8. Nic do stracenia

35 5 0
                                    

Dawno nie było tak zimno. Na termometrach temperatura nie przekraczała 5 stopni Celsjusza. Dzisiejszy outfit to granatowe jeansy, musztardowy sweter i tego samego koloru zimowe timberland'y. Włosy upięte w kok, a co do makijażu to pomalowałam rzęsy i kredką zrobiłam brwi dla mocniejszego koloru. Przed wyjściem tylko pożegnałam się z mamą i przypomniałam jej, że będę później z racji, iż mam trening. 

Na przystanku było wyjątkowo dużo ludzi i o dziwo nie kojarzyłam ich twarzy. Nie przypominam sobie tłoku na przedmieściach o siódmej rano, ale mało mnie to obchodziło, stanęłam z dala od tłumu i słuchałam muzyki. Po czasie jednak przestało mi się to podobać, bo autobus spóźniał się 10 minut, a za pół godziny zaczynałam lekcje. Czekam kolejne 2 minuty i z oddali widzę biegnącego mężczyznę. Widziałam, że co chwilę otwierał usta, jakby coś krzyczał, dlatego wyciszyłam muzykę. Krzyczał i to bardzo głośno, ale w połączeniu z szybkim biegiem nie dało się go zrozumieć. 

- Pomocy! Wypadek! Moja córka! - W tym momencie cały tłum poszedł w stronę  mężczyzny z miliardem pytań.

- Cisza! - krzyknęła kobieta zyskując u wszystkich respekt, bo tłum nagle ucichł - gdzie jest ten wypadek?

- Na skrzyżowaniu, jakieś 4 minuty stąd. Moja córka! Autobus! Pomocy! - był w szoku i nie był w stanie się wysłowić.

- Miał pan wypadek z autobusem i jest tam pana córka, tak? - Ta kobieta musiała mieć doświadczenia w prowadzeniu tego typu rozmów.

- No tak! Niech ktoś mi pomoże, zagapiłem się i przejechałem skrzyżowanie na czerwonym prosto na autobus, a teraz Monica... - mówił szybko, na jednym wdechu, ale jedno było pewne. Autobus nie przyjedzie przez najbliższą godzinę, więc nie zastanawiając się niezauważalnie wyszłam z kręgu otaczającego mężczyznę. Siedem przystanków to na oko pięćdziesiąt minut drogi, a patrząc na to, że do dzwonka zostało dwadzieścia nie mogłam sobie pozwolić na pieszą wycieczkę. Zadzwoniłam po taksówkę i parę minut później podjechała pod przystanek. 

- Dzień dobry, gdzie jedziemy? - spytał taksówkarz z uśmiechem.

- Do Townsend Harris High School proszę.

- O tej godzinie ulice nie powinny być zakorkowane, więc będziemy za kilka minut - pociesza mnie ten spokojny ton jakim mówi, dzięki któremu mam jeszcze nadzieję o pojawieniu się w szkole punktualnie.

Jednak zbyt pięknie było, gdyby tak się stało i przed drugim skrzyżowaniu, który mijamy taksówkarz nagle wyłącza silnik. 

- Czemu stoimy? - wypowiadając te słowa, wyłączyłam telefon wyglądając wzrokiem przez szybę. Sznur samochodów przed maską taksówki zdawał się nie mieć końca, a z racji, że byliśmy na zakręcie na pierwszy rzut oka mogłam określić korek na co najmniej kilometr - co to? Narodowy dzień wypadków?

- Ehh... za nami też już korek się ciągnie, więc utknęliśmy... - taksówkarz też wyglądał na zawiedzionego co trochę mnie zdziwiło, bo i tak jest w pracy, więc nie robi mu większej różnicy czy stoi w korku na przedmieściach czy w centrum Nowego  Yorku, bo szczerze? W metropolii jak Nowy York w godzinach szczytu, parę kilometrów można jechać godzinami.

                                                                                   ***

Godzina 10:17. Opuściłam 2 pierwsze lekcje bez zwolnienia, co w szkole jak Townsend z reguły kiepsko się kończy. Siedząc na historii może nie byłam skupiona, ale przynajmniej robiłam notatki. Czekałam tylko, aż ktoś wejdzie i poprosi mnie do dyrektora. Wiele uczniów z publicznych lub gorszych szkół mówi, że rozmowa z dyrektorem za spóźnienie to ewidentna przesada i w pełni się z nimi zgadzam, jednak u nas jest takie sytuacje są na porządku dziennym.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Mar 15, 2020 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Powód.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz