie dotarli do salonu, tłukąc przy tym ulubiony wazon Arizony. Nie zwróciła na niego szczególnej uwagi - była zbyt pochłonięta pocałunkami, które Hemmings składał na jej szyi, zostawiając na niej kilka krwawych śladów, o które będzie się martwić następnego dnia. W końcu pozbawił Arizony górnej części garderoby, przyglądając się dziewczynie z cwanym uśmiechem – prawie zapomniał jak piękne ciało miała.

                Puchowy dywan w salonie może nie był najwygodniejszym miejscem na ziemi, ale potrzeba matką wynalazku. Już miał pozbawiać brunetkę dolnej części bielizny, kiedy usłyszeli uporczywe łomotanie do drzwi. Arizona nie sądziła, ze Luke był w stanie tak siarczyście kląć. Zaskoczyło ją, że w ogóle znał takie słowa. Niemal natychmiast zerwała się do pozycji pionowej i wciągając spodnie i przy okazji zbierając porozrzucane ubrania skompletowała cały strój, chociaż miała wrażenie, ze chwyciła spodnie Hemmingsa zamiast swoich własnych - nie przypominała sobie żeby te jej były tak ciasne i tak długie, aczkolwiek były w całości – Luke nie był w posiadaniu takowej pary. Doprowadzona do względnego porządku, aczkolwiek wciąż rozedrgana wewnętrznie otworzyła drzwi i zamarła. Znowu.

                - Brian, co ty tutaj robisz - wyszeptała, robiąc krok w tył.

                - Błagam, Arizono. Daj mi jeszcze jedną szanse - wydukał płaczliwym tonem. Był pijany jak bela, ledwie trzymał się na nogach. Najwidoczniej jej adres był jednym, który jego pijany móżdżek był w stanie zapamiętać.

                Dziewczyna przymknęła powieki - jeszcze jego tutaj brakowało. I jakby było mało postanowił się na nią zwalić, a pijany mężczyzna, wyższy od niej o głowę do najlżejszych nie należał.

lost things / lrhOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz